f l y f i s h i n g . p l 2025.09.18
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Brennica, prośba do M.Wilka o parę słów komentarza w temacie. Autor: trouts master. Czas 2025-09-17 21:37:54.


poprzednia wiadomosc Odp: O przywoitości : : nadesłane przez Jerzy Kowalski (postów: 2038) dnia 2008-02-28 11:47:28 z 198.28.69.*
  Panie Krzysztofie,

Ciekaw jestem jak Pan rozumie określenie „wspólnota”. Oraz pojęcie „działania”.

Często „działanie” utożsamia się z udziałem w zarządzie, w wąskiej grupie „władzy” pojmowanej na sposób autorytarny, a to z kolei kojarzy się z funkcjonowaniem państwowych „organizacji społecznych”, w których byli zatrudnieni ludzie, etatowi pracownicy monopartii czy też „służb”, którzy otrzymywali wynagrodzenia i w pełnym zakresie pracowali jako najemni pracownicy. To, na szczęście, przeszłość. Przynajmniej formalnie, bo w wielu umysłach wciąż tak jest postrzegana.

Funkcjonowanie różnych form wspólnotowych w normalnym społeczeństwie zakłada działanie, czyli poświęcanie niewielkiego czasu przez członków wspólnoty, na rzecz osiągania wspólnego celu. Przyjmijmy, że jest to 10 godzin w roku. Więc uczestnicząc w 5 wspólnotach daje to 50 godzin w roku, 4,5 godziny w miesiącu, czyli część jednego popołudnia miesięcznie. Przeznaczone na zajmowanie się swoimi sprawami – szkoła, dom, kościół, hobby…. Ewentualnie wpłacenie rzetelnego ekwiwalentu odpowiadającego efektom tej wielkości zaangażowania. Taki ekwiwalent, moim zdaniem, powinien być liczony na podstawie wartości efektu pracy w wysokości na przykład 20 zł/godzinę, więc 10 godzin byłoby „warte” 200 zł rocznie. Oczywiście, w uzupełnieniu składek na funkcjonowanie wspólnoty.
Chyba nie jest to „ponad siły” normalnego człowieka. Udział w każdej wspólnocie zakłada zainteresowanie jej sprawami, pomoc w sprawach, w których jej członek czuje się kompetentny, uczestnictwo w powoływaniu przedstawicieli. Ci przedstawiciele nie są jakoś szczególnie różni od pozostałych członków. Podejmując działanie społecznie, wykazując większe zaangażowanie w jednej ze wspólnot, mogą przeznaczyć nieco więcej czasu niż inni, ale oczekiwanie, że będą obsługiwać całą resztę jest mrzonką i oczekiwaniem wręcz niegodziwym, burzącym charakter wspólnoty.

Zaproponuję Panu, jako inżynierowi, wyliczenie, które powinno nieco przemawiać liczbami. Przyjmijmy, że mamy do czynienia z kołem liczącym 300 członków. Takie ani za małe, ani za duże, zbliżone do przeciętnej. Przyjmując rzeczone 10 godzin w roku (to nie wymysł, bo tyle są zobowiązani przeznaczyć na wspólną pracę Słowacy zrzeszeni w SRZ), co dla 300 członków oznacza przepracowanie w różny sposób 3000 godzin. Takie koło ma zazwyczaj 6-ciu członków zarządu koła. Gdyby mieli oni zrównoważyć ten nakład pracy członków, to każdy z nich musiałby przepracować społecznie po 500 godzin w roku, czyli 3 „pełnoetatowe” miesiące. Natomiast przyjmijmy wyliczenie „w druga stronę”, czyli przeznaczenie przez każdego z członków zarządu ok. 50 godzin w roku na pracę społeczną na rzecz koła. Tych 6 ludzi przepracowałoby 300 godzin – 10 razy mniej niż potencjalnie członkowie, przy 5 razy większym nakładzie pracy niż każdy z członków. Czy takie oczekiwanie jest przyzwoite? Czy jest realne uzyskanie efektu równoważnego niewielkiemu zaangażowaniu wszystkich członków przez przerzucenie zobowiązań tylko na barki przedstawicieli?

Rodzajów działań, możliwych do wykonywania przez członków, jest wiele. Pokazuje to działanie choćby Przyjaciół Raby. Zdobywanie funduszy, udział w szkoleniu młodzieży, rozmowy z samorządami, współpraca z policją strażą, co nie dzieje się „samo”, pisanie pism, opracowywanie programów, czy wreszcie bezpośredni udział w zarybieniach czy, dla wybranych i chętnych, udział w ochronie wód.

Nie zamierzam się licytować w czasie czy natężeniu pracy, ale pracowałem więcej, jednocześnie szkoląc się do specjalizacji, a także działając społecznie w różnych dziedzinach, ze wskazaniem na samorząd lokalny i na wędkarstwo. Z sukcesami. Dlatego zupełnie nie przemawia do mnie argument „nie da się”.

Pracując „u siebie” nie musi Pan „kontrolować” czy brać udziału w pracach w innych miejscach. Na tym polega też wzajemność, zaufanie, racjonalność. Ale też, z drugiej strony, trudno oczekiwać od innych, nie dając samemu.

Przekorne opinie zawsze można znaleźć. Dlatego są przekorne, że odnoszą się do rzeczywistości w sposób nie tłumaczący jej, ale prowokacyjny. Mamy jeden z najniższych w bliższej i dalszej okolicy odsetek obywateli uczestniczących w akcie głosowania. Jeszcze mniej uczestniczy w całym procesie wyborczym, a bardzo mało w funkcjonowaniu społecznym.

Wspólnota wymaga aktywności. Wtedy dobrze funkcjonuje. Uczestniczenie w funkcjonowaniu społeczności, w której się jest z wyboru, jest elementem zgodności postępowania z własnymi deklaracjami, czyli integralności albo przyzwoitości. Przynajmniej na podstawowym poziomie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w Polsce takie podejście uległo wielkiej dewaluacji, że inne postawy ukształtowały się przez kilka poprzednich pokoleń, ale nie zmienia to natury rzeczy.

Dla tych, którzy chcą i mogą, a do tego potrafią i uzyskają poparcie innych członków wspólnoty, jest to zachęta to podjęcia się pełnienia funkcji przedstawicielskich we wspólnotach, co wymaga większego zaangażowania.

Pozdrawiam serdecznie

Jerzy Kowalski

  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: O przywoitości [1] 28.02 13:29
  Odp: O przywoitości [0] 28.02 16:15
  Odp: O przywoitości [1] 28.02 15:32
  Odp: O przywoitości [0] 28.02 16:35
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus