|
Taranującym musiał być początkujący kajakarz, sierota.
Zaryzykuję stwierdzenie, że nie lubimy kajakarzy, bo nam trochę przeszkadzają. Typowa kolizja interesów. Najlepiej, gdyby pływali nocą.
Nie mam wątpliwości, że tak samo kochają rzeki, jak my. Kajakarze, a nie pseudokajakarze i wędkarze-nie jacyś pseudowędkarze. Mówię to z pozycji osoby, która zaliczyła w kajaku kilka tysięcy kilometrów, była przez dwa lata prezesem jednego z poznańskich klubów (jeszcze dłużej v-ce) i miała możliwość poznania tego środowiska. Problem był z małymi rzekami. Tu kolizja interesów była najbardziej widoczna. Cóż było robić? Dzień dobry, przepraszam. Poza jednym przypadkiem nad górna Piławą (oj usłyszałem od jednego pana docenta z muchówką), wszystkie spotkania pokazywały wzajemne zrozumienie. Na większych rzekach było spokojnie. Np. na Dunajcu. Uczestniczyłem w kilku spływach na trasie Nowy Targ-Nowy Sącz (MSKnD), gdzie płynęlo po ponad tysiąc kajakarzy z wielu krajów. Mijaliśmy dziesiątki muszkarzy stojących w rzece i nigdy nie usłyszałem złośliwych uwag. Przypadków taranowania wędkarza też sobie nie przypominam.
Opinię o nas wypracowują wędkarze-desperaci wchodzący na cienki lód ( ginie ich każdego roku znacznie więcej niż kajakarzy) , podobnie jak wędkarze-brudasy, pozostawiający na brzegach i w wodzie (!) dużo więcej śmieci niż kajakarze.
Obawiam się, że opinia społeczeństwa o nas jest znacznie gorsza niż o kajakarzach. A tak obiektywnie. Kto może budzić bardziej mieszane uczucia u obserwatorów? Stojący na środku rzeki muszkarz, czy płynący kajakarz?
|