f l y f i s h i n g . p l 2025.03.12
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Hodung. Autor: Radek Radecki. Czas 2025-03-11 20:23:12.


poprzednia wiadomosc Historie z …. : : nadesłane przez trouts master (postów: 9044) dnia 2025-02-11 00:17:00 z *.184.227.150.ipv4.supernova.orange.pl
  … nad Sanu. Lata międzywojenne.

„Starsi mieszkańcy Leska pamiętają, że niegdyś podczas zimy San zamarzał na całej
szerokości. Oczywiście wtedy, gdy były duże i długo trwająca mrozy. Dla mieszkańców
okolicznych wiosek- Łączek czy Weremienia - było to nawet wygodne, bo do miasta skracali
sobie drogę i przychodzili po lodzie, zamiast wędrować daleko przez most.
Chłopcy, przeważnie z Huzel, mieli też na lodzie nie lada używanie. Kiedy przy dużym
mrozie, bezwietrznej pogodzie i braku opadów śniegu San zamarzał na gładką,
przezroczystą taflę, robiła się z niego wspaniała ślizgawka. Jeździło się wtedy - jak mówiono
- „na podkówki”. Ale na tym przezroczystym lodzie był uprawiany i inny „sport”: przez taflę
widać było każdy kamyczek na dnie i przepływająca wodę, a w niej poruszające się ryby.
Chłopcy mieli zawczasu przygotowane drewniane młotki na długich kijach. Wypatrzywszy
rybę, uderzali takim młotkiem z całej siły o lód, ogłaszając ją. A potem, śledząc kierunek
ruchu wody, wyrąbywali siekierką przeręblę i wyławiali nieco jeszcze ogłoszona rybę. Trzeba
się było spieszyć i dobrze wybrać miejsce, bo ryba niesiona prądem mogła przepłynąć obok
przerębli. Nieraz wyrąbywali kolejno kilka otworów, żeby wreszcie wyciągną zdobycz.
Hałasu było wiele od uderzeń o lód drewnianych młotków i ostrych siekierek, jeszcze więcej
krzyków i śmiechów, a wreszcie od wiwatów młodych chłopaków, gdy ryba znalazła się w ich
rękach.”

  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: Historie z …. [17] 11.02 07:41
 
Popatrz, co za odkrycie! To nie krakusy kłusowali ryby w Sanie pod
Leskiem?
 
  Odp: Historie z …. [0] 11.02 16:31
 
....Jeździli również wozami konnymi po świnki, bezpośrednio do rzeki, bo nie da rady było to uciagnąć
gołymi rękami (pomiędzy pierwszy a drugim zakrętem) - rozmowa z miejscowym, jakieś 15 lat temu.
Dymiły rzecz jasna i "wszędobylskie" wędzarnie, ale to gdzieś po roku 1985 (apogeum), w większości
pracujące w lecie, w sezonie urlopowym, zaopatrywane w drewno i rzecz jasna w rybę - głównie lipienie
(niewymiarowe również się trafiały). Mam w oczach tą wędzarenkę ustawioną w krzakach przez kolegów-
przybyszów ze środka polski po prawej stronie Sanu, jakieś 300m powyżej Hoczewki. To
charakterystyczne wówczas "Smoke on the water" (ale nie kapeli "Deep Purple"), czasami jeszcze śni mi
się po nocach....
 
  Odp: Historie z …. [15] 11.02 22:05
 
Co w tamtym okresie mogli kłusować? Nie krakusy.
 
  Odp: Historie z …. [14] 12.02 07:31
 
Co w tamtym okresie mogli kłusować?

Jak to co? Kłusuje się nie tylko pstrągi i lipienie. Bezprawne
pozyskiwanie ryb zwane potocznie kłusownictwem dotyczy
wszystkich gatunków.
 
  Odp: Historie z …. [13] 12.02 09:20
 
Popytaj znawców czy to było kłusownictwo. W tamtych czasach. Znawców tematu znasz.
 
  Odp: Historie z …. [12] 12.02 09:56
 
Myślisz, że w okresie międzywojennym można było legalnie łowić
ryby w Sanie waląc je w łeb lagą, przy okazji nie posiadając
stosownych papierów?
 
  Odp: Historie z …. [1] 12.02 11:01
 
No właśnie jak to było przed wojną?. Ci co jeszcze pamiętali tamte czasy już dawno są w krainie
wiecznych łowów. Kolega spod Dynowa (prawobrzeżny odcinek Sanu), również wędkarz mówił mi
niejednokrotnie o nocnych połowach przy pomocy latarki, z "pychówek', na ostkę, o określonych porach
roku. Natomiast "za gówniarza" miejscowi chłopacy łowili w zasadzie przez cały rok, a w zimie to z tzw.
"okrajek lodowych', czy też na "okrajkach", gdzie widzieli - jak w akwarium całe stada ryb. Ryby te płoszyli,
a następnie wyłapywali na tych okrajkach. Pamiętam te pychówki. Trochę ich było, także konstrukcji
metalowej, spawanej, użytkowane były zarówno do punktowego poboru kruszywa bezpośrednio z
rzecznego dna, jak tez wykorzystywane były do nocnych, głównie letnich połowów, na powyższą ostkę.
Niedaleko takiej przycumowanej do brzegu pychówki, w okolicach Nozdrzca, powyżej zamku, w silnym
nurcie można było (w 80-tych latach) nieźle połowić lipienia, najlepiej w czasie jesiennych połowów, ale
nie tylko..
 
  Odp: Historie z …. [0] 12.02 18:23
 
Co do samych uprawnień przed wojną było mniej więcej tak:

Zakładając że nie mieli zezwolenia ani książeczki wędkarskiej na Sanie łowili nielegalnie.
Co prawda jeśli mieli kartę wędakrską (5 zł) to mogli w starostwie nabyć za opłatą skarbową
zezwolenie - niedrogo. Chyba że obwód był wydzierżawiony wtedy oprócz książeczki tyle ile im
powiedziano.

Ale np na Narwi, jeśli były spełnione pewne warunki,
mogli łowić całkiem legalnie bez żadnych
papierów czy zezwoleń do 1932 r. a przy odrobinie szczęścia do maja 1937 r.

Natomiast na Warcie czy np. na Pszczynce, do 1932 r musieli co prawda uzyskać pozwolenie (kartę
na obwód), ale to wydawano każdemu bez problemu kto się zgłosił i zapłacił 1 zł (1 w 1926 r) w
starostwie. Chyba, że wodę dzierżawiło jakieś towarzystwo Wtedy towarzystwo wydawało zezwolenie
ok. 100 - 130 zł (równowartość wypłaty).

Po 1932 r za wyjątkiem wód przyległych do gmin włościańskich w na terenach byłego zaboru
rosyjskiego (tu ustawa wchodziła w 1937 r.) płacąc za kartę 6.5 zł mogli od razu poprosić w
starostwie o pozwolenie - za opłatą skarbową. Chyba że woda była wydzierżawiona np towarzystwu
to wtedy tyle co im powiedziano.

Płacąc za kartę te 6.5 wpłacali na składkę na zarybienie i ochronę wód.
Z tej składki finansowano zarybienia
___

Jeśli chodzi zaś o metody połowu, co do zasady można było łowić wszystkim co jest niezakazane. po
1932 r, podzielono na wędki i pozostałe narzędzia. Wędkarz mógł łowić tylko wędką, a rybak
wszystkim co nie zakazane.

