|
Przyznam ze z pewnym zaciekawieniem jak Mariusz, zgadzam się z argumentacją
kolegi Jerzego.
(...)
Musimy się tez trochę wyzwolić z spóldzielczego myslenia; co własciciel łowiska
ma mieć z tego biznesu w portfelu i ilu niezaangazowanych społdzielców ma o tym
decydować .
Toż to jego zabawki i tak sobie nimi ma rządzić jak sobe zarząd wymyśli i tyle.
A zarządy trezba rozliczać z osiągania celów i efektów a nie z nie z ceny licencji.
(...)
Moim zdaniem dniówka moze kosztować nawet 200PLN , jesli to się włascicielowi łwoiska
jakoś zbilansuje / .
Są juz w Polsce łowiska , które idą w kierunku 'wody klubowej" i jak sie ta forma upowszechni to być może nikt "spoza" nie bedzie tam łowił jesli się do klubu za np 2000PLN / rocznie nie zapisze.
I bardzo dobrze...
Szanowny Panie Andrzeju,
Podzielam Pańskie zdanie dotyczace "wyzwolenia się" z pewnego rodzaju myślenia, zakorzenioonegow nieodległej przeszłości. Wtedy okaże się, że to, co jawi się jako różnice wcale nimi nie jest.
Obawiam się, że nie sięga Pan dalej wstecz niż "socjalistyczna spółdzielczość", a to własnie od takiego myślenia i od takich skojarzeń warto się wyzwolić. Natomiast spółdzielczośc jako taka, wymyślona na przełomie XVIII i XIX wieku, jako wspólne przedsięwzięcia AKTYWNYCH spółdzielców, tworzacych wspólny zarząd, szczególnie w rolnictwie, przetwórstwie, usługach, handlu, jest równoległym do każdego innego sposobu funkcjonowania na rynky. Polska "dziecięca choroba indywidualizmu" we wciąz trwającym okresie transformacji, sprawia, że zamiast zastępować patologiczne twory normal;nie funkcjonującymi, zawężą się funkcjonowanie do jednej formy czy dwóch, reszte zostawiając jakby "na potem", żeby specyficznie "po polsku" zajmować się ponownym wymyślaniem prochu albo wyważaniem otwartych drzwi.
W wielu sprawach powinniśmy powrócić do prawdziwie spółdzielczego myślenia, czy stowarzyszeniowego myślenia.
Natomiast twierdzenie, że w spółdzielni to zarzad jest od wymyślania i od dyktatu, a spółdzielcy bierni, to właśnie trwanie w tym myśleniu z okresu PRl-u.
Podobnie sprawy mają się ze stowarzyszeniami - wciąż dominuje myslenie ukształtowane przez propagande i praktykę PRL-u w odniesieniu do "organizacji społecznych", tworzonych "odgórnie", na zasadach nawiązujących do imperialnych, feudalnych zależności ....
To tak na marginesie, a wracając do "adremu" - rzeczywiście i oczywiście nakłady na utrzymanie łowiska oraz koszty korzystania z niego mogą byc dowolne, dowolnie wysokie lub dowolnie niskie, w zalezności od tego, co wynika z realiów ekonomicznych i środowiskowych, oczywiście wtedy, kiedy mogą .... Dominuje natomiast oczekiwanie, że będą efekty bez zwiększania nakładów ... bo "się należy" ...
Z tym "klubowym" łowieniem to też trochę tak, jak to w wyobrażeniach funkcjonuje. Klubowe wędkarstwo to przywilej ludzi zamoznych, a jak to wsród dżentelmenów o pieniądzach sie nie rozmawia - pieniadze się ma... Klubowe łowiska mają limit pojemności i jakiekolwiek pieniądze nie zapewniają wstępu do klubu, tylko pojawienie się wolnego miejsca w klubie w wyniku rezygnacji lub śmierci członka ... czekanie w kolejce może trwać dziesięciolecia, trzeba podejmować zabiegi, żeby zyskać uznanie członków, a wolą członków klubu wcale nie ten zamożny, ale bardziej ceniony zajmie wolne miejsce .... To też tak na marginesie .... Zaś odnośnie tego rodzaju funkcjonowania łowisk, to rodzajem "klubu" jest grono posiadaczy rocznych liczencji na łowisko ... PZW na Sanie, którzy bardzo słusznie zostali obdarzeni przywilejem pierwszeństwa prolongaty rocznej licencji, a tych licencji jest ograniczona liczba, więc dopiero rezygnacja z jakiegokolwiek powodu z tego przywileju pozwala następnej osobie wejść w posiadanie rocznej licencji ...
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|