|
Moim zdaniem skandalem jest obniżanie wymiarów ryb na potrzeby zawodów. To, że ryby są wypuszczane nie oznacza, że nie ma to wpływu na ich kondycję. Według mnie po takich zawodach ogromny odsetek lipieni zdechnie. Etyczny wędkarz łowiący poza zawodami odhacza niemiarowe ryby i delikatnie wpuszcza je do wody, a gdy są zmęczone holem to trzyma chwilę w ręce, tak by natlenić im dobrze skrzela i dać odpocząć. Natomiast na zawodach jest odwrotnie. Prosty przykład: wędkarz łowi pod prawym brzegiem, bo ma tam ładną rynnę. Branie, zacięcie, hol. Lipień ok.25 cm. Teraz idzie do sędziego. San jest szeroki więc zajmie mu to ok. 60m/0,5m/s=2 min. 2 km/h to rozsądna prędkość po śliskich kamieniach w nurcie. Zawodnik podchodzi do sędziego-ryba ma głęboko haczyk, ale bez zadzioru więc po 10 s jest uwalniana(w tym czasie zawodnik mocno ją ściska, żeby mu nie wyskoczyła),a następnie dostaje ją sędzia. Niestety 24,7 cm. Więc zawodnik kłóci się i prosi o dokładne zmierzenie. Po naciągnięciu ryba ma 25 cm. Wędkarz wraca do łowienia, a sędzia wypuszcza (wyrzuca) rybę do wody. Po 180-210 sekundach. Może nie zdechnie 100% ale 80% to niezbyt pesymistyczne oszacowanie, bo wszyscy wiedzą jak delikatne są lipienie. I wszystko w imię "no kill" i zawodów na "żywej rybie".
Powyższy scenariusz może jest zbyt czarny, ale obawiam się, że niestety całkiem powszechny.
Nie umiem zaproponować rozwiązania tego problemu inaczej niż przez zachowanie wymiaru ustawowego. Wtedy wszystkie krótkie wrócą do wody, a większe osobniki mają większe szanse na przeżycie, poza tym i tak 99% wędkarzy poza zawodami zabrałaby te ryby, więc są z góry "skazane" na śmierć. Mam nadzieję, że wypowiedzą się na ten temat osoby dobrze znające się na realiach zawodów.
Pozdrawiam
Bartek
|