Pozdr Maciej
 
  Odp: Historie z …. [9] 12.02 17:31
 
Mart.
Ty chcesz ludziom którzy przeżyli zabory, Powstanie Styczniowe, I Wojnę Światową mówić
że są/byli kłusownikami? To tak jakbyś chciał teraz Ukraińców żyjących na zajętych przez
Sovieta ziemiach (Donbas, Krym, itd) rozliczać z tego co robią na swojej ziemi. Oni byli na
swojej ziemi i wszystko co na niej było (urosło, wylęgło się, żyło) było po to żeby przeżyć. Do
tej pory na wioskach potoki i rzeczki to ich ziemia. Nie PZW Krosno czy New Sącz. To tzw.
Indianie. Miejscowi. Oni wiedzą co gdzie żyje, rośnie i jak to zdobyć jak jest taka potrzeba.
W dupie mają PZW, Straż, ochronę. Wiedza co i jak bo są „na swoim”. Każdy inny (nie
miejscowy) jest obcym, przyjezdnym, szkodnikiem ich własności. Przykłady? Średnia Wieś,
Bachlawa, Myczkowce, Zwierzyń, itd, itp. Wszędzie podobnie.

A tym bardziej oceniać dzieci. Dzieci które nie miały Kinder Bueno, Snickers czy IPhona
wsadzonego w łapki przez „zajętych” na maxa rodziców aby je „ogłupić” i czymś zająć żeby
doopy nie zawracały. Jedyna ich rozrywka to była zima bo poza nią zapier****li od świtu do
nocy jak dorośli. Jak zapier****li mogę opisywać. Pamiętam to dokładnie. Z książek też
mogę dodać. Po co to robiły? Po to żeby przeżyć. Nie z nudów. Z pomysłu na
kłusowanie/rozrywkę. Wędkarstwo. Wędkarstwo to fanaberia wymyślona przez elity i dla elit.
Nawet ówcześnie. Takich elit jak ja czy Ty, gdzie jedynym celem jest rozrywka. Gościni
doda- „męczenie ryb”, bezsensowne znęcanie się. Latem te dzieci (ze wsi) śmigały na boso
do szkół w Lesku. Fotki ci wrzucić? Buty mieli na zimę. Z wiadomych względów.

Pamiętaj, każde czasy mają swoje reguły, zasady, korzyści. Nikt w tej chwili Ciebie nie
rozlicza za to co robisz ale w przyszłości będziesz oceniany. Na pewno niesłusznie. Nie
oceniaj wiec tych którzy żyli w czasach w jakich musieli żyć i przeżyć. To tak jakby oceniać
poczynania ludzi podczas II wojny Światowej i okupacji hitlerowskiej. Ja w to nie wchodzę.

Wpis ten przytoczyłem jako historię. Historie czasów minionych ale jak wszyscy wiemy
historia/fortuna kołem się toczy. Obyśmy nie musieli się kiedykolwiek poczuć jak ci z cytatu.

Inne wpisy dotyczącej historii Leska i okolic jeszcze będą. Wrzuciłbym fotki okolic, rzeki San
jak to wyglądało przed zaporą ale niestety nadal foty tu nie wchodzą.
 
  Odp: Historie z …. [8] 12.02 18:12
 
No wiem, wiem. Jesteście na swojej ziemi i dlatego wolno Wam było
łupić San kulą wodną, już to kiedyś pisałeś. A tzw. miejscowi powinni
mniej płacić od przyjezdnych za łowienie w Sanie bo to ich woda. To
też pisałeś. A jak ktoś przeżył zabory i wojny to już mógł sobie
odpuścić przestrzeganie prawa.

Niestety, to nie wasza ziemia a nasza i nie wasza rzeka a nasza. Ja,
choć mam do Leska 250km mam dokładnie takie same prawa (i
obowiązki) do bieszczadzkiej ziemi takie jak Ty i takie same do wód
płynących. To, poza oczywiście własnością prywatną, nie żadne
Wasze dobra, nie macie do nich żadnych nadzwyczajnych praw
wynikających z faktu, że nad nimi mieszkacie.
A propos biednych bieszczadzkich dzieci. Poznałem jednego takiego
biedaka, syna naszego gospodarza. Głodne dziecko, które przeżyło
Stan Wojenny, za noc pod Gruszką z ostką i latarką przynosiło pół
worka pstrągów i lipieni. I tak co drugą noc. Takich dzieci i
młodzieńców było wielu, ale jakby co to ryby w Sanie wytłukły
Krakusy.
 
