|
O Jezu , Jerzy - jesli te kilkadziesiąt stron dyskusji na stronach WEB to Twój Manifest programowy- to przepraszam nie jestem w stanie dobrnąć do końca...
Panie Andrzeju,
Tak oczytanej osobie jak Pan przebrnięcie przez kilka stron nie powinno nastręczać trudności
Wykład o zupełnej odmienności musi zajmować czas i miejsce. Napoleon miał łatwiej, bo on poruszał sprawy dobrze znane wszystkim. Gdyby opierać się dziś na dobrze znanych wszystkim sprawach to wypadałoby rzeczywiście tylko kontynuować dziadostwo.
No coż, gdybym mnie przyszła do głowy myśl, że miałbym zrobić z ogólnokrajowego koncernu, z powiązaniami międzynarodowymi, sieć straganów na wiejskich jarmarkach to prędziutko bym zajął się czymś innym, żeby o tym zapomnieć.
Rzeczywiście, tu przyczyną różnic może być doświadczenie. Życiowe i zawodowe. Nieco inną optykę daje praca w globalnym koncernie, zarządzanie globalną federacją, a inną - zajmowanie się indywidualną przedsiębiorczością czy działanie w lokalnym klubie. Ta pierwsza przyzwyczaja do ograniczeń i radzenia sobie z nimi, ta druga daje doświadczenie większej swobody i pewnej autorytarności. Niestety, tego drugiego doświadczenia nie daje sie łatwo przepisac na to pierwsze...
Na szczęście ktoś inny, nie Pan, będzie się zajmował reformowaniem PZW.
Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby równoległe organizacje powoływać. Zgodnie z doświadczeniem życiowym, społecznym i zawodowym. Życzę powodzenia. Przecież w Polsce szacuje się liczebnośc wedkarzy na 1,5 do 2 mln ludzi, a do PZW należy około 0,5 mln spośród nich. Zresztą, w wielu przypadkach tacy, którzy najgorsze psy wieszają na tymże PZW, co świadczy w moim mniemaniu wystarczająco zasadnie o bylejakości postaw społecznych wokół nas.. Więc niechże się zbierze w sobie charyzmatyczny przywódca (czy 200 albo 1000 przywódców) i pociągnie za sobą te rzesze ludzi, stworzy sieć sklepików i straganików, może w końcu powstanie z tego coś wartościowego poza masą zrzędzących obserwatorów.
Na marginesie oceny postaw - jak Pan zakwalifikuje niemałą masę tych, których Piotr Konieczny opisuje barwnie jako "wrzucających muchy do basenów na samochodzie, zanim ryby wpłyną do rzeki", a tak na prawdę takich, którzy śledzą trasę samochodu z selektami, żeby się ustawić do łowienia bezpośrednio po odjeździe? Albo takich, którzy stwierdzają jak to powinno byc lepiej, a składki niskie, bo "kogo na to stać", a pracować nie trzeba, bo przecież płacimy składki takie wysokie, a zaraz po tym biegnących na świeżo zarybioną wodę i wyciągających ile wlezie. Bo "oni sobie poradzą". A kogo stać na zapewnienie im takiego "cudu nad Wisłą"? Żeby mało włożyć do wspólnego kociołka, a dużo zeżreć? Prosze obiektywnie ocenić, czy takich ludzi jest mało, czy dużo? Nie w bezpośrednim otoczeniu tylko tak w ogóle.
Jedną drogą w takiej sytuacji jest zamknięcie się w gettach swojego środowiska, co Pan zdaje się proponować, a co realizują też grodzący murami swoje osiedla ludzie w wielu miastach. Drugą droga jest uaktywnianie ludzi, pokazywanie im alternatywnych rozwiązań, których nie znają, a których nieznajomośc prowadzi ich do prostackich działań. Ja wybieram tę druga drogę, uznając w dodatku, że jest to swego rodzaju zobowiązanie "tych lepszych" wobec tych, którzy mieli gorsze szanse. I to realizowane nie przez jałmużnę, dawanie "ryby", tylko przez danie im do ręki "wędki". Na tym polega wspólnotowe działanie, przywództwo, a także dopełnienie warunków dla uznawania się za postępującego przywoicie i z zaangażowaniem, o czym pisał Pan poprzednio. I nie jest to żaden "socjalizm" tylko czystej wody liberalne podejście, pragmatyczne, dla własnej korzyści, przez budowanie wokół siebie bezpiecznego otoczenia, a nie odgradzanie się od świata. To ostanie raczej świadczyłoby o lęku, fobii, i o nieumiejętności poradzenia sobie z nim.
Warto pamiętać, że nastepne przetargi z RZGW będą za 10-15 lat. A do tego czasu warto utrzymać obwody rybackie w rękach wędkarzy, niezależnie od tego czy będzie to PZW czy inne stowarzyszenia czy organizacje, bo tu i ówdzie okazuje się, że dziadostwo albo nieliczenie sie z realiami sprawiają, iż nie są w stanie wywiązać się z podjętych zobowiązań i obwody tracą. Nie tylko PZW.
W ramach PZW jest wielka rozmaitość możliwych rozwiązań strukturalnych, z których korzystają Koledzy, chcący cokolwiek zrobić. Ci, którym się nie chce, albo nie potrafią, albo są uprzedzeni, znajdują wymówkę w "strukturach", których w dodatku wcale nie znają.
Można wprowadzać rozwiązania "od góry", ale wtedy trzeba liczyć się z oporem i z próbami omijania, w których Polacy sa mistrzami na mistrze.
O wiele lepsze, bardziej sprawne, sa struktury budowane "od dołu", według potrzeb ludzi, za sprawą ich aktywności. I na to zwracam uwagę, a nie na administracyjne, autorytarne, nakazowe działanie. Ludzie sobie znajdą czy dostosują strukturę najlepiej. Według swoich możliwości, oczekiwań, zamierzeń. Wyreguluje to "rynek". Tylko musi zaistnieć, za sprawą uczestniczenia wędkarzy - członków stowarzyszenia.
Proszę zapytać jak zmieniło się nastawienie Koelgów, którzy zajmują się działaniami wędkarskimi, od czasu kiedy podjęli te działania., O ile poszerzyła się ich wiedza i umiejętności, nie tylko w sprawach wędkarskich, ale w życiowych kwestiach negocjowania, współpracy, kontaktów itp. Można tego nawet nie dostrzegac, póki się nie zastanowi głębiej nad tymi zagadnieniami.
Warto tez zauważyć, że kwestie majątkowe wcale nie przeskadzają tym, którzy chcą coś robić. Ważny jest efekt.
Przypomniał mi Pan zdarzenie sprzed lat, kiedy o telefonach komórkowych się nie słyszało, a komputer oznaczało ZX Spectrum albo Atari. Został kupiony przez szpital nowoczesny aparat USG, z głowicami do róznych zastosowań, więc początkowo stał na naszej "internie", gdzie była i kardiologia, i gastroenterologia, i nefrologia, więc wszystkie oddziały wykorzystujące wyniki tych badań. Ale pojawiły się spory, bo radiolodzy chcieli przejąć ten sprzęt. Zażartowałem, że niewazne gdzie będzie to USG stało, byle stało u nas. Mój szef, bardzo mądry człowiek, potraktował to powaznie i powiedział, że niewazne gdzie będzie stało, bylebyśmy mieli sprawną diagnostykę USG. I aparat stanął na radiologii, gdzie dwaj Koledzy wyspecjalizowali się w wykonywaniu badań dla nas. I robili to bardzo dobrze. Mielismy efekt, który chcieliśmy.
Okręgi mają dość majątku w dyspozycji, maja majątek własny, mają wartość w postaci wieloletniej dzierżawy obwodów rybackich, a to wszystko składa się na majątek i wartości posiadane przez ogólnokrajowy, stowarzyszeniowy koncern wędkarski. Szkoda byłoby to rozmienić na drobne i poszatkować na 1000 straganów. Moja wiedza o ekonomii mówi, że byłoby to wręcz głupotą.
Mam nadzieję, że wypijemy dobrą whisky po powodzeniu tego przedsięwzięcia. Ja już trenuję, pijąc za jego powodzenie. Myślę, że wielu to robi, a inni powinni. I nie rozróżniam między członkami, klientami, czy obserwatorami, pod warunkiem, że w swoich rolach zachowują niebędną integralnośc osobistą, i jezeli są klientami to nie udają członków, a jeżeli sa członkami, to nie udają klientów. I rozumieją na czym polegają różne role społeczne i rózne sposoby organizowania się ludzi.
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|