| |
Pnie Macieju,
Myslę, że nie spodziewał się Pan, że przejde obok tego wywodu obojętnie. Zgadzam się, że trzeba liczyć i matematyka jest pomocna. Matematyka wymaga jednak przekształcania właściwych danych. Biorąc pod uwagę dane z bibliografii przedstawionej przez Dr Leszka Augustyna ( z racji fachowości nie zostanie, mam nadzieję posądzona o tendencyjność) widzimy, że przeżywalność wylęgu DO KOŃCA PIERWSZEGO ROKU ŻYCIA to około 1% (0,7 do 1,25%) Pomijam tu zarówno wynik 0% jak też 1,9%-7,1% przeżywalności do drugiego roku życia jako skrajne i wykraczające poza powtarzalność eksperymentu, co jest jednym z fundamentów nauki. Do tych spraw wrócę na koniec.
Tak więc z wylęgu po 8 gr mamy 1% rocznych rybek, które wychowane w naturalnych warunkach kosztują nas 8 zł każda. Tego samego rocznika rybki z hodowli kosztują nas 1,2 zł za sztukę.
Przyłóżmy teraz przeżywalność od narybku do wymiaru, określoną na 3-5%, przyjmijmy 4%.
W pierwszym przypadku (od wylęgu w rzece) - koszt wymiarowej ryby rośnie do 8 zł x 25 czyli 200 zł. Nie jest powiedziane czy są to ryby złowione przez badaczy w rzece czy potoku czy też połowy wędkarskie. jeżeli to pierwsze, to trzeba pomnożyć ten wynik przez 2 lub 3, bo tylko 30-50% ryb wymiarowych jest wyaławianych przez wędkarzy. Czyli możemy osiągnąć nawet 600 zł. sztukę. To 1800 zł za kilogram.
W drugim przypadku - 1,2 zł x 25 to 30 zł za sztukę. Co najmniej 90-100 zł/kg. Jeżeli przyłożymy do tego wskaźnik złowienia przez wędkarzy ( 2 lub 3) to 200-300 zł/kg.
bardziej optymistycznie wygląda przeżywalność od wylęgu do dorosłości, określona w pracy cytowanej przez LA podobnie jak przez JJ na ok. 0,3%. Wtedy 8 gr za sztukę wylęgu wystarczy pomnożyć przez 300 to daje 24 zł za rybę, znów ok. 80 zł/kg, z czego wędakrze złowią 30-50% czyli 1 kg tak uzyskanej ryby to 160-240 zł.
Selekty po 20 zł/kg dają koszt złowienia (zakładając te same warunki rachunkowe) 40-60 zł/kg.
Piszę to aby uświadowmić, że można zarybiać młodymi formami ale trzeba wtedy strasznie się napracować aby zminimalizować straty naturalne i wynikające z presji wędkarskiej. Gdyby sie to udało to byłby ideał. Sytuacja nad wodami jest jednak jaka jest.
Wrócę teraz do tych skrajnych wartości. 0% oprzeżywalności oznacza ni mniej ni więcej tylko tyle, że z pieniędzy "wrzuconych" do wody w postaci materiału zarybieniowego jest jedno wielkie g... . Jest to ryzyko zarybiania wylęgiem czy narybkiem. To ryzyko, nie ubezpieczone niczym poza naszymi własnymi środkami ponosimy przez 3-4 lat wzrostu tych ryb, przez zimy, upały, łapania i wypuszczania przez wędkarzy, kłusowników, wydry, kormorany i wszystko inne, co może temu naszemu "żywemu złotu" grozić. Jeżeli roczne przeżycie może wynosić 0% to prawdopodobieństwo tego ryzyka wzrasta z każdym rokiem. Jeżeli z kwadratem czasu to po 4 latach jest 16 razy wyższe niż po roku. A bardziej prawdopodobnie jest to 4! czyli 24 (1x2x3x4).
Jest jeszcze drugi biegun - nadzwyczajnie pomyślne przeżycie tych ryb - miejsca, w których się to udaje są idealne do takiej gospodarki i trzeba je identyfikować, a sposób gospodarowania na nich i warunki , które prowadzą do tak wysokiej przeżywalności ryb powielać w innych miejscach aby uzyskać wspaniałe efekty.
Powodzenia.
Serdecznie pozdrawiam
Jerzy Kowalski
|