| |
Panie Michale,
Takie pojmowanie zorganizowania wedkarstwa jak opisane przez pana przyklady ze Slowenii to wlasnie to o czym pisze.
Niestety, nasi koledzy w wiekszosci rozumieja to wlasnie "po polsku" i placac 100 zl rocznie (nie robiac poza tym nic) bedac 80 razy na rybach i tepiac wszystko, co sie rusza uwazaja, ze sie im "nalezy" bo "zaplacili" i jeszcze narzekaja, ze placa za duzo albo, ze maja wypelnic rejestr polowow. Ten stereotyp staram sie przelamywac i w takim razie mam nadzieje na Pana pomoc.
Co do organizacji - jest wiele racji w powiedzeniu, ze "male jest piekne" ale obawiam sie, ze "duzy moze wiecej", zwlaszcza w naszej scentralizowanej i jeszcze na dlugo tak zorganizowanej gospodarce i scentralizowanym budzecie.
Czy wedkarze maja byc aktywni czy bierni. Ja nie oczekuje, ze wszyscy rusza do pracy nad rzeka, ale ze beda czynni w organizacji, wybierac wlasciwych ludzi, a nastepnie ich wspierac, wyrazac realistyczne oczekiwania, tepic populizm, kalkulowac naklady, szanowac to, z czego korzystaja. To takze elementy aktywnosci. Jezeli jej nie ma to tak jak u nas - "ogon kreci psem", a nie odwrotnie, a pies jest bierny i tylko kiedy sie przewroci to warczy na ogon, a nic nie robi. Gotow sie okaleczyc, a nie potrafi zapanowac nad swoim cialem.
Najlepszym przykladem niech bedzie zmiana jaka zaszla w Krosnie. Nie stala sie ona sama. Tam wedkarze weszli do ZO i prowadza prace na wysokim poziomie. To tylko dzieki aktywnosci wedkarzy - czlonkow kol i tych delegatow, na ktorych Pan tak "pomstuje".
Wbrew pozorom nasza organizacja nie jest wcale taka rozbudowana. Na pewno Pan wie ilu pracownikow biura wspiera Piotrka Koniecznego, a np. kilkunastu ludzi zatrudnionych w biurze ZG na tak duza organizacje to niewiele. Jest tylko kwestia efektywnosci. A te mozna i trzeba wymusic.
Pozdrawiam serdecznie
Jurek Kowalski
|