| |
Panie Leszku,
Wypowiadane przez Pana powyżej poglądy są nawet dla mnie nieco kontrowersyjne, a niektóre, według mnie, pozostaja ze sobą w konflikcie, bo albo zachowujemy zbliżony do pierwotnego biotop, ergo promujemy "sustainable development" albo prowadzimy intensywne zarybienia, a wówczas ten biotop to już nie biotop.
Nie do końca jestem też przekonany, że w Ustawie rybackiej jest wymaganie takiej ochrony środowiska, chociaż jest to jak najbardziej pożadane z punktu widzenia wędkarskiej gospodarki. Rybacko mięso to mięso i przyrost to zysk, wedkarsko ryba dzika, nawet mniejsza, jest lepsza od hodowlanej.
Chciałbym odnieść się do "centralistycznego" proponowania działań. Dam Panu przykład Kolegów ze Słupska, którzy w partnerstwie prywatno - publicznym rozwijają projekt rehabilitacji doliny Słupi. Pisze o tym Artur Wysocki na NaMuche.pl. Innym przykładem niech będzie praca Andrzeja Trębaczowskiego w Lublinie i jego kolegów, o których można poczytać na Rybim Oku. Czy też prace Kolegów z Cieszyna, również opisanych na Rybim Oku przez Wacława Santariusa i Kazimierza Żertkę. Są to inicjatywy lokalne, co pokazuje jasno jak można dokonać czegoś własnymi siłami w porozumieniu z lokalnymi lub regionalnymi społecznościami i instytucjami odpowiedzialnymi za pewne działania. Tylko tej otwartości i inicjatywy, a nie czekania na działania innych, w tym ZG, trzeba dla osiągnięcia celu, a przynajmniej dla zapoczątkowania działania. Takie projekty, odpowiednio powielone i koordynowane składają się na programy ogólnokrajowe, już to w USA, już to w Anglii, już to, może wkrótce, w Polsce. Pieniądze można znaleźć startując z róznych poziomów, a szczególnie z lokalnego. Wtedy przynoszą one najwięcej pożytku, są najlepiej wydawane oraz mają największą siłę propagandową.
Serdecznie pozdrawiam
Jurek Kowalski
|