| |
Panie Jurku.
Metodę dyskusji, którą Pan stosuje, nie akceptuję. Rzuca Pan tezy, których nie potrafi Pan obronić. Pisząc o gospodarce rybackiej, kładzie Pan nacisk na sprawy ekonomiczne, a nie na osiągnięcie celu swych działań czyli zachowania dobrego stanu ekologicznego wód. Aby uzyskać sztuczne stado najpierw trzeba mieć szuczne zarybienia. Wylęgarnie przy pracy dobrze zorganizowanej, nie są kosztowne i nie problem produkcja wylęgu.
Panie Leszku,
Ja z kolei nie moge zaakceptowac sposobu prowadzenia dyskusji przez Pana. Wszystkie tezy potrafie uzasadnic, a jak rozumiem gospodarke wedkarska przedstawiam w artykulach na www.NaMuche.pl - zapraszam do lektury w wolnej chwili (dluzszej wolnej chwili). Prosilem tez Pana o zaprzestanie sporu w kwestiach oczywistych. I o przedstawianie swoich pogladow, a nie komentowanie i nadinterpretacje moich.
Stado to nie populacja, a dobry stan ekologiczny rowniez musi byc realny ekonomicznie. Stado ryb ze wszystkimi rocznikami pochodzacymi z zarybienia (jezeli przezyja) to zaden "dobry stan ekologiczny wod".
Produkcja wylegu nie jest problemem - problemem jest jego przezycie przez 3-4 lata do tarla, pod warunkiem, ze bedzie skuteczne.
Jeszcze raz powtarzam, jeżeli ryby nie mają warunków do odbycia tarła, to trzeba je stworzyć, a nigdy odwrotnie.
O tym zawsze pisze. Zarybianie wylegiem i narybkiem ma sens i uzasadnienie jako wspomaganie naturalnego tarla. I to ostroznie, rybami z tego samego zrodla, a nie ze stada hodowlanego. Inaczej jest nadmiernym ryzykiem pryrodniczym i ekonomicznym. A ryby pochodzace z naturalnego tarla sa najtansze, bo "spadly z nieba" albo raczej same wyplynely ze zwiru.
Utrzymywanie wody bez tarlisk jest sklepem rybnym, takie łowiska istnieją w stawach rybnych i producenci ryb pobierają opłaty od kilogramów złowionych ryb.
Tak dzieje sie w Posce, ja mam inne doswiadczenia. Wszystkie pstragowe lowiska w sztucznych zbiornikach w Wielkiej Brytanii sa zarybiane rybami okolo polkilowymi co tydzien lub dwa w porcjach uzupelniajacych ubytki, nikt tam nie wprowadza narybku, nie mowiac o wylegu. Podobnie dzieje sie w rzekach pstragowych, z wyjatkiem tych, ktore posiadaja naturalne tarliska, a i tam czesto wprowadza sie triploidalne, wyrosniete pstragi z hodowli "dla wedkarzy" dlatego, ze jest taniej, a naturalne pstragi rozmnazaja sie samodzielnie. Sa to pelnoprawne lowiska i nikt tam nie placi za zlowione ryby jak w sklepie. Placi dzienna licencje i lowi. Nieraz schodzi "o kiju" i tupanie nic nie pomaga..
Podkreślam, Na świecie są łowiska z zarybieniami całkowicie sztucznymi i to było zagalopowanie się z Pana strony.
Owszem, sa ale albo w niedostepnych rejonach (Kanadyjczycy zarybiaja jeziora bez tarlisk wylegiem czy narybkiem zrzucanym z samolotow w specjalnych pojemnikach) albo tam, gdzie ma sie bez mala nieograniczone srodki. Normalnie zarybianie wylegiem, zwlaszcza w swietle wspolczesnych badan, jest rodzajem "wspomagania" naturalnego tarla, a nie jego zastepowaniem. Natomiast takie proby w wodzie podlegajacej silnej presji i nie stwarzajacej warunkow wysokiego przezycia mlodych form prowadza do tego, co teraz widzimy w naszych rzekach. To pwszechna obserwacja, ze jednego roku masowo "wieszaja sie" ryby niewiele ponizej wymiaru, wszyscy oczekuja wspanialego sezonu w nastepnym roku i... nic z tych rzeczy. Niewymiarowe ryby nie przezyly "miedlenia" w rekach "lowcow" i nie przezyly zimy. Czesc padla podczas pierwszego tarla (nie zawsze skutecznego czy obfitego) i tak, jak mawial jeden z moich kolegow, "Ruskich nie bylo a zegarek szlag trafil". I nie ma co zrzucac na klusownikow czy inne przyczyny. Skoro sie o nich wie to trzeba tak prowadzic gospodarke aby wplyw tych niekorzystnych czynnikow minimalizowac. A nie wszystkie wody da sie utrzyamac w stanie bodaj zblizonym do naturalnego. Szczegolnie w kraju tak biednym i malo gospodarnym jak Polska, w ktorej w dodatku wedkarze i gospodarka rybacka (wedkarska) lokuje sie w poblizu dna. Trzeba to zmienic ale czerpac od najlepszych i od najbardziej skutecznych, a nie "odtykac rure" czy "wywazac otwarte drzwi".
Jeżeli zna Pan pojęcia sukcesja i klimaks, to winien Pan wiedzieć, że obowiązkiem zarządzającego jest dążenie do osiągnięcia właśnie klimaksu, a to jest możliwe w zniszczonych wodach poprzez zarybienia wylęgiem, aby powstała populacja ryb dostosowana do lokalnych warunków. W wyniku sukcesji powstanie populacja właściwa dla rzeki. Ryby rodząc się przynoszą na świat część zachowań w DNA, a reszty muszą uczyć się w trakcie życia.
Nie znam takich prac, aby w ten sposob powstala " populacja wlasciwa dla rzeki" - taka powstawala od czasu ostatniego zlodowacenia, a zakonczyla swoj zywot albo w wyniku zmian srodowiskowych albo nadmiernej eksploatacji albo "radosnych" zarybien materialem obcym. Znam natomiast wiele takich, gdzie wykonywano specjalistyczne badania genetyczne aby okreslic genotyp rodzimych pstragow i odtworzyc stado naturalne. Czasem udaje sie uzyskac stado "dzikie" ktore moze sie reprodukowac i stworzyc populacje, zazwyczaj przez jej rzeniesienie z innej rzeki, a nie z hodowli, ale to cos innego niz rodzima populacja (patrz przyklad lipienia w Sanie). Tutaj uwazam, ze Panskie poglady, a przynajmniej sposob ich prezentowania, sa "powierzchowne".
Trzymając ryby w stawie uczymy je tupiąc, że mają do nas przypłynąć bo dostaną pokarm i niczego więcej. Ryby sztuczne ze stawu są bezwartościowe dla wód publicznych.
Nie wiem skad sa takie Pana poglady - funkcjonowanie ryb z hodowli w naturalnych warunkach zmienia sie bardzo szybko po ich "rozgeszczeniu". Czesc z nich "dziczeje" zupelnie i jest w stanie przetrwac w wodzie latami (przykladem niech beda teczaki wpuszczane kolo Dynowa jako selekty - czesc z nich zlowiono jako wielokilogramowe okazy po latach).
Pana wiedza o problematyce rybackiej jest bardzo powierzchowna bo dziwnym trafem nic Pan nie wie o aktualnych programach odtworzenia populacji certy i świnki w górnej Wiśle i o udrażnianiu zlewni Wisłoki. Za naszego życia doczekamy jeszcze łososi w doplywach Wisły i nie jest to wcale czymś śmiesznym. Dopiero co było w tej sprawie spotkanie w Ministrestwie Środowiska. Środki są.
Nie zajmuje sie administrowaniem rybactwem i nie sledze wszystkich dziejacych sie programow. Wierze, ze srodki sa, uwazam, ze problemem jest "uruchomienie" ich przez PZW, a to z przyczyn wiadomych - biernosci tej, naszej, organizacji i braku sensownych projektow, ujawniajacych i wywolujacych aktywnosc wedkarzy , ktore moglyby byc popierane. Najczesciej takie projekty musialyby pozostawac w niezgodzie z populistyczna mentalnoscia wedkarzy, ktora to napedza rowniez wielu czlonkow organow przedstawicielskich, a przynajmniej musi byc przez nich brana pod uwage (pamietam sprzed lat burzliwe dyskusje w ZG na temat wysokosci skladki - 14 czy 16 nowych zlotych (wowczas 140 000 lub 160 000), co w kazdym wypadku jest ekwiwalentem kilku egzemplarzy codziennej gazety, a roznica miedzy nimi - wrecz jednego). Podobna sytuacja jest dzisiaj. Poziom skladek, zwlaszcza na zagospodarowanie, przy ogromnych uprawnieniach eksploatacyjnych wedkarzy, jest idiotyzmem. Wiele z tych srodkow jest wydawanych na zarybianie glinianek kroczkiem karpia, ktory jest wylawiany lub ginie w rekach wedkarzy, lowiacych w nich za grosze, czesto nieadekwatne tez do koniecznych nakladow.
Problemem gospodarki rybackiej w PZW jest to, że okręgi ze sobą dotychczas nie współpracowały, a ZG nie robi nic aby wspomóc okręgi i załatwić dodatkowe pieniądze.
ZG nie interesują nawet przetargi i już okręgi zaczynają tracić wody. Panuje totalny marazm.
To wiemy doskonale, ale to powszechna bolaczka naszej, polskiej rzeczywistosci. Przydalyby sie cwiczenia z wyobrazni i kreatywnosci. Jednak z tego co mi wiadomo, pieniadze PZW na zagospodarowanie zostaja wlasnie w Okregach, ktore maja osobowosc prawna i wystepuja w przetargach w imieniu PZW, uzyskujac status Uprawnionych do rybactwa. Co ZG ma do tego? Przeciez Okregi wystepuja w imieniu czlonkow i to od nich powinny pochodzic pieniadze na podstawowe naleznosci. Dalej mamy placic grosze mimo zmieniajacych sie warunkow ekonomicznych? To obled!
Jeżeli chodzi o ochronę rzeki górskiej to nawet doświadczenia Jeleńskiego są jednoznaczne, przed kłusownikami w wydaniu polskim nie da się ochronić wód.
Chociaz jakies efekty sa, mimo skromnych, indywidualnych dzialan. Zas przyjmujac postawe "nie da sie" prowadzimy do "samospelniajacego sie proroctwa".
Musi tu być współdziałanie całości społeczeństwa. A jak zachowują się przeciętni wędkarze to widać na co dzień nad wodami. Na Sanie łowiłem z wędkarzami, którzy zabierali po 80 lipieni bo mieli zobowiązania wobec znajomych, ze śląska przyjeżdżały autobusy ze zgrajami bandytów z wędzarniami. Przeciętny ślązak nad naszymi wodami to prawie zawsze jest wyposażony w przetwórnie rybną i siłę roboczą w postaci własnej baby.
Tu sie zgadzamy, jak rozumiem, chociaz takie slowa w ustach osoby publicznej to brak "politycznej poprawnosci". Nie kazdy tak robi, ale na pewno wielu. "Wedkarze" z Leska, Sanoka, Krosna, Rzeszowa i inni tzw. miejscowi tez nie proznowali. A maja blizej do wody. Nie ma co pokazywac palcem na tych "onych", choc ich "zaslugi" znam dobrze.
Lipień w Sanie zaczął się od małego zarybienia o znikomych kosztach.
Ostatnio znalazlem artykul Andrzeja Tarnawskiego w WW z 1983r. Te zarybienia nie byly takie male, ale wyleg byl z jednego zrodla i wprowadzany do tarliskowych potokow (Tyrawskiego i Hoczewki) - nigdy do glownego koryta. Z tych potokow tez pobierano tarlaki do dalszego wspomagania, chociaz gdyby nie katastrofalna eksploatacja i dalsze zarybienia z roznych zrodel ("Sitarze" i inni, ze Slowacji, z polnocy Polski itp.) to zapewne wsiedlona populacja zylaby sobie do dzisiaj.
Ryby nie były niepokojone do mistrzostw świata,
Tak na prawde to do Mistrzostw Polski w 1981 r. - w 1985r bylo juz znacznie gorzej - cztery lata "rzezi" zrobily swoje.
potem zaczęła się niesamowita presja wędkarzy i kłusowników, co przy braku ochrony populacji, która winna się odtwarzać i tarlisk oraz niekorzystnych warunkach pogodowych (brak wody i wysokie temperatury oraz brak nadzoru nad elektrownią) spowodowały to co jest obecnie. Lipienia w Sanie nie uda się utrzymać bez porządnej systematycznej pracy wszystkich zainteresowanych Sanem. W tym urzędników samorządowych i rządowych. Największą zasługę w dewastacji wód niestety mają ci którzy winni je chronić, czyli ichtiolodzy i pracownicy RZGW.
To racja, jak wyzej.
A rzucę kamyczek do ogródka, wie Pan czemu ma służyć utrzymywanie wody nizinnej na Sanie w Sanoku?
Jest to jedna z poważnych przyczyn znikania lipienia i pstrąga.
Celna uwaga, tylko nie wiem o jakim i czyim ogrodku Pan pisze. Ja dodam do tego uchwale kola w Sanoku (sprzed lat), ktora pozwalala jego czlonkom (i tylko im) zabierac lipienie z Sanu od 15 maja.
Absurdem jest twierdzenie, że należy chronić wszystkie ryby, gdyż należy wykorzystywać naturalną produktywność wód. Jak Pan wie ryby w rzece pełnią ważną rolę, konsumenta. Zabierając z wody mięso rybie oczyszcza Pan rzekę z zanieczyszczeń.
Nie za bardzo zrozumialem ten akapit. Jak to sie ma do naturalnosci srodowiska wod publicznych?
Konferencje, które my organizujemy mają zmieniać świadomość i umożliwić kształtowanie poglądów ludzi mających wpływ na gospodarkę rybacką i użytkowanie wód. Ludzi, którzy podejmują decyzje w sprawach rybactwa. Nie jest niestety dla przeciętnych wędkarzy, chociaż mają możliwość korzystać.
Coz, uwazam, ze szkoda, bo wielu wedkarzy jest zainteresowanych i zdolnych do percepcji takich tresci. I byloby to wlaczenie ich w dzialalnosc i wzmacnialo poczucie uczestnictwa, a zmniejszalo poczucie wykluczenia.
Powszedni dzień w niczym nie przeszkadza. W poniedziałek zaczyna się popołudniu, a na wtorek można wziąć urlop. Sam tak robię. Związane jest to z terminem posiedzenia naszej Rady Naukowej PZW woj. podkarpackiego i możliwością zebrania w jednym czasie najwybitniejszych ichtiologów.
Rozumiem te racje, chociaz czesto dzien powszedni przeszkadza. Minie na przyklad uniemozliwilo to udzial w organizowanej ostatnio w Warszawie konferencji na temat ryb wedrownych. I tak poswiecam praktycznie caly moj urlop na dzialalnosc wedkarska. Wiecej nie dam rady, nie bedac profesjonalnie zwiazanym z ochrona srodowiska czy gospodarka wodna.
Po konferencji zawsze wydawane są okolicznościowe Acta Hydrobiologica, z którymi może zapoznać się wiele osób.
Chetnie przeczytam - czy moge prosic o egzemplarz albo adres internetowy (to powszechne medium dla rozpowszechniania efektow dzialalnosci publicznej).
Przepraszam za chaotyczne pisanie, ale ja niestety nie mam czasu na internetową twórczość. Piszę be poprawek, pod wpływem emocji. W najbliższym tygodniu niestety nie będę mógł kontynuować naszej dyskusji.
Ja tez nie mam zbyt wiele czasu, ale staram sie go wykorzystac na te forme aktywnosci, nie majac wiele mozliwosci na zaangazowanie sie w tej chwili w inny sposob.
Proponuję przeznaczenie cząstki swych pieniędzy i zarybianie wód we własnym imieniu. Zobaczy Pan jak to doskonale weryfikuje poglądy. Ja tak robię od kilku lat. Ponadto do zarybień wód okręgu pstrągiem, z kolegami bierzemy swoje prywatne samochody i rozwozimy nimi bezpłatnie ryby po rzekach od wielu lat. Wlaśnie w czwartek mamy taką zabawę. Takie zarybienia są o wiele bardziej efektywne aniżeli robione przez pracowników.
To chwalebne, uwazam jednak ze to troche stawianie spraw "na glowie". Co do doswiadczen - po to ludzie pisza i czytaja aby nie musieli wszystkiego sprawdzac wlasnorecznie. Zwlaszcza, ze czasem prowadzi to do szkodliwej "partyzantki".
Konkludujac, nie widze wielu roznic w naszych zapatrywaniach, troche utrudnia porozumienie taki poski problem z komunikacja i z checia "postawienia na swoim". Niech Panu bedzie, ze z obu stron - jestem gotow do ustepstw w imie lepszej sprawy.
Serdecznie pozdrawiam
Jerzy Kowalski
|