| |
Panowie,
Bardzo dziękuję za te uzupełniające komentarze fachowców i praktyków.
Jak zapewne zauważyliście, wnikliwie czytając wypowiedzi w dyskusji (co n.b. jest nieodzownym warunkiem uczestniczenia w niej, co zaś rzadko zdarza się wielu dyskutantom) wielokrotnie podkreślałem, że te "kalkulacje" są jak wykład fizyki w szkole podstawowej kiedy opisuje się zjawiska w oderwaniu od rzeczywistości, bez uwzględniania np. siły tarcia, wyporu powietrza, krzywizny ziemi, oporu elektrycznego itp. Zwraca to tylko uwagę na to jak wiele czynników i zmiennych trzeba wziąć pod uwagę aby "naśladować" lub "zastępować" przyrodę zabiegami gospodarczymi i jak wielkim ryzykiem są te próby obarczone.
Myślę, że wspólnym wysiłkiem uda się nam nieco zmienic sposób podejścia wedkarzy do swego hobby i do żądań wysuwanych pod adresem ludzi, którzy w ich imieniu zarządzają łowiskami.
Mariuszu, dziękuję Ci za uwagę o wydajności rzeki - starałem się uświadomić to w poprzedniej dyskusji o zarybieniu Wisły, pisząc że jeżeli wiele ryb miałoby przeżyć z dużego, jednorazowego zarybienia to po prostu , mówiąc potocznie "nie zmieściłyby się" w rzece. Pisałem też o tym w artykule na NaMuche.pl o tym "Co się nam należy". Jeżeli przyłoży sie ten element "układanki" do wyliczeń to okaże się, że wszystko wychodzi jeszcze drożej. "Powrót na ziemię" często okazuje sie "twardym lądowaniem".
Wskazuje to też na potrzebę analizowania pojemności łowiska w sensie dostępności pokarmu i stanowisk dla ryb przed dokonaniem zarybienia. Jeżeli tych ostatnich jest zbyt mało to wprowadzenie nowych konkurentów do pokarmu i stanowisk powoduje "wyścig szczurów" albo może "wyścig pstrągów" i ich większą aktywność do uzyskania dóbr pozostających w niedoborze. Tak sobie tłumaczę to, co opisał Piotr jako praktyczną obserwację. Rodzi się pytanie czy takie zachowania pstrągów nie świadczą o tym, że stanowiska istniejące w rzece są już "maksymalnie wysycone" skoro nie ma wolnych dla nowych ryb? Czyli czy nie dysponujemy zbyt małą liczbą stanowisk w rzece w stosunku do rybności wody jakiej oczekiwalibyśmy? Właśnie biorąc pod uwagę presję wędkarską, w wyniku której ryby zajmują "najtrudniejsze" miejscówki, bo z tych możliwych do zasiedlenia ale "łatwych" są natychmiast wyławiane.
A z kolei - czy przeznaczenie sił i środków na działania na rzecz wzbogacenia rzeki w stanowiska dla ryb nie przynosłoby przypadkiem lepszych efektów niż tak ulubiona przez wielu, zwłaszcza działaczy i tzw. "zwykłych wędkarzy", którzy ich napędzają, "intensyfikacja zarybień"?
Prosty rachunek wskazuje, że jeżeli efekt jest ten sam, a zwiększa się nakłady to koszt uzyskania jednostkowego efektu staje się coraz większy. Dobre samopoczucie można mieć tylko nie mierząc efektów, a dobrą działalność wykazując wzrostem nakładów (to nie do Ciebie, Piotrze).
Piotrze, jestem zachwycony uzyskiwanymi przez Ciebie wynikami i nie zamierzam ich poddawać w wątpliwość. Nieprzypadkowo San jest jedną z najlepszych wód w Polsce, a introdukcja lipienia w latach 70-tych była tak udana. O tym właśnie pisałem sugery-ując analizę tego, co sprzyja dobrej przeżywalności ryb, a czego brakuje tam gdzie jest niska. A niska bywa.
Jednak przy istniejącym modelu wędkarstwa to wszystko jakoś nie przekłada się na efekty w postaci wód "kipiących rybami", które pamiętam sprzed jeszcze 25 - 30 lat w tym samym Sanie, chociaż dokonania są wielkie. Myślę, że muszkarze tu zaglądający powinni, szanując Twoją katorżniczą pracę, zgodzić się na model korzystania z wody, który zapewniłby bardziej racjonalne jej eksploatowanie. Skuteczność pewnych regulacji jest udowadniana praktycznie na odcinku specjalnym i mam nadzieję, a wręcz jestem perwien, że znajdą one zastosowanie na pozostałych łowiskach, bo muszą jeżeli chcemy jakiejkolwiek poprawy.
Jednak wyniki prac podanych przez LA w jego artykule czy obserwacje innych gospodarzy jak JJ wskazuję, że istnieją inne rzeki niż San i występują również u nas i dla nich musimy kalkulować bardziej rozsądnie. Nawet dla tak dużych jak Dunajec. Pozostaję ciągle z nadzieją, że ten ostatni odbuduje się z czasem kiedy ustabilizuje się sytuacja powstała w wyniku przegrodzenia rzeki. Pamiętajmy, że zapora na Sanie (który jest rzeką o innym charakterze) powstała na przełomie lat 50-tych i 60-tych, pstrągi były tam i rozwinęły się w latach 60-tych i 70-tych (mało kto je tam wtedy łowił, podobnie jak lipienie, które wsiedlono w latach 70-tych). Lipienie "na dobre" pojawiły się pod koniec lat 70-tych i też mało kto je wtedy niepokoił.
Chciałbym też sprostować błędne wrażenie jakoby selekty były moimi "ulubionymi". Natomiast uważam, że w pewnych warunkach są koniecznym lub najbardziej efektywnym substytutem naturalności wód. Co uważam za moje "ulubione" wynika chyba jasno z moich publikacji na NaMuche.pl, do których niektórzy docierają. Może niekeidy w nich bładzę, ale to rzecz ludzka, natomiast wydaje mi się, sądząc po reakcjach czytelników, jakąś cząstkę wiedzy propaguję.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję za Wasze uwagi. Gdyby całe dyskusje przebiegały w ten sposób to moglibyśmy na ich koniec spisać wszystkie płynące z nich wnioski i pokusić się o napisanie propozycji organizacyjnych czy gospodarczych albo planów projektów cennych dla poprawy warunków uprawiania i organizowania wędkarstwa. Inaczej dyskusje kończą się i przechodzą, potem powracają, nie przynosząc żadnych konkluzji. Jak w Polsce. Dlatego niektórym zwracam uwagę na konieczność zmiany sposobu myślenia i działania zanim przystąpią do budowania nowych stowarzyszeń, klubów czy innych form działania w wędkarstwie. Bez tego z góry można przeiwdzieć "klapę". Cieszę się, że mój upór w powracaniu do pewnych kwestii sprowokował takie komentarze i pozwolił mi na napisanie tej konkluzji.
Serdecznie pozdrawiam
Jurek Kowalski
|