f l y f i s h i n g . p l 2024.04.29
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Budowa suchej muchy-niezauważone .... . Autor: Piotr Konieczny. Czas 2024-04-28 23:11:22.


poprzednia wiadomosc Odp: coś o pzw : : nadesłane przez S. Cios (postów: 2009) dnia 2021-05-25 22:29:52 z *.147.127.71.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl
  Generalnie podzielam pogląd, że stworzenie federacji niezależnych towarzystw wędkarskich może być największą szansą na uzdrowienie naszego wędkarstwa, a także na poprawę sytuacji na naszych wodach, choć nie miejmy złudzeń, że wszystko zależy od samych wędkarzy. Każdy monopol prowadzi do patologii, niegospodarności i marnotrawstwa dobra publicznego. Wśród głównych argumentów są:
1. W ostatnich kilkudziesięciu latach wędkarstwo muchowe, a w zasadzie cały sektor ryb łososiowatych, nie miał szczęścia do decydentów gospodarujących w budynku na Twardej. Mocniejsze słowa i argumenty podawałem w różnych publikacjach.
2. Masowość wędkarstwa, promowana przez PZW od początku jego istnienia, doprowadziła do zdominowania tej organizacji przez osoby o niskim poziomie wiedzy wędkarskiej i ichtiologicznej, a także o niskiej kulturze osobistej. Ten proces niestety trwa.
3. W dużej organizacji zanika poczucie odpowiedzialności członków, zwłaszcza jeśli chodzi o troskę o niewielkie wody, głównie cieki, mające duże znaczenie dla funkcjonowania całego systemu (gł. miejsca rozrodu i wychowu narybku).
4. W dużej organizacji zanika odpowiedzialność finansowa. M.in. decydenci czują się zwolnieni z obowiązku informowania członków o budżecie i sposobie wykorzystania środków. Od ok. 25 lat jestem członkiem Grayling Society w Wielkiej Brytanii i corocznie otrzymuję szczegółowe sprawozdanie finansowe tej organizacji, włącznie z wydatkami. Brak jawności w sprawach finansowych w PZW jest bodajże największym przewinieniem i szkoda, że większość członków nie jest tego świadoma.
5. Będę powtarzał też do znudzenia, że powszechna praktyka w PZW, że jedni członkowie są zmuszani do finansowania innych jest co najmniej moralnie nie do zaakceptowania. Przyznawanie sobie przez działaczy odznaczeń, które uprawniają do dużych ulg jest jednym z poważniejszych problemów tej organizacji, sprzyjających nagannym praktykom.

Samym wędkarzom będzie trudno zmienić istniejący system, ponieważ takimi zmianami nie byli/są zainteresowani ani ichtiologowie (przygotowujący i opiniujący operaty), ani decydenci w sprawie przyznania operatów. Jest to głębszy problem systemowy.

To, że w niektórych okręgach są sprawni i kompetentni menadżerowie, albo osoby zadowolone z obecnego stanu, nie zmienia całości obrazu.
  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: coś o pzw [20] 26.05 08:05
 
Witam.
Monopolu to żadnego u nas nie ma. Są 42 okręgi, każdy ma osobowość prawną i każdy gospodaruje na
wodach, których jest użytkownikiem rybackim.
Jedynym monopolem, kóry można by chyba bardzo ławo obalić prawnie (tak przypuszczam), jest
pierwszeńswo PZW w odowieniu dzierżawy obwodu rybackiego.
Niestety dzierżawa obwodu rybackiego nie jest rzeczą tanią ani zdarzającą się często, co z jednej jest
gwarantem jakiejś "normalnej" i długofalowej gospodarki, ale z drugiej - swego hamulcem wszelkich zmian.
I tu pewna kwestia się pojawia - podstaw prawnych dzielących użytkownika wód na tych co to mają się
zajmować samą "gospodarką rybacką" pomimo tego że nie mają kompletnie żadnego wpływu na
gospodarowanie środowiskiem (biotopem) w którym te ryby bytują, tzn. wodą, dnem rzeki lub zbiornika,
brzegami i najbliższym otoczeniem tych wód.
Co z tego że użytkownik rybacki sobie gospodaruje na jakimś odcinku rzeki, czy też zbiorniku, skoro cała
rzesza urządników pańśtwowych może sobie w dowolny sposób wydawać równie dowolne decyzje tyczące się
"jego" wody, na które dzierżawca rybacki tej wody nie ma żadnego wpływu ?
Można na ten przykład jedną decyzją administracyjną, za którą urządnik nie ponosi żadnej odpowiedzialności,
sprawić że zabije się większość populacji ryb bytujących w obwodize rybackim. Albo doprowadzić do tego że
co prawda bedziemy mogli rubami gospodarzyć i te ryby tam będą, ale nie będziemy w stanie ich łowić
(odławwiać).
Do tego dochodzi "powszechność" dostępu i dowolność użytkowania wód (płynących w większości ale i nie
tylko) przez każdego jednego obywatela, który może swobodnie robić na nich co muz się żywnie podoba w
imię socjalistycznego mniemania że to dobro pańśtwowe, czyli wspólne. Można sobie w jakimś obwodzie
rybackim zrobić elektrownię, postawić tamę, organizwoać za darmo codziennie po kilka spływów kajakowych,
można sobie zrobić sztuczny tor do serfingu zamjmujący 4/5 powierzchni zbiornika, można wpuścić sobie do
rzeki bezkarnie zupełnie ścieki z lokalnej samorządowej oczyszczalni ścieków jak jest awaria albo po prostu
ich zwykła nadwyżka której nie można przerobić. Można wybierać żwir, piasek i wszelkie inne rzeczy bez
zgody użytkownika rybackiego, mozńa sobie rzekę dowolnie przebudować bez pytania o jego zgodę, a nawet
jak się okazało w tym roku, można sobie rzeki zlikwidować całkowicie (link poniżej).

https://pl1.tv/title/z-mapy-polski-maja-zniknac-trzy-rzeki/

Można wszystko zrobić ześrodowiskiem życia ryb i to zupełnie legalnie, w majestacie prawa i żaden
dzierżawca wód nie może mieć kompletnie żadnego wpływu na to.
Tu chyba tkwi największy problem z wędkarstwem w naszym kraju, degradacją wód i tym że nie ma w nich już
normalnych populacji ryb i (ogólnie) innych organizmów wodnych. Albo jest ich za dużo z drugiej strony (vide -
kormorany, z którymi nie wiadomo co tak naprawdę zrobić).
Pozdrawiam.
 
  Odp: coś o pzw [0] 26.05 08:20
 
Jest monopol ze strony PZW. W całej środkowej Polsce praktycznie nie ma rzeki, która byłaby w gestii innego użytkownika, niż PZW. Pomijam grajdołki z karpiami, Wody otwarte są bowiem kluczem do prawidłowej gospodarki w całym systemie.Jeśli ktoś nie jest wielkim entuzjastą gospodarki a la PZW, to może sobie pojechać do Szwecji, Chorwacji, itp. W tym sensie nie ma monopolu, bo jest zagranica, oferująca więcej, za mniejsze pieniądze.
Pozostałe elementy mieszczą się w tym, co wskazałem, na co wędkarze nie mają wpływu. Już około 100 lat temu jeden z naszych wybitnych ekonomistów Fr. Bujak stwierdził, że rybactwo musi ustąpić miejsca rozwojowi przemysłu (cytuję z pamięci). Czyli że było (i nadal jest) przyzwolenie na niszczenie środowiska w imię rozwoju gospodarczego.
 
  Odp: coś o pzw [2] 26.05 16:10
 
Muszę się zgodzić z tym co napisałeś. Można o jakąś wodę latami dbać i robić cuda, a często cudów
potrzeba by w niektórych wodach żyły ryby P&L i jeszcze brały na wędkę, aż przyjdzie dzień gdy jakiś
durny lub co gorsza przekupiony urzędniczyna zadecyduje o jej biologicznej śmierci i wieloletnie
starania, zainwestowane śroodki plus często społecznie przepracowane setki godzin pójdą w jednej
chwili pi...u. Nie mam wątliwości, że nasz kraj jest jednym z najgorszych mniejsc dla dzikich ryb w
Europie.
 
  Odp: coś o pzw [1] 26.05 20:58
 
A może gdyby te ryby zostawił samym sobie, nie łowił, nie zabijał, nie zarybiał czy "wzorowo gospodarzył" to
byłyby rzeczywiście dzikie? Pytanie tylko czy byłyby. Myślę że tak.
 
  Odp: coś o pzw [0] 26.05 22:03
 
jeszcze tylko zapory poburzyć i będzie ok

A może gdyby te ryby zostawił samym sobie, nie łowił, nie zabijał, nie zarybiał czy "wzorowo
gospodarzył" to
byłyby rzeczywiście dzikie? Pytanie tylko czy byłyby. Myślę że tak.
 
  Odp: coś o pzw [0] 26.05 17:00
 
Jednym z powodów, dla których rzeki są dewastowane jest fakt, że PZW niewiele robi, żeby cokolwiek zmienić, albo jest nieskuteczne w swoich działaniach. W szczególności istotna rola przypada prezesowi ZG PZW. Prezes powinien:

- być stałym gościem m.in. w takich instytucjach jak Wody Polskie (wcześniej KZGW), Min. Rolnictwa (Dep. Rybołówstwa), Min. Klimatu i Środowiska, GDOŚ, GIOŚ, NFOŚiGW, IRS, itd. i prowadzić ciągły lobbing na rzecz ochrony wód, przestrzegania przepisów lub tworzenia nowych (bardziej rygorystycznych);
- brać udział w debacie publicznej w tych sprawach - na łamach prasy (nie tyle wędkarskiej, co społecznej, politycznej i ekonomicznej), w TV, radiu, internecie, itd.;
- umieć napisać rzeczowy artykuł z odpowiednimi argumentami merytorycznymi;
- umieć organizować zespół kompetentnych ludzi, który będzie go wspierał i zastępował.

Zwracam na to uwagę, bo w Polsce praktycznie nie ma żadnego lobbingu ze strony wędkarstwa. Kto i w jaki sposób występuje w obronie wędkarzy? Czy którykolwiek z naszych prezesów ZG PZW działał w ten sposób? Ja praktycznie nie znam żadnej publicznej jakiegokolwiek prezesa w ostatnich 40 latach, skierowanej do środowiska pozawedkarskiego, w której domagałby się realizacji odpowiednich działań. Prezes organizacji liczącej ponad pół miliona członków nie jest od tego by był fajnym kolegą lub kręcił swoje prywatne interesy w tej organizacji, lecz ją reprezentował na zewnątrz. Ma dbać o interesy wędkarzy. Ma być namolny i tak ciągle naciskać, aż inni to zrozumieją.
Dla porównania, intensywny lobbing natomiast prowadzą ci wszyscy, którym zależy na różnych inwestycjach, z zasady mających ujemnych wpływ na środowisko. Dlatego nikt nie dostrzega interesów sektora wędkarskiego lub szerzej - potrzeby ochrony wód. Dopóki będzie trwał obecny system, dopóty będzie postępował proces.
 
  Odp: coś o pzw [14] 27.05 16:34
 
Moim zdaniem dużo tu nieporozumień. A u podstaw leży to, co kiedyś jeden z socjologów napisał, że Polacy są "samozaradni", a nie są "samorządni". Łatwo oddają w inne ręce swoje sprawy.

To, Staszku, Twoje punkty 2 i 3.

Stąd też się bierze sytuacja, że wśród nieumiejących korzystać z wolności zrzeszania się (czy to będzie na poziomie stowarzyszeniowym, czy państwowym) znajdą się grupy takich, którzy łatwo zawłaszczą wszystkie struktury, mamiąc "troską o lud pracujący miast i wsi", co wystarczająca większość "kupuje" …

Tu dotyczy to dostępu, powszechnego, taniego i "obrońców" takiego porządku większość będzie wspierać.

Jakoś umyka rozumieniu, że stowarzyszenie jest prywatnym przedsięwzięciem jego członków. Z wszystkimi z tego wynikającymi konsekwencjami. Z takiej wolności zrzeszania się trzeba umiejętnie korzystać, a podstawą korzystania z takiej wolności jest uczestniczenie. Nie raz do roku, najlepiej do sklepu wędkarskiego (nawet nie do koła) "kupić znaczki", albo jeszcze lepiej - przez internet, bez żadnego kontaktu z innymi, bez żadnych wspólnych przedsięwzięć. W takich warunkach każda aktywność przeważa nad jej brakiem.

W warunkach taniości i rozproszenia nie ma argumentów ekonomicznych. Tacy na przykład organizatorzy spływów kajakowych potrafią pokazać obroty, zatrudnienie, wartość finansową w sposób skoncentrowany i zorganizowany, a wędkarze - nie. Dlatego pojawia się gotowość wykonywania prac w rzekach na rzecz spływania kajakami, nawet ze szkodą dla ryb, o czym nikt praktycznie nie wie i nie zna wartości poczynionych strat.

Podawałem już przykład "wojny wędkowej" w Irlandii - coś takiego trudno sobie wyobrazić u nas.

Inną sprawą jest to, co błędnie określa się "dzierżawą". Ta dotyczy całych nieruchomości, więc miała zastosowanie do jezior znajdujących się w zasobach agencji rolnej, kiedy to dzierżawcy stawali się dysponentami całych nieruchomości. Natomiast w wodach płynących jest tylko użytkowanie rybackie. Bez wpływu na to, co dzieje się z "nieruchomością"... Do tego - brak jasnego opisania wartości ekonomicznej wędkarstwa (byle tylko nie okazała się śmiesznie mała) nie pozwala na jakiekolwiek naciski na podejmowanie decyzji.

