| |
Panie Michale,
Krosno to w polowie wody "nizinne" (wystarczy spojrzec na plany i realizacje zarybienia publikowana w internecie) i ten kompromis, o ktorym Pan mowi udalo sie osiagnac. Nie od razu ale po latach zapoczatkowany m.in. przeze mnie proces przeksztalcania Myczkowiec w wode "gorska" (co wowczas napotykalo zdecydowany opor) teraz znalazl pomyslne zakonczenie. Skoro w Krosnie udalo sie, to dlaczego inni nie moga? Czyzby "niezgodnosc charakterow", ktora moze doprowadzic tylko do rozwodu czy tez moze wlasnie ten niedostatek madrej, rozsadnej aktywnosci, o ktora sie upominam?
Przeciez w takich Okregach, o ktorych Pan pisze, muszkarze (nie posuwajac sie do konfliktow i proponujac sensowne plany zagospodarowania) czy szerzej pstragarze moga zalozyc odrebne kola i wziac pod opieke odcinki "gorskie" prowadzac gospodarke zgodnie z Regulaminem Kola. Tylko pytanie czy chca? To oczywiscie wymaga wysilku, ale mniej niz zakladanie wlasnej organizacji, opracowywanie operatow, wreszcie walka z "niedzwiedziem" o nieznanym rezultacie (bo bronia sa najwyzej kije, a nie karabiny). Z generalnej zasady zachowania energii to pierwsze powinno byc bardziej ekonomiczne.
Cieszę, że zgadzamy się co do opisanych przeze mnie słowenskich "ribiskych druzyn". W poprzedniej wiadomości nie dopisałem, że taki model wydaje mi się w naszych warunkach najbardziej korzystny. Nie odbiera osobom mniej zamożnym możliwości łowienia ryb, a jednocześnie zapewnia klubom odpowiednie środki do gospodarowania i ochrony.
Mam takie samo zdanie.
Ale dla "obrony" przed np. meliorantami takie kluby musza sie zrzeszyc aby nabrac sily. Zarzadzajac wieksza struktura musza zatrudnic pracownikow, i .... wracamy do punktu wyjscia.
Serdecznie pozdrawiam
Jurek Kowalski
|