  Odp: Historie z …. [7] 13.02 09:24
 
Taaaa. Zwłaszcza podczas zaborów i przeróżnych okupacji była "nasza".
"Nasza" jest również Księżyc, Mars, Alaska, Islandia, itp. Masz pełne prawo, bierz.

Żydzi którzy uciekli przed rzeźnią pewnych fanatyków do teraz mówią że coś jest "nasze". Prawie po stu
latach. Uchodźcy/emigranci/przeróżni "przyjezdni" też mówią że planeta jest "nasza". Nie ma granic. Najlepiej
przyjechać na gotowe. A nie tworzyć, budować, odkrywać, walczyć i ginąc za coś co jest "nasza". Po co skoro
z auto jest.

Najlepiej żeby każdy swój nasza "ogródek" dopilnował (na śmierć i życie) i wtedy może każdy będzie miał
"nasza". Jeżeli nie, przyjdzie inny. Zdobędzie, przejmie i będzie miał swoje "nasza".

Takie to mamy nasza. Wymarzone.
 
  Odp: Historie z …. [6] 13.02 15:20
 
Jasne...
każdy, kto mówi nasze/moje musi mieć do tego tytuł - własności, użytkowania, dzierżawy itd.
Jeśli tego niema może mieć "prawo moralne" do czegoś, o co dba, pracuje na rzecz itd.
Samo płacenie składek stawia wędkarza raczej jako klienta a nie pełnoprawnego członka stowarzyszenia,
a już mieszkanie nad wodą nie daje żadnych praw, nawet moralnych.

 
  Odp: Historie z …. [4] 13.02 15:48
 
Zwłaszcza po upadku zaborów, okupacji (Nazi, Stalin, innych) gdy wszystko jest nie
wiadomo do końca czyje. W Hiszpanii zostawisz chałupę bez kontroli na II tyg. i jakiś cwany
obcy (przyjezdny) ją zajmie i masz z nim problem. Czasy ówczesne, ewolucji gospodarczej,
prawnej, demokratycznej, nie zaborów.
Nie sądzę żeby swoje „dobra” każdy kto w swoim życiu dorobił się ciężką praca tak chętnie
oddawał innym, którzy przyjdą z hasłem na ustach (każdy ma prawo i jest tak samo moje jak
i twoje).
 
  Odp: Historie z …. [3] 13.02 16:36
 
Wody są państwowe na mocy prawa. Nie miejscowych. O czym tu dyskutować. Mówię o
rzekach z jeziorami jest trochę inaczej
 
  Odp: Historie z …. [2] 13.02 17:37
 
Zgadza się. Nie dyskutuje. A państwo to kto? Z tego co wiem państwo tworzy społeczność.
Jakaś.
Nie bronię rownież zachowań niezgodnych z prawem. Gorzej gdy ktoś na to zezwala,
choćby z braku kontroli „swojego” i odpowiedniego karania jego naruszeń. To jakby zachęta
do takich postępowań.
Jak pisałem, po zaborach (przeróżnych) wszytko było nie nasze. Aż w końcu przyszła
wolność czyli odebrało się „swoje” zaborcom i wyglądało to jak opisałem ze wspomnień
książkowych. Ciekawią mnie takie rzeczy i informacje bo wtedy człowiek wie jak naprawde
było a nie z wydumanych wyobrażeń lub bzdurnych tez ludzi którzy pojęcia nie mają jak i co
wyglądało. Zwłaszcza interesuje mnie historia zlewni, dorzecza i okolic Sanu.
 
  Odp: Historie z …. [0] 13.02 17:50
 
Ja wiem jak to było tylko nie chcę TUTAJ o tym dyskutować.
 