Porównywanie się do tego, co niejednokrotnie z pobudek ideologicznych dzieje się w innych, bogatych krajach, prowadzi na manowce. Podobnie brak zrozumienia mechanizmów rządzących ekonomicznymi wartościami wokół rzek w innych krajach. Na przykład brytyjskie "fishing rights" są przypisane do nieruchomości, stanowią składową jej wartości i mogą być podnoszone odrębnie, wynajmowane albo nawet sprzedawane. Są też podstawą do roszczeń w razie dewastacji. Ale wynikają też ze spodziewanych przychodów z tych "fishing rights" … Jeśli my nie możemy określić przychodów, albo nie chcemy ich określić, bo ma być "po kosztach" albo poniżej, a już broń Boże "zarabiać na wędkarzach", to karty przetargowej nie da się stworzyć …

Nie da się żyć w wymyślonym świecie, a realia są trudne...

Pozdrawiam serdecznie

Jerzy Kowalski
 
  Odp: coś o pzw [3] 27.05 17:26
 
Drogi Jurku,
I co wynika z tego, co napisałeś? Nie widzę żadnej sensownej sugestii działań.
Samo nawoływanie do udziału w pracach kół to nie tylko pobożne życzenie, ale także oderwanie od rzeczywistości. Np. w okręgu Mazowieckim jest ok. 55 000 wędkarzy, z których zaledwie ok. 500 łowi ryby łososiowate (czyli ok. 1%; byłoby ich znacznie więcej, gdyby prowadzono mądrą gospodarkę na wodach KPiL). Funkcjonowanie kół to przeżytek czasów głębokiego komunizmu (podobnie jak i wiele innych zasad funkcjonowania PZW). Głównymi elementami łączącymi wędkarzy w kole jest możliwość opłacania składki na miejscu, a także łowienie na lokalnej wodzie. Te osoby nie interesuje sytuacja na wodzie odległej, albo ryby, których nie łowią. Skoro ich nie interesuje, więc dlaczego mieliby decydować o innych wodach? Nie przekonasz mnie, że organizacja moloch lepiej zarządza tysiącami hektarów różnorodnych wód, niż małe lokalne towarzystwa swoimi lokalnymi wodami. Takie lokalne towarzystwa trzeba przygotować i nauczyć ludzi podstaw gospodarki rybnej. Od tego są instytucje państwowe. W latach 20. i 30. XX w. prowadzenie kursów rybackich było powszechną działalnością władz państwa, której efektem było m.in. pojawienie się dużej liczby samodzielnych towarzystw w tamtym okresie.

Tak samo nie bardzo rozumiem Twoich odwołań do prawa własności w Wielkiej Brytanii. Co niby z tego ma wynikać dla Polski? Jaki to ma związek z działaniem niezależnych towarzystw w PL, korupcjogennymi mechanizmami w PZW, niekompetencją władz, brakiem przejrzystości w zakresie finansów organizacji, itd.?
 
  Odp: coś o pzw [2] 27.05 17:59
 
Drogi Staszku,

Dziękuję Ci za potwierdzenie tego wszystkiego, co napisałem.

Tak, to przeżytek, ale najwyraźniej wygodny dla "członków", skoro go nie zmieniają w swoim prywatnym przedsięwzięciu. I mają w nosie to, że użytkują rybacko wody.

Kwestie wartości wędkarstwa (i wartości w ogóle) są dość uniwersalne i przykład brytyjski pokazuje to dobitnie. Poza tym, że tak to sobie zorganizowali, co jest tylko jednym z możliwych rozwiązań.
W Polsce raz spotkałem się ze stwierdzeniem (choć nie widziałem udokumentowania, ale można to było oszacować z działalności turystycznej) że odcinek specjalny na Sanie generował obrót około miliona EURO rocznie. Może to nawet zaniżone szacunki. Ale takie oszacowanie powinno dotyczyć wszystkich wód, jednak do tego musiałyby być łowiskami wędkarskimi, a nie czymś takim "na doczepkę" … Nawet w zainteresowaniu korzystających z nich.

Pozdrawiam serdecznie

Jurek Kowalski
 
  Odp: coś o pzw [1] 27.05 20:59
 
to przeżytek, ale najwyraźniej wygodny dla "członków", skoro go nie zmieniają w swoim prywatnym przedsięwzięciu. I mają w nosie to, że użytkują rybacko wody.

Nie podzielam poglądu, że system jest wygodny. On nie jest wygodny, ale w ramach istniejącego systemu są znikome możliwości dokonania zmiany, bo zbyt wielu decydentów w okręgach i ZG jest uwikłanych w różne interesy tworzone właśnie przez system ( najlepszym przykładem tego było bezprawne ograniczenie praw wyborczych członków parę lat temu). Zwróć uwagę, że zarówno władze okręgów, jak i ZG zajmują się prawie wyłącznie wydatkowaniem środków pochodzących od członków. Koncentrują się więc na działalności do wewnątrz. Koła natomiast w praktyce mają ograniczoną podmiotowość (nie są stroną operatów, mają niewielkie możliwości prowadzenia gospodarki; ograniczają się więc na ogół do działań typu socjalne wydarzenia wędkarskie).

Zupełnie inaczej jest w przypadku towarzystw wędkarskich, ze statutem i podmiotowością, które same w 100% decydują o sposobie wydawania swoich środków. Nie potrzebują do tego żadnego zarządu okręgu lub ZG. Jeśli potrzebny im jest jakiś wyższy organ to wyłącznie do tego, żeby wspierał ich interesy, które z zasady dotyczą działań na linii z administracją publiczną.

To administracja publiczna obecnie trzyma wszystkie sznurki decydujące o obecnym systemie - począwszy od egzaminów na karty wędkarskie (w praktyce PZW ma monopol; zresztą uważam, że te egzaminy to kolejny niepotrzebny przeżytek), a skończywszy na przydzielaniu operatów. Nie sądzę, żeby decydenci szybko dojrzeli do tego, że trzeba zmienić system, z różnych powodów.

 
  Odp: coś o pzw [0] 28.05 16:01
 


Drogi Staszku,

Wygodny, wygodny dla bardzo wielu.

Zwracam uwagę na to wszystko, a może na jeszcze więcej spraw, tylko moim zdaniem są to efekty i następstwa, a nie przyczyny.

Problem w tym, że "30 lat minęło jak jeden dzień" i to, co jest teraz wynika z tego, że mało którym członkom chciało się zajmować udziałem w zarządzaniu sprawami wędkarskimi oraz organizowaniem ich w sposób skoordynowany. Dlatego zarządzają ci, którzy chcą i reprezentują tych, którzy ich wybierają … reszta zdecydowała się na pokrzykiwanie i "besserwisserstwo" … Żeby nie było wątpliwości - stwierdzam to z przykrością, bez satysfakcji …

Natomiast mamienie jakimiś odwoływaniami do "towarzystw" zupełnie nie przystoi … zwłaszcza, ze znasz realia, znasz różnice między tym co było kiedyś, a co jest teraz … Towarzystwa też potrzebują aktywnych członków, samorządnych, zaangażowanych w ich powstanie, w zarządzanie, w finansowanie … Warunki też się zmieniły - własnościowe, społeczne, prawne i inne … Dużo by pisać. Chyba, że masz na myśli jakiś rodzaj "samozaradności" pod płaszczykiem dawnej, tradycyjnej nazwy …

Pozdrawiam serdecznie

Jurek Kowalski

 
  Odp: coś o pzw [9] 28.05 20:38
 


Jakoś umyka rozumieniu, że stowarzyszenie jest prywatnym przedsięwzięciem jego członków. Z wszystkimi z tego
wynikającymi konsekwencjami. Z takiej wolności zrzeszania się trzeba umiejętnie korzystać, a podstawą
korzystania z takiej wolności jest uczestniczenie.


Pisanie o wolności zrzeszania się w kontekście PZW wygląda na żart . Sam ZG twierdzi, że ponad 90% członków
PZW nie identyfikują się z związkiem. Czyli 400 tyś to masochiści? Zapisali się gdzieś gdzie nie chcą należeć?
Czy zapisali się bo nie mieli innego wyjścia. Teoretycznie owszem nie muszą się zapisywać, mogą siedzieć w
domu, lub płacić 2-5x więcej. To jest ta wolność zrzeszania się w PZW?

o wolności zrzeszania mówi art. 6 ust 2 ustawy o stowarzyszeniach, a brzmi on tak:
2. Nikogo nie wolno zmuszać do udziału w stowarzyszeniu lub ograniczać jego
prawa do wystąpienia ze stowarzyszenia. Nikt nie może ponosić ujemnych następstw
z powodu przynależności do stowarzyszenia albo pozostawania poza nim.

Pozdr Maciej Wilk
 
  Odp: coś o pzw [8] 29.05 10:33
 

Nikt nie może ponosić ujemnych następstw
z powodu przynależności do stowarzyszenia albo pozostawania poza nim.

Pozdr Maciej Wilk


Maciek , rozumiem, że jak stworzysz stowarzyszenie, które członkowie złożą się na zarybienia, ochronę i będą
świadczyć pracę na rzecz stowarzyszenia to każdy spoza stowarzyszenia będzie mógł łowić bezpłatnie lub za
taką samą opłatą jak Ci, którzy to stowarzyszenie tworzą ?
Miej litość , potrafisz liczyć.
Traktowanie PZW jako monolitu jest błędem. Oprócz nazwy- nic nie łączy Okręgów PZW. Zarząd Główny mógłby
się spokojnie jutro rozwiązać. Każdy Okręg ma własne umowy dzierżawy, majątek i własne problemy.
Jak czytam, że PZW nie walczy o jakość wód to nóż mi się w kieszeni otwiera i zawleczka z granata odpada
Generalnie 80 % pracy to walka z WP czy innymi kradnącymi żwir.
 
  Odp: coś o pzw [0] 29.05 10:35
 
Oczywiscie w Okręgu PZW Nowy Sącz,, gdzie kradzież żwiru to zorganizowana działalność przestępcza.
 
  Odp: coś o pzw [2] 29.05 17:15
 
Romku,
Post napisałem w kontekście wolności zrzeszania, w PZW tej wolności nie widzę. Natomiast w prawie wodnym
na wodach publicznych nie tylko widzę wolność ale równość pomiędzy każdym łowiącym, nic tam nie ma o
członkach tej czy innej organizacji to samo widzę w ustawie o stowarzyszeniach.

W PZW aby mieć taniej wystarczy że się zapiszesz i zapłacisz – pracować nie musisz. Różnica w opłacie nie
wynika z tego czy ktoś świadczy pracę lub ponosi większe nakłady na rzecz wód, a z tytułu przynależności do
związku. Co więcej ci niezrzeszeni, nie wykonujący pracy płacąc większą kwotę za łowienie przyczyniają się
na rzecz wód w większym stopniu niż ci zrzeszeni, nie wykonujący pracy a płacący mniej. Oczywista -
oczywistość, cytując klasyka

W konsekwencji liczba członków nie jest efektem chęci uczestnictwa w stowarzyszeniu, ale jest wymuszona
przez sztuczne ograniczenie dostępu do wód publicznych dla nie członków poprzez system opłat. Logiczne i
zrozumiałe chyba dla każdego jest to, że przy tak stworzonym systemie większość się do związku zapisze z
uwagi na korzyści finansowe, a nie z uwagi zamiar w nim pracy.

Mam litość
Za pracę, należy się wynagrodzenie, niezależnie czy to pracownik (wynagrodzenie) czy działacz (dieta) Ale
tu przecież o to nie chodzi że autentycznie pracujący na rzez wód nie mają czerpać korzyści ze swej pracy.
Pracę da się bardzo prosto wycenić i można wypłacić wynagrodzenie za nią, może być i w barterze nie ma
większego znaczenia. Tylko że w PZW to nie praca podlega wycenie a członkostwo, nożna nawet wyliczyć ile
za członka PZW płaci

Co do całego wątku, czyli zmian w PZW.

W zmiany w PZW nie wierzę, właśnie dlatego, że aby do faktycznych zmian doszło musiano by wszystkim
pozwolić realizować swoje prawa do zrzeszania i amatorskiego połowu tak jak chcą na równych zasadach, a
opłata powinna wynikać nie z członkostwa, a zaangażowania - pracy. Gdyby do tego doszło w praktyce była
by to likwidacja PZW, bo zostały by same i to bardzo mocno okrojone struktury czyli niewielka część
autentycznych działaczy nastawionych na pracę a nie politykę. To by spowodowało, że tz. mandat społeczny
aby to jedna czy parę stowarzyszeń gospodarowało na praktycznie wszystkich wodach publicznych w kraju
szlag by trafił. Podtrzymując natomiast to co jest, zawsze można powiedzieć mamy 500 tyś członków a to jest
już coś - więc nie mam co do zasadniczych zmian złudzeń. No bo jeśli nie to to co ma się zmienić? Prezes?

Mam tylko nadzieję, że działacze PZW myślący o zmianach nie wpadną na pomysł wychowywania
społeczeństwa, realizacji wyższych celów, czy wprowadzenie czynów społecznych – pewnych rzeczy się już
nie wróci.


Pozdr Maciej.
 
  Odp: coś o pzw [1] 30.05 15:59
 
Maciek,
Na prace w Okręgach trzeba patrzeć wielopokoleniowo. Pracuje maksymalnie 10 % członków i to moim zdaniem powinno być związanie ze znacznie wyższymi opłatami, analogicznie jak dla niezrzeszonych.
Okręg wypracowuje większość środków z ośrodków zarybieniowych i majątku wypracowanego przez dziesiątki lat.
Wyobraź sobie organizację w tej chwili firmy, która dysponuje czterema własnymi ośrodkami zarybieniowymi, bazą sprzętową i środkami transportu. To dziesiątki milionów złotych, których nikt nie wyłoży na hobbystyczne zajęcia. O ile nie znajac charakteru pracy Okregu byłem za stworzeniem nowych struktur to teraz wiem, ze mamy dwa wyjścia:
1) dbalosc o majątek i wody zarządzane przez PZW, które jest w stanie sprostać naciskom Wod P. , gmin, kłusowników itd.
2) Pożegnać się z dużymi rzekami pstrąga i lipienia. Wody przejmą gminy, stowarzyszenia itp., a ich funkcja wędkarska skończy się w maksymalnie dwa lata.
Oczywiście to wszystko z punktu widzenia Nowego Sącza, gdzie mamy duże rzeki, wymagające milionowych nakładów i jednocześnie mamy dobrze, jeśli nie bardzo dobrze prowadzony Okręg.


 
  Odp: coś o pzw [0] 30.05 19:02
 
" 2) Pożegnać się z dużymi rzekami pstrąga i lipienia. Wody przejmą gminy, stowarzyszenia itp., a ich
funkcja wędkarska skończy się w maksymalnie dwa lata."

W jakim sensie "funkcja wędkarska skończy się w dwa lata"? Patrząc choćby na Okręg Krosno to funkcja na
tych wodach już się skończyła.
Wczoraj rozmawiałem z "turystą"-wędkarzem z Krakowa. Nikt nie wie o co chodzi. Limity zjechane z 5 do 3, z
3 do 2, z 2 do zera. Nakazy, zakazy, ograniczenia, a w wodzie coraz bardziej zbliżamy się też do 0.
Nie mogę za uja zrozumieć jak można liczyć/limitować komuś wyjścia na wodę(-y) w której i tak nie ma ryb.
Nie wiem też jak można za takie coś brać pieniądze. Za to że pospaceruje sobie po wodzie z narzędziem
służącym do połowu ryb? Po wodzie w której nie ma ryb? To tak jakby zapłacić za wjazd z nartami na stok na
którym nie ma śniegu. Ja czegoś tutaj już nie rozumiem.
"Ryby" wrzucone czasami na zawody nie są rybami w sensie populacji. Gdyby tak odpowiedni urząd zrobił
prawdziwą kontrolę to albo Okręg straciłby wodę albo pobieranie opłat byłoby min. wyłudzeniem.

Wyjaśniam z góry że nie tylko ja twierdzę że nie ma ryb. Spotkani zawodnicy po wczorajszych Mistrzostwach
Okręgu byli co najmniej zdegustowani jeżeli nie załamani obfitością łowiska.

Także Twój punkt nr.2 nie jest raczej przestrogą ani straszakiem na to co będzie. To coś już jest na większości
polskich wód Pstrąga i Lipienia. Niestety.
 
  Odp: coś o pzw [3] 30.05 18:52
 
Traktowanie PZW jako monolitu jest błędem.

Dlatego skupiam się na ZG PZW. On firmuje wszystkie najważniejsze kwestie i występuje w imieniu całego
związku.

Oprócz nazwy- nic nie łączy Okręgów PZW. Zarząd Główny mógłby się spokojnie jutro rozwiązać. Każdy Okręg
ma własne umowy dzierżawy, majątek i własne problemy.


Nieprawda. Bardzo dużo łączy okręgi i ZG:
1. To ZG PZW ustala składkę członkowska i ulgi.
2. Jest jeden statut, przyjęty przez ZG, a nie okręgi. Okręgi maja osobowość prawną, ale nie są w pełni
niezależne, bo ich działalność jest regulowana przez statut PZW, RAPR i różne decyzje ZG.

Jak czytam, że PZW nie walczy o jakość wód to nóż mi się w kieszeni otwiera i zawleczka z granata
odpada


A co takiego robi ZG PZW? Z jakim skutkiem?





 
  Odp: coś o pzw [2] 31.05 10:26
 
Traktowanie PZW jako monolitu jest błędem.


A co takiego robi ZG PZW? Z jakim skutkiem?



Wiem co robi Okręg w Nowym Sączu - także pod nazwa PZW
Mniej więcej polowa energii , czasu i pieniędzy jest poświęcana na walkę z tzw. oczyszczalniami zajmującymi się kumulowaniem spustu ścieków, kradzieżami żwiru, WP które chcą wybetonować każdą rzekę, gminami, które robią jedno i drugie i elektrowniami, ktore dzialaja kilka lat po wygaszeniu pozwolenia wodno-prawnego, albo legalnie puszczają w nocy na kilka godzin falę powodziową
 
  Odp: coś o pzw [1] 31.05 11:36
 
Cieszę się, że macie tyle energii i determinacji.

Powracam do mojego pytania - czy macie jakiekolwiek realne wsparcie ze strony ZG PZW i w czym się ono
wyraża i jakie są tego skutki/korzyści? Czy ZG podejmuje działania na rzecz systemowego rozwiązania niektórych
waszych problemów? Czy w ogóle Okręg Nowosadecki zwracał się do ZG o podjęcie konkretnych działań na
szczeblu centralnym?
Te pytania nie są tylko retoryczne. Skoro sam stwierdziłeś, że "Zarząd Główny mógłby się spokojnie jutro
rozwiązać" (czyli moglibyście się obejść bez ZG), więc dla mnie najbardziej rozsądnym rozwiązaniem byłoby
powołanie np. Nowosądeckiego Towarzystwa Wędkarskiego, które prowadziłoby gospodarkę na już
przydzielonych wodach. Byłaby to nie tylko zmiana szyldu. Środki generowane przez Was byłyby w 100%
wykorzystywane przez Was, a nie oddawane w niemałej części do ZG, z czego - jak rozumiem - macie wątpliwe
korzyści.

Ja w żaden sposób Was nie krytykuję. Wręcz przeciwnie szanuję i doceniam Wasz wysiłek, czego już nieraz
dawałem różne i konkretne dowody. Ja tylko zwracam uwagę na nieefektywność niektórych rozwiązań
systemowych w polskim wędkarstwie, a także na niewykorzystane możliwości działań na szczeblu centralnym.
Domyślam się, że wiele osób tego nie dostrzega ze szczebla lokalnego lub regionalnego. Ja natomiast, wiem jak
funkcjonują instytucje centralne i jak przebiegają pewne procesy decyzyjne.
Model wędkarstwa utworzony w 1950 r. miał służyć określonym celom w tamtym okresie (gł. pełna polityczna
kontrola nad organizacją społeczną i jej majątkiem, podporzadkowanie wędkarstwa ówczesnej polityce
aprowizacyjnej, zapewnienie taniej i "konsumpcyjnej" rozrywki dla mas robotniczych, ze wszystkimi tego
długofalowymi skutkami). Dziś przed wędkarstwem stoją zupełnie inne wyzwania i należy do tego dostosować
jego strukturę i metody działania.
 
  Odp: coś o pzw [0] 31.05 16:23
 
Cieszę się, że macie tyle energii i determinacji..
Bez wielomilionowego majątku, głównie w postaci ośrodków zarybieniowych nikt nie ma tu szans gospodarować.
Zbudowanie takich ośrodków dla prowadzenia gospodarki wędkarskiej w tej chwili jest nierealne.
Koniec, szach- mat
 
  Odp: coś o pzw [0] 03.06 23:12
 
@S. Cios (postów: 1656) dnia 2021-05-25 22:29:52
Szanowny Panie;
Dlaczego nie przywrócenie nadzoru Wód Polskich nad okręgowymi organizacjami PZW działającymi w
rejonach RZGW snie mają być szansą na uzdrowienie przez rozwiązanie dotychczasowych struktur krajowych
naszego wędkarstwa.
ad 1. W ostatnich kilkudziesięciu latach wędkarstwo muchowe, miało niebywałe szczęście do incjatyw
społecznych budujących wędkarstwo na zdrowych zasadach. Przykład Raby Dobczyce-Gdów, jak od zera,
pustyni wędkarkiej doprowadzić można wodę do przyzwoitego formatu. Czy to mało?
ad 2. Masowość wędkarstwa, promowana przez w/w inicjatywy społeczne to więcej niż 30 lat PZW, rzeczywiście
przypoominająca początki istnienia organizacji.
ad 3. W dużej organizacji zanika poczucie odpowiedzialności władz za większość wód, to fakt. Patrz więc ad 1 i 2,
tu genialnym w skali europejskiej rozwiązaniem.
Pozdrawiam
 
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus