|
- czy chcemy łowić ryby czy je jeść?
Wiele osób (ja także) odpowie, że jedno i drugie. Wbrew pozorom, można to pogodzić. Z pewnością nie może to wyglądać tak jak obecnie - limit nawet 300 szt/rok (chodzi mi o miejscowych, czyli osoby które mogą być nad rzeką min. 3 razy/tydzień, oni łowią najskuteczniej i mogą wybrać największe ilości ryb). "Karnety" na zabieranie ryb mogłyby rozwiązać ten problem.
- czy pstrąg 26 cm jest aż tak atrakcyjnym daniem?
Nie , dlatego wymiar powinien wynosić 35 cm, a w rzekach, gdzie ryby mają problem osiągnąć takie rozmiary, powstałby "ukryty" zakaz zabierania ryb. Inną opcją jest wymiar chroniący ryby cenne np. 25-50 cm, czyli można zabrać mniejsze od 25 i większe od 50 cm, oczywiście ze stosownym limitem.
czy musimy być ciągle "dzikusami" Europy? Na czym polega ta dzikość? Na pewno nie na zabieraniu ryb zgodnie ze zdrowym rozsądkiem (np. 10 szt/ rok i nie 25,00 cm , tylko >30 cm). Na Zachodzie nie jest tak, że wypuszcza się 100% ryb, jednak zabieranie odbywa się ze zdrowym rozsądkiem i do konsumpcji trafiają ryby, które zostały do tego celu wpuszczone do rzeki lub populacja, która osiagnęła bardzo dużą liczebność. Jednak tu odgrywa rolę gospodarz , a nie wędkarze. Przykładem są tu masowe "P&T" w Anglii. Ludzie przyjeżdżają, płacą pewną stawkę łapią 10 ładnych tęczaków, zabierają np. 2 i zarówno nałowili się, jak i mają kolację Zresztą, jako wędkarz "dojeżdżający", jestem za rzadko , żeby tak nazabierać ryb. W tym roku nie zabrałem żadnego pstrąga, bo nie złapałem nic powyżej 30 cm, a 25 cm pstrąg wydawał mi się miarowy jak miałem 10 lat, teraz nawet nie pomyślałbym o zabraniu takiej ryby. 28 cm to chyba minimalny wymiar od jakiego pstrąg zaczyna nabierać trochę masy, a nie wygląda jak sznurówka. Ale i tak dopiero po przekroczeniu 30 cm jest to jakaś zdobycz. Jednak przy obecnym wymiarze, mógłbym zabierać ok. 30 ryb na sezon (w tym sezonie może ok. 10) i nie wątpię, że 95% muszkarzy i spinningistów pakuje te ryby. Sam widziałem w Sromowcach kilka lat temu, jak 2 świetnie wyposażonych muszkarzy rozmawiało ze sobą i jeden chwalił się do drugiego , że ma komplet. Oczywiście 26,27,28... Jeśli to jest ta dzikość, to z pewnością nie prędko od niej odejdziemy.
- czy ryby są naszymi wrogami więc należy je natychmiast pozabijać?
Jedzenie kupuje się w sklepie, ot co...
Nie znam nikogo , kto zabija ryby dla rozrywki. Wszyscy robią to dla celów kulinarnych. Niektórzy mogą sprawiać wrażenie zawodowych morderców, ale jestem pewien, że jak śląscy grunciarze zabierają po 10 sumów w maju pod Tyńcem, to je zjedzą. Ryba "żyje" w zamrażarce 6 miesięcy...
A co do sklepu, to niestety , ale dla mnie ryby oferowane przez hipermarkety nie zastąpią świeżo złapanego pstrąga z górskiej rzeki. Nie mówię już o tym, że ryby ze sklepów często leżą po 2 -4 tygodnie w lodzie , ale nawet świeże są niejadalne ze względu na zawartość tłuszczu i granulatu w mięsie. Poza tym ryby proporcjonalnie do zarobków są dosyć drogie. W Kanadzie podobno nikt nie zabiera ryb, bo mają pod ręką sklepy rybne z tanią i świeżą rybą. Całkiem możliwe, bo ja też wolałbym iść 10 minut do sklepu po kilogram świeżych tęczaków w dobrym stanie, niż jechać 100 km nad rzekę po to by złowić rybę na obiad. Dlatego celem mojego łowienia nie jest zabieranie ryb, bo musiałbym sie przerzucić na łowiska komercyjne. Jednak jeśli jadę na ryby raz na 3 tygodnie i złowię coś konkretnego (i jadalnego, to prawda, że jak ktoś zje raz bolenia, to więcej nie weźmie ) to zabieram tego 1 pstrąga na kolację. Nie sądzę, że niszczeje od tego od razu cała populacja. Poza tym , jak na razie mam w rejestrze same kreski.
Na pewno nie jest zagrożeniem wędkarz, który w sezonie zabiera 5 pstrągów, i to nie ledwo miarowych, ale minimum 5 cm ponad wymiar. Problem stanowią "ekonomiści", którzy kalkulują jak odrobić kartę i paliwo. Jeden tubylec mieszkający 2 km od Dunajca wyławia tyle, co 50 przyjezdnych i jeszcze potem narzeka, że ryb ubywa... To też jest ta "dzikość".
Pozdrawiam Bartek
|