  Odp: Historie z …. [0] 14.02 11:04
 
Niech kolega przeczyta (a może już to zna): Tadeusz Sulimirski - "Rybołóstwo na Górnym Sanie" (LA
PECHE SUR LE HAUT SAN). Jest to niezwykle ciekawa prezentacja opisująca jak to drzewiej - w
dwudziestoleciu międzywojennym rybacy poławiali ryby, "jadąc" od dołu w górę rzeki, w miejscowościach:
Mrzygłód, Trepcza, Zasław, Postołów. Polecam i pozdrawiam.
 
  Odp: Historie z …. [0] 13.02 15:59
 
Jasne...
każdy, kto mówi nasze/moje musi mieć do tego tytuł - własności, użytkowania, dzierżawy itd.
Jeśli tego niema może mieć "prawo moralne" do czegoś, o co dba, pracuje na rzecz itd.
Samo płacenie składek stawia wędkarza raczej jako klienta a nie pełnoprawnego członka stowarzyszenia,
a już mieszkanie nad wodą nie daje żadnych praw, nawet moralnych.

Dlatego też zdziwieni byliśmy, kiedy we dwójkę łowiliśmy poniżej Postołowa (na wysokości skałki) w
latach 90-tych. Otóż przyszedł tubylec i w chwili kiedy zaczęliśmy już wchodzić do wody - kazał
natychmiast opuścić ten teren, wskazując, ze to jego woda i on ma prawo jedynie tutaj łowić.
Zaniemówiliśmy jednocześnie, ale, żeby nie zaogniać sytuacji dyskretnie zeszliśmy nieco w dół rzeki.
Zupełnie inną historię przeżyłem nieco wcześniej w Hoczwi, kiedy przeszedłszy przez Hoczewkę na
wysokości ceglarni przechodziłem skrajem pola udając się na łowisko. Otóż w pewnym momencie , nagle
wyskoczył z krzaków miejscowy gospodarz przystawiając się do mnie z widłami. Stwierdził, jednoznacznie,
ze ma dosyć już tego ustawicznego użerania się z pseudo wędkarzami, którzy bezczelnie tratują mu bez
przerwy zboże, wskazując też ręką na to "dzieło". Istotnie kawał pola był dokładnie stratowany, o czym
świadczyły ślady po gumiakach (woderach, czy spodniobutach). Nieco ochłonąłem już później na łowisku,
bo sprawa z mojej perspektywy nie była za ciekawa..
 
  Historie z …. [2] 13.02 10:43
 

Stary tunel w Myczkowcach


„Projekt budowy tej oryginalnej elektrowni wodnej Myczkowcach powstał gdzieś na początku
lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Jedną wówczas (a może i parę lat później dopiero
powstałą) regionalną siłownią na Podkarpaciu był elektrownia w Męcince koło Jasła.
Generator prądotwórczy był tam napędzany silnikiem spalinowym na olej skalny.
Elektrownia zasilała w prąd wszystkie miasta w okolicy- Jasło, Krosno l, Sanok, a od 1931 r.
także Zagórz i Lesko. Okolicznością sprzyjającą budowie hydroelektrowni w Myczkowcach
był naturalny bieg Sanu, który meandrując, omijał twarde ławice skał piaskowych i tworzył
wielkie zakole o długości kilku kilometrów rzeki, jakby okrążając półwysep. Przewężenie
tego półwyspu u nasady miało zaledwie paręset metrów. Z jednej strony była duża wieś
Myczkowce, a z drugiej mniejsza wioska Zwierzyń. Sam półwysep w górze prośnięty był
lasem liściastym, zbocza skane opadały stromo, a niżej, na łagodniejszych stokach, były
pola. Plan budowy elektrowni w tym miejscu był bardzo oryginalny i miał być stosunkowo
niedrogi. U nasady półwyspu zaprojektowany został tunel przez który miał przepływać San,
skracają sobie znacznie drogę. Dzięki temu od strony Zwierzynia mógłby być uzyskany dość
duży spadek wody-kaskada poruszająca turbinę z generatorem prądowym.
Do realizacji tego pomysłu zawiązała się jakaś specjalna polska spółka, zgromadziła
fundusze, być może zaciągnęła pożyczki i rozpoczęto budowę. Na tamte czasy była to
inwestycja bardzo nowoczesna. Do samego drążenia tunelu sprowadzono ekipę z Włoch,
znającą się na tego rodzaju pracach w Alpach. W niedługim czasie (nie znam konkretnych
dat) tunel został wdrążony i obetonowany, a u jego wylotu od strony Zwierzynia postawiono
fundamenty pod turbinę i generator. W korycie Sanu, nieco powyżej wylotu tunelu,
wbudowano filary mostowe. Czy most był już wtedy w użyciu, czy może planowano go tylko
na czas budowy, a później rozebrano, tego nie wiem. W połowie lat dwudziestych
zaprzestano dalszej realizacji całej inwestycji. Co było przyczyną wstrzymania robót? Czy
brak funduszy? Czy projekt techniczny okazał się błędny? A może za mało było wody w
Sanie lub przepływ był zbyt zmienny? W każdym razie zaczęto stopniową likwidację teren
budowy. I tak Myczkowcom został sam tunel. Pewną wygodę mieli mieszkańcy najbliższych
wsi, bo z Myczkowiec do Zwierzynia droga przez tunel była znaczniem krótsza. Zachowało
się piękne zdjęcie zrobione w połowie lat trzydziestych przez leskiego fotografa.
Przedstawia ono wylot tunelu w Zwierzyniu. Betonową obudowę tunelu oraz fundamenty
projektowanej elektrowni wodnej, a także filar mostu widać na tle otaczającej przyrody-
stromego urwiska, częściowo porośniętego lasem, i spokojnej toni Sanu.”

 
  Odp: Historie z …. [1] 14.02 11:43
 
B. ciekawy tekst. Więcej zdjęć z tego okresu, jak również niektóre nawiązujące do historii wsi Myczkowce
widnieją na tablicach niedaleko korony zapory w Myczkowcach (przy przystanku PKS). Warto tam się
zatrzymać w drodze na różnorakie łowiska, choćby z tego powodu aby pooglądać sobie stada ładnych
kleni żerujących blisko korony zapory.
 
  Odp: Historie z …. [0] 14.02 16:14
 
Zgadza się.
 
  Odp: Historie z …. (tama na Hoczewce). [0] 15.02 22:17
 
Tamy na Hoczewce.

„W Hoczwi przy skrzyżowaniu do dziś stoi stary, duży dom, obecnie zabytek, ale w
opłakanym stanie. Kiedyś była tam karczma, a potem wiejski sklep spożywczo-
gospodarczy. Niedaleko od drogi stał tartak należący do dziedzica w Średniej Wsi- Sołowiej.
Zachowało się zdjęcie z około 1930 r. Być może jest to jedyna fotografia tamy na
Hoczewce,skąd kanałem doprowadzano wodę do siłowni do tartaku. Na tamie dwaj
mężczyźni z wędkami, mieszkający w Przemyślu a rodem ze Średniej Wsi. Wszyscy
przyjechali do Leska na wakacje i wybrali się do Hoczwi na ryby

Na początku Zahoczewia (a może jeszcze w Nowosiółkach), przy rozwidleniu dróg, po lewej
stronie, stał mały, ładny dworek. Wraz z niewielkim majątkiem zakupiła go i zarządzała nim
Janina z Moszczeńskich Witoszyńska, pochodząca z Leska. Płynącą obok Hoczewkę
przegradzała malownicza tama. Spiętrzona woda napędzała turbinę młyna, który również
należał do majątku.”

Fotki w linku. Z wiadomych względów na Forum.
___________
 
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus