|
Wykazy wód do bytowania ryb są narzędziami typowo sprawozdawczymi mającymi z założenia służyć planowaniu gospodarowania wodami w dorzeczach a z puli analiz wykonywanych przez GIOŚ do tych wykazów brana jest tylko część analiz, zaś rzeczywisty stan chemiczny wód tworzony jest wg innych zasad. W tym celu powstał rozbudowany i precyzyjny system oceny tego stanu ujęty w Ramowej Dyrektywie Wodnej.
W tym przypadku tezę o znikomej przydatności wód dla prowadzenia racjonalnej gospodarki rybackiej trudno będzie tutaj udowodnić, zwłaszcza że ryby za nic maja zarówno prawo krajowe i unijne i na złość urzędnikom doskonale radzą sobie również w wodach „nieprzydatnych”, zwłaszcza ze parametry graniczne dla wykonywanych analiz sa znacznie bardziej restrykcyjne niż z rzeczywiste wartosci warunkujące wzrost czy też przeżycie ryb karpiowatych i lososiowatych.
W przypadku zmian środowiskowych na gorsze najbardziej rozsadnym wyjsciem jest chyba sporzadzenie stosownych zmian w zalozeniach gospodarki rybackiej, co wiąże się oczywiście z aneksowaniem operatów rybackich
Pozdrawiam
Pitero
No cóż,
Mam w ogrodzie kilka okazów drzew, które radzą sobie dobrze, mimo,ze nie powinny były przeżyć pierwszej zimy, bo rosną w strefie klimatycznej poza właściwą dla nich. To, że "jakoś sobie radzą", wspierane moimi nakładami, nadzwyczajnymi w porównaniu do nakładów na funkcjonowanie drzew rosnących w warunkach dla nich przydatnych, nie zmienia faktu, że to srodowisko jest nieprzydatne dla ich bytowania. I o ile mogę sobie dla przyjemności czy satysfakcji takie drzewa pielęgnować nie oznacza, że są warunki do prowadzenia przedsięwzięcia gospodarczego polegającego na "chowie lub hodowli" (uprawie) takich drzew w naszej strefie klimatycznej. Zwłaszcza, że to, ze "jakoś sobie radzą" nie oznacza, że się moga rozmnażać, czy tez że ich wzrost jest taki, jak we właściwej dla nich strefie klimatycznej.
Strefy klimatyczne też są opracowane dla ludzi przez ludzi i drzewa o nich nie czytają.
Podobnie, miałem w ogrodowym oczku pstrągi tęczowe, które przeżyły trzy lata, mimo temperatury wody w całej głębokości zbiornika latem do 30 st.C. Ryby "jakoś sobie radziły", żyły pokarmem znajdującym się w zbiorniku, ale nie oznacza to przydatności takiego miejsca do chowu i hodowli ryb. Niezaleznie od tego czy ryby czytają normy czy też nie....
Skoro zostały opracowane kryteria jakości wody klasyfikujące ich przydatność dla bytowania ryb, opracowane dla ludzi i przez ludzi, w tym dla celów gospodarczych, to nawet jeżeli, mimo ryzyka, ryby "jakoś sobie radzą", bo na pewno nie radzą sobie "doskonale", to dostrzegam tu pełne podstawy do udowodnienia tezy o nieprzydatności takich wód do gospodarowania rybackiego i o nierzetelności opłat dzierżawnych, a także o nieracjonalności ponoszenia nakładów na zarybianie takich wód w spośób opisany w większości operatów, czyli narybkiem mającym dorosnąc do większych wymiarów w czasie kilku lat.
O tej nieracjonalności niech świadczy choćby kwestia wyliczeń, na podstawie których ukarano kłusowników w Krośnie. Skoro nakłady na odtworzenie skłusowanych 52 ryb zostały obliczone na ok. 15 000 zł, a sąd przyznał, po wszelkich dostosowaniach do realiów sprawy, nawiązkę w wysokości 4500 zł, to odtworzenie każdej ryby w tych warunkach gospodarowania kosztuje ok. 85 zł (według sądu), do ok. 250 zł (według wyliczeń Uzytkownika Rybackiego) . I nie ma znaczenia czy ją złowi kłusownik czy wędkarz. W warunkach występujących w polskich wodach tyle to kosztuje.... pod przymusem umów dzierżawnych.... i z racjonalnościa ma niewiele wspólnego....
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|