f l y f i s h i n g . p l 2025.03.15
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: San, okolice Leska, historia-ciąg dalszy. . Autor: Jan Drożdż. Czas 2025-03-15 15:23:10.


poprzednia wiadomosc Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski : : nadesłane przez bami (postów: 593) dnia 2024-12-23 13:10:36 z *.31.54.10.mobile.internet.t-mobile.pl
  Może warto pogadać o muchach…


Pewnie, że tak.

Muchy są kwintesencją ff, czy jednak są tak postrzegane przez wszystkich łowiących tą metodą, to już piszący poniżej/powyżej ( w końcu nie wiem, gdzie te moje wynurzenia się pojawią) chyba odpowiedzieli.
Mnie idea wiernego trzymania się wzorców pociąga w zakresie kręcenia much tak dla siebie, nie dla ryb. Cieszy mnie, jeśli uda mi się wiernie, zgodnie z zasadami ukręcić taką katalogową muchę i taką traktuję jako ozdobę gabloty lub kapelusza. Dla ryb kręcę jednak inne. W tym przypadku stawiam na optymalizację i szukam zamiennych materiałów, bo podczas łowienia mucha szybko traci urodę, a ryby zupełnie inaczej reagują, niż nam się wydaje. Wiem, i nie tylko ja to wiem, z doświadczenia, że to, co dla człowieka jest piękne, dla ryb bywa mało atrakcyjne.
Moje muchy użytkowe są zwyczajnie brzydkie, przy czym ta brzydota jest zamierzona.
Super jakościowe materiały są przynętami na wędkarzy, podobnie jest z pozostałym sprzętem.
Oczywiście tworzenie koślawej, ale skutecznej muchy nie jest łatwe. Jednak po zrobieniu iluś tam „ideałów” dość prosto jest tworzyć skuteczne szkarady. W drugą stronę już to tak nie działa.

Strasznie długi wpis mi wyszedł spod pióra i właśnie miałem do skasować, ale że idą święta ...
  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [17] 23.12 20:26
 
Dla wędkarzy łowiących na muchę , czy też metodą muchową, zawsze "ta mucha" - była, jest i będzie tym
swoistym magnesem, do którego będą ciągnąć rzesze łowiących. Oczywiście z przyczyn w szerokim
pojęciu "technicznych" inaczej będzie rozumiane łowienie ryb, a co za tym idzie wykonywanie much, np.
przed określonymi zawodami, a inaczej w rozumieniu rekreacyjnym. Szczegóły w obydwu przypadkach są
b. istotne, tzn. ogólnie wiemy na co łowić, ale w szczegółach, jeśli chodzi właśnie o zawody możemy się
różnić, i to znacznie. Mało tego - może być zupełnie źle!. Niejednokrotnie te materiałowe zamienniki o
których kolega wspominał "spalały na panewce" kolokwialnie rzecz ujmując, właśnie w trakcie zawodów,
gdzie "droga na skróty" nie przynosiła pożądanych efektów. Kwintesencją łowiącego na muchę (w
szerokim rozumieniu) powinno być: przede wszystkim poznanie wody - poprzez uważną obserwację,
przeanalizowanie na co możemy liczyć, a następnie dobór muchy, metody połowu, sprzętu itd. Czyli
klasyka, nic nowego. Tworzenie coś nowego, nowych wzorców much (będzie mucha to i ryba powinna się
znaleźć - oby tak było!) uważam za zasadne albowiem poszerza te nasze...filozoficzne horyzonty
myślowe. Żyj Wodo!.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [5] 24.12 09:49
 
Z jakiego powodu rozgraniczasz muchy z zawodów od tych rekreacyjnych? Różnią się
czymś?
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [4] 24.12 15:49
 
Jak startowałem drzewiej w różnorakich zawodach to zasadniczo różniły się, właśnie w szczegółach, w
szczególności dotyczyło to połowu lipienia...Te szczegóły dot., co bardzo istotne - określonego miejsca
połowowego, zważywszy na "brzegowe" warunki połowowe do których możemy zaliczyć...w szerokim
rozumieniu np. przejrzystość wody, która odgrywa tutaj przysłowiowe "pierwsze skrzypce". Minimalny błąd
w sztuce wykonania określonej muchy - kasował brania!, dlatego też w zanadrzu musiałem mieć w miarę
gotowy zestaw much zawodniczych, jak i tych "rekreacyjnych" - ale niezdatnych z racji...niedokładnego ich
wykonania (co nie oznacza, że na te muchy nia było wyjść), w określonym, ściśle ustalonym uprzednio
stanowisku. Co ciekawe, niejednokrotnie łowiąc w czystej, bystrej wodzie na sprawdzoną wielokrotnie
imitację domkowego chruścika (bodajże Oligoplectrum), jeżeli zacząłem zanadto "modzić" w kolorach w/ w
chruścika - właśnie w kolorach!, przy niezmienionej wielkości haczyka, konstrukcji itp. - brania ustawały.
Dlatego też "owy mit", jakoby ryba nie miała czasu (właśnie w ostrych prądach) na dokładne "przyjrzenie
się" przepływającego obok żeru uważam za przesadzony. Piszę to z racji mojej kilkudziesięcioletniej,
głównie sanowej praktyki, (bez "wodolejstwa"), na różnorakich stanowiskach, miejscówkach itp. pomiędzy
Zwierzyniem a mniej więcej Nozdrzcem..
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [3] 25.12 07:22
 
Ciekawie piszesz ale różnicy między muchami zawodniczymi a resztą
z Twojego wpisu dalej nie łapię.
Są muchy w danych warunkach bardziej skuteczne od innych z racji
różnic konstrukcyjnych, doboru materiałów i sposobu ich namotania
na haczyk, tego jak i gdzie taką muchę poprowadzisz, natomiast nie
kumam na czym miałaby polegać ich zawodniczość
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [2] 26.12 14:20
 
... natomiast nie kumam na czym miałaby polegać ich zawodniczość

Pewnie na wyższej zwodniczości uzyskiwanej dzięki idealnie dopasowanym materiałom i najwyższą starannością wykonania przynęt.

W końcu przechytrzenie lipienia w wieku dziecięcym wymaga szczególnych środków, starsze roczniki szukają bardziej naturalnego pokarmu, dlatego na ogół współpracują przed lub po zawodach.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [1] 27.12 11:20
 
Dokładnie tak, staranność wykonania określonej muchy w specyficznych warunkach połowowych (np.
zawody) wymuszała wcześniejsze - uważne przestudiowanie dostępnych materiałów źródłowych z
zakresu chociażby np. konstrukcji haczyka : szacunkowa wartość kąta szkodliwego , kąta bocznego
odchylenia grotu, itp.. To wszystko miało i ma znaczenie przy poprawnej konstrukcji określonego rodzaju
muchy. Te muchy zawodnicze... - przywołały mi z pamięci moje początki z muchówką właśnie z rejonu
Hoczwi, kiedy któregoś letniego poranka przechodziłem obok trzech łowiących kolegów wędkarzy...U góry
"nic się nie działo, a koledzy zablokowali miejscówkę ze "słusznymi" lipieniami. Jeden z kolegów zmieniał
wówczas muchy i powiedział: "Ta nie, spróbuję z zawodniczego". widziałem jego pudełko - kwadrat 10/10,
jakieś 100 much, na pierwszy rzut oka identycznych. Otóż nie tak do końca... W końcu usiadłem cierpliwie
na cyplu w widłach Hoczewki i Sanu ( z myślą, że może się zwolni jakieś miejsce), i zacząłem się gapić na
łowiących. W międzyczasie zaczęła się rójka Caenis nr 18 i równolegle, prawie, że w tym samym czasie
zauważyłem trzech łowiących kolegów z wygiętymi wędkami. Dziw jaki czy co, pomyślałem...Sporo
wówczas doświadczyłem, a uważna obserwacja, trafność wyboru, owo "wstrzelenie się w muchę" z
czasem nabierze znaczenia....Pozdrawiam.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [0] 27.12 17:49
 
Dokładnie tak, staranność wykonania określonej muchy w specyficznych warunkach połowowych...


Znasz ten żart?! Ten niżej.

"Wielu z nas na pytanie, czy jest łowcą, zapewne odpowie: Nieee"

Mnie on bawi nieprzerwanie.

Pozdrawiam z czułością, heh

Jednak pisz, baw i ucz.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [1] 24.12 10:37
 
Niejednokrotnie te materiałowe zamienniki o których kolega wspominał "spalały na panewce"

Oczywiście, że masz rację, jeśli chodzi o niewłaściwe zamienniki, ale jeśli zamienniki nie ustępują tym uznanym „substratom”? Podam przykład. Jakiś czas temu poczułem się znudzony odtwarzaniem much zgodnie z literaturą. