|
Panie Michale,
Po pierwsze - sprawa dostępu do amatorskiego połowu ryb, który jest elementem "powszechnego korzystania z wód", według Prawa wodnego.
Z tego wynika, że uprawniony do rybactwa w zakresie określonym w przepisach odrębnych, zapewnia realizację prawa powszechnego korzystania z wód publicznych. Nie jest więc tak do końca swobodnym przedsiębiorcą.
Owszem nie jest, podobnie jak kazdy polski przedsiębiorca, ale nie wynika to akurat z cytowanego fragmentu, lecz z innych ograniczeń ustawowych (w tym Pr. wodnego), i nie dotyczy wydawania zezwolenia.
Zasada powszechnego korzystania w wód nie jest zasadą bezwzględną. Kazdy może korzystać (powszechnie) z wód publicznych (np. kąpać się). Ale każde korzystanie jest ograniczone licznymi przepisami szczegółowymi (np. zakaz kąpieli na zbiornikach ze strefą sanitarną wody pitnej). Zaś prawo korzystania w postaci wędkowania jest ograniczone jeszcze dodatkowo przez UoRŚ wraz z przepisami wykonawczymi (rozp.). I ustawodawca wyraźnie podkreślił, że wędkowanie (w odróżnieniu od kąpania się) podlega różnym ograniczeniom odsyłając do UoRŚ.
Prawo wodne, w cytowanym przez Pana przepisie mówi, że NIE każdy ma prawo wędkować zawsze i wszedzie, lecz ten komu zezwalają na to przepisy odrębne - a to subtelna lecz wymowna różnica. Czyli inaczej mówiąc kazdy ma prawo wędkowac tylko na zasadach z UoRŚ i przepisów do niej wykonawczych. I to na wszystkich zasadach, a nie tylko wybranych. A jedną z tych zasad jest uzyskanie zezwolenia uprawnionego do ryb. (art. 7 ust.2 UoRŚ). Czyli idąc dalej tą drogą: każdemu przysługuje prawo wedkowania o ile posiada zezwolenie upr. do ryb. i stosuje oczywiscie inne zasady z UoRŚ. Prosze mi powiedzieć, który przepis nakłada na upr. do ryb. obowiązek wydania zezwolenia każdemu i zawsze (lub nawet komukolwiek i w wyjątkowych sytuacjach)? Żaden. Dlatego upr. do ryb. wydawać te zezwolenia może wg własnego widzimisie. Ba nawet więcej - jednemu może nie sprzedać wcale zezwolenia, drugiemu może sprzedać dniówkę za 5000zł a trzeciemu dać za darmo jeśli taka jego wola. Bo żaden przepis nie nakłada na upr. do rybactwa obowiązków w zakresie wydawania zezwoleń. Pomijam tu kwestie związane z ofertą, aby nie komplikowac.
Ustawa Pr. wodne wyraźnie w cytowanym przez Pana przepisie odsyła do UoRŚ (wg której upr. do ryb. wydaje zezwolenia wg swojego uznania), a Pan mnie spowrotem odsyła do Pr. wodnego? To jakieś błędne koło. Zwłaszcza że Pr. wodne nigdzie nie nakłada na upr. do ryb. obowiązku zapewnienia czy zorganizowania prawa do powszechnego korzystania z wód w postaci wedkowania! Każdy upr. do ryb. organizuje wędkarstwo bo to lezy w jego finansowym interesie, a nie dlatego że musi! I instrumenty ekonomiczne, a nie nakazy/zakazy, są najlepszym bodźcem sterowania gospodarką.
Ponadto zezwolenie jest elementem umowy cywilnej, a kazda osoba ma prawo zawierac umowy z kim chce, i nie zawierać z tymi, z którymi nie chce - i nie naraża sie nigdy na zarzut dyskryminacji, bo nie jest monopolistą.
I wreszcie UoRŚ i ustawa Pr. wodne to dwa równorzedne akty w hierarchii żródeł prawa. Pr. wodne nie jest "ważniejszą" ustawą niż UoRŚ. Stosujemy je równoczesnie, a żadne sprzecznosci w omawianym przez nas przypadku miedzy nimi nie zachodzą, bo Pr. wodne odsyła do UoRŚ.
I jeszcze dodatkowe choć już mniej istotne uwagi:
Prosze zauważyć, że nawet gdyby przyjać Pana stanowisko, że upr. do ryb. zawsze musi wydać zezwolenie, to byłoby to łatwe do obejścia. Wystarczy ustalic dniówkę na poziomie 10tys zł. Nikt by jej wtedy nie kupił. I gdyby przyjąc Pana stanowisko to nie można by zamknąc czasowo rzeki (np. potoków górskich w okresie tarła pstrąga, co powszechnie dziś czyni PZW), ani odmówic wedkarzowi sprzedaży zezwolenia ze względu na wyczerpany limit łowiących na danym odcinku (nawet jesli jest to okreslone w operacie - bo operat jest cześcią umowy między użytkownikiem a Skarbem Państwa i wędkarza w żaden sposób nie wiąże).
Z tym wiąże sie sprawa druga, która dotyczy zezwolenia na uprawianie amatorskiego połowu ryb. UoRŚ mówi o zezwoleniu, a nie o licencji czy usłudze oraz o opłacie, a nie o cenie. Wprawdzie Uprawniony może kształtować tę opłatę i ustalać jej wysokość ale pozostaje ona opłatą za wydanie zezwolenia na dostęp do publicznego korzystania z wód, a nie ceną za usługę.
UoRŚ powstała w 1985r. kiedy nie było użytkowników rybackich i umów cywilnych użytkowania, lecz administracyjne pozwolenia wodnoprawne. Stąd w tamtym okresie termin "zezwolenie" i "opłata" były bardziej adekwatne do istniejacej sytuacji. Co nie znaczy, że w tamtym okresie sprzedaż zezwolenia nie była umową, tyle że może było to nieco mniej oczywiste niż teraz po przetargach.
Terminy ten zostały do dziś, ale wraz ze zmianą innych przepisów, nabrały nieco innego znaczenia. Choć zmiana ich rozumienia jest raczej kosmetyczna, a sens się nie zmienia. Dziś przepis o tym że upr. do ryb. może pobierać opłatę za wydanie zezwolenia jest nieistotny. Mozna by go uchylic i nic by się nie zmieniło - bo mówi rzecz, która i bez niego jest oczywista.
Samo zezwolenie nie jest umową - może być częścią umowy. Ale może byc też czynnością faktyczną, gdy kolega koledze po koleżeńsku i grzecznosciowo pozwala łowić we własnym jeziorze bez żadnych ograniczeń. Ale gdy już za to zezwolenie płace to zawieram umowę. I nie ma znaczenia czy bedziemy to nazywać sprzedażą licencji czy sprzedażą zezwolenia na wedkowanie. Dla prawa cywilnego to wszystko jedno i zawsze będzie to umowa nienazwana (ale którą potocznie nazywa się um. o sprzedaż usługi). Usługa jest świadczeniem strony. A świadczenie może przybierać postać zaniechania (art. 353 &2 KC). Zezwolenie komus na połów ryb w zarządznym przez siebie łowisku jest właśnie świadczeniem przez zaniechanie, czyli uslugą. A strony umowy moga ją kształtować bardzo swobodnie.
Amatorski połów ryb niezgodny z tym regulaminem też jest łowieniem bez uprawnień i podlega sankcjom przewidzianym w UoRŚ, a w odniesieniu do członków PZW również odpowiedzialności dyscyplinarnej.
I tutaj po zastanowieniu musze Panu przyznać racje.
Pozdrawiam serdecznie
Michał Cebula
|