|
Stowarzyszenia są z założenia instytucjami zrzeszającymi altruistów, którzy realizują swoje potrzeby "wyższego rzędu", czyli kreowanie czegoś nowego, pomoc innym itp. Prawdziwym stowarzyszeniem będzie grupa osób, które kupią ziemię aby zbudować na tym miejscu nową osadę. Sprzedadzą "po kosztach" działkę lekarzowi, dentyście, weterynarzowi, restauratorowi, i innym, którzy zeschcą tam mieszkać i usługiwać mieszkańcom (jużnie koniecznie "za darmo"), aby podnieść prestiż miejscowości i jej atrakcyjność. Członkowie takiego stowarzyszenia oczywiście mają korzyść taką, że sami tam mieszkając budują fajną społeczność. Chcą, aby jak najszybciej powstała ta miejscowość, więc pomagają ludziom się osiedlić i nie łupią na cenie działek, nie zarabiają na tym, nie to jest celem. Celem jest stworzenie nowej miejscowości o nazwie np. Dmyszewice. Nagrodą jest satysfakcja, bycie pionierem, tablica pamiątkowa na chacie sołtysa orza chwalenie się przed innymi "Jam to sprawił".
Jeśli ta sama grupa ludzi kupi ziemię, a potem sprzedaje działki o 300% wyżej za metr, zapewniając sobie zwrot z inwestycji i odkładając pieniądze na emeryturę, to spółka a nie stowarzyszenie. Jeśli zrobią to pod nazwą stowarzyszenie, wyciągną zyski w formie diet nie płacąc podatku, to zwykłe oszustwo. Choć - teoretycznie - legalne.
Czy my jako społeczeństwo osiągnęliśmy poziom by realizować potrzeby wyższe, gdy nie mamy zapewnionej bazy - czyli mieszkań, samochodów, domów, lokat na koncie? Nie. Kiedy będziemy mogli? My nie, nasze dzieci będą mogły, jesli przekażemy im wystasrczający spadek. Pracujmy więc lepiej na spadek dla dzieci, a nie pracujmy na tych, co z naszej pracy wyciągają diety. Praca dla PZW jest tym samym, co kupowanie kradzionego zegarka na parkingu przed marketem od gościa w garniturku podszywającego się pod ulicznego sprzedawcę. Nie pomagajmy różnej maści kombinatorom, cwaniakom, to od nas zależy czy ci oszuści będą dalej uprawiać proceder czy będą musieli wziąć się do uczciwej roboty. Pracuj więc na dzieci, pracuj na droższe licencje, na zdrowie i tobie i rodzinie to wyjdzie. Jak odłożysz na studia dla dzieci, kupisz im chociaż po kawalerce na start, możesz zacząć realizować potrzeby wyższego rzędu. Życzę ci, abyś osiągnął to szybciej niż ja.
Tomaszu,
Instytucjami zrzeszającymi altruistów, oddalonych od realizowania swoich potrzeb, są klasztory klauzurowe albo zakony kontemplacyjne.
Stowarzyszenia są powoływane do wpływania na bieg spraw w kraju przez wykorzystanie aktywności obywatelskiej, mają cele i zadania takie jak wszystkie inne firmy, ale forma stowarzyszenia wyrażana w określeniu "non profit" zakłada osiąganie zysku nie do podziału między udziałowców, ale do przeznaczenia na działalność statutową organizacji.
Organizacja "non profit" to nie taka, która nie osiąga zysku, ale taka, która z założenia nie wytwarza zysku do podziału. Tym różni się od działalności spółki czy spółdzielni, że te ostatnie, nawet ponosząc straty, jednak w założeniu są powoływane w tym celu, żeby zysk z ich działania został podzielony między tych, którzy je powołują.
Organizacja musi wytwarzać zysk, żeby się rozwijała. Każda organizacja. Chyba, że jest utworzona na zasadach ideologicznych „nie z tej ziemi”. Jeżeli taka istnieje, to trzeba ją zmienić, zastąpić, utworzyć lepszą w formie czy w sposobie funkcjonowania. Zastępowanie gorszego lepszym jest drogą rozwoju. Dopiero powstanie lepszego ten rozwój może zapewnić. Narzekanie na gorsze nie prowadzi do niczego.
Dawno, dawno temu, przed siedmioma rzekami, przed siedmioma górami, przed siedmioma morzami, w samym środku Europy, żył sobie ludek, któremu na obcych bagnetach przyniesiono nagle dziwny porządek rzeczy i na jego czele postawiono różnych "chłopków - roztropków", którym się wydawało, ze to, co się im wydaje jest największą mądrością. W tym zadufaniu swym posłyszeli gdzieś, że jest taki rodzaj działalności "nie dla zysku". W swej ignorancji przełożyli sobie to "na chłopski rozum", że jest to działalność "bez osiągania zysku". No bo jakże można ten zysk osiągać. Przecież zysk jest osiągany przez "naciąganie" ludu pracującego miast i wsi. A przecież to wszystko należy do "ludu pracującego miast i wsi". To jakże ten lud ma płacić za coś, co do niego należy? A jeszcze pracować na to? Nie po to obalił wszelkich panujących, żeby teraz pracować. W dodatku niedopuszczalne jest pracowanie "na kogoś". W ten sposób wylęgło się przeświadczenie o nadzwyczajnej "uczciwości" pracowania "nie dla zysku". Kiedy ktokolwiek pracował "dla zysku" to był od razu podejrzany.
W tym zapale zapomniano, że wszelki postęp wymaga zysku, niezależnie od formy prowadzenia działalności, bo z czegoś musi się brać rozwój. Funkcjonowanie bez zysku oznacza ni mniej ni więcej – stratę, stagnację i zacofanie. Konsumowanie i przejadanie tego, co jest, aż do dna, które tym szybciej się osiąga im więcej chętnych do konsumowania oraz im mniej do wytwarzania zysku, do tworzenia postępu. Im więcej mówiących "należy się", tym szybciej to, co jest, znika z zasięgu wszystkich.
W dodatku wmówiono temu prostemu ludkowi, jakoby istniały "potrzeby wyższego i niższego rzędu", zgodnie z teoriami o "bazie i nadbudowie", rozpowszechnianymi wszem i wobec, od ławy szkolnej do zakładów pracy, sączonej codziennie przez media. Wszystko po to, żeby odciągnąć tenże ludek od pomysłów na organizowanie się, kształtowanie więzi, samodzielność, dojrzałość działania, godziwą przedsiębiorczość. Wmówiono mu, że jak się wzbogaci, to wtedy będzie mógł myśleć o potrzebach "wyższego rzędu". Ukrywano przed nim, że ludzie, którzy się wzbogacają, osiągają to właśnie dzięki temu, że potrafią ze sobą współpracować, że to im ułatwia generowanie zysku, z którego bierze się postęp. Ukształtowała się w tym apoteoza „cwaniactwa”, szukania „sposobów”, uzasadnień dla kombinowania, dla lekceważenia zobowiązań, deklaracji. Ale postęp, zysk, współpraca, oznaczałyby jednocześnie samodzielność, samorządność, brak posłuszeństwa wobec "przywódców ludu pracującego miast i wsi". Ten zasiew myśli stosowano tak długo i skutecznie, że niektórym to pozostało do dziś. Właściwie wielu to pozostało do dziś. Niektórzy mają tę propagandę tak głęboko zakorzenioną, że przy każdej okazji z nią występują, mając ją za nie wiadomo jaką mądrość.
I taka to mentalność, przez lata ukształtowana trwa po dziś dzień i przenosi się na kolejne pokolenia.
Nawiązując do przedstawionego przykładu, prawdziwym, sprawnym, sensownym stowarzyszeniem byłaby grupa osób, która kupi ziemię, żeby zbudować na tym miejscu nową osadę. Wybuduje domy, a tak wybudowane domy sprzeda z dużym zyskiem lekarzowi, dentyście, weterynarzowi, restauratorowi, i innym, którzy zechcą tam mieszkać, jak również innym mieszkańcom.
Zysk z tego przedsięwzięcia przeznaczy na zakup kolejnej ziemi, większego obszaru lub w lepszej lokalizacji, wybuduje więcej domów, które sprzeda z zyskiem, który przeznaczy na kolejne takie przedsięwzięcie.... itd... itd ...
Nie mając, z założenia, komercyjnego charakteru, czyli nie wytwarzając zysku do podziału, mogą na przykład uzyskać lokalizację na gruntach miejskich, gdzie z własnych środków zbudowaliby domy, przeznaczone do sprzedaży z zyskiem, płacąc opłatę dzierżawną gminie.
Przykład jest nietrafny, bo dotyczy podstawowych potrzeb ludzkich, gdzie nie trzeba się stowarzyszać, żeby znaleźć chętnych do prowadzenia działań zyskownych. Zyski są bardzo kuszące, przyciągające aktywnych przedsiębiorców. Nikt nie powołuje „stowarzyszenia wypiekających chleb”, choć już wypiekający chleb mogą tworzyć stowarzyszenia, które zajmą się kształtowaniem wizerunku, wpływaniem na legislację itp.
Stowarzyszenia powstają tam, gdzie wchodzi się w sferę udziału w życiu publicznym. W sferę hobby, w sferę własności i funkcji publicznych, żeby zasoby w posiadaniu publicznym były jak najlepiej wykorzystane przez samych obywateli, zrzeszających się w stowarzyszenia. Bo obywatele, świadomi, dojrzali samorządni, wykorzystają dostępne zasoby publiczne w sposób o wiele lepszy niż urzędnicy, jednocześnie nie wytwarzając zysku do podziału osobistego, ale do pomnożenia obszaru funkcjonowania publicznego. Co nie przeszkadza w prowadzeniu przez stowarzyszonych działalności rolniczej, gospodarczej równolegle ze statutową, żeby finansowanie tejże statutowej zwiększyć.
Nie przeszkadza to w żadnym stopniu w funkcjonowaniu równolegle podobnej działalności gospodarczej prowadzonej przez indywidualnych przedsiębiorców, spółki, spółdzielnie, itp.
„Nagrodą”, satysfakcją dla członków stowarzyszenia jest powiększanie się zasięgu "fajnie zorganizowanych obszarów", a nie pomnażanie własnych zasobów. Satysfakcją jest dobre funkcjonowanie stowarzyszenia i jego przedsięwzięć. Rozpoznawalność stowarzyszenia, uznanie i wiarygodność jego działania. Możliwość wpływania na bieg spraw w kraju, na zachowania ludzi, ich mentalność, na uregulowania prawne i praktyki funkcjonowania. ... bo stowarzyszenia istnieją w celu „umożliwienia obywatelom równego, bez względu na przekonania, prawa czynnego uczestniczenia w życiu publicznym i wyrażania zróżnicowanych poglądów oraz realizacji indywidualnych zainteresowań”. Zaś "Stowarzyszenie jest dobrowolnym, samorządnym, trwałym zrzeszeniem o celach niezarobkowych." Przy czym "Stowarzyszenie samodzielnie określa swoje cele, programy działania i struktury organizacyjne oraz uchwala akty wewnętrzne dotyczące jego działalności." A także "Stowarzyszenie opiera swoją działalność na pracy społecznej członków; do prowadzenia swych spraw może zatrudniać pracowników."
Tak działają Koledzy, prowadzący w ramach różnych stowarzyszeń, rozwój ośrodków zarybieniowych, renaturyzujący rzeki, organizujący łowiska, edukujacy młodych wędkarzy, załatwiający z urzędami ważne sprawy dla środowiska wodnego, współpracujący z policją czy PSR w ochronie wód i ryb ... tyle w kwestiach materialnych i niematerialnych ....
Oczywiście, są tacy, którzy tego nie rozumieją, ale tak było, jest, będzie zawsze ...
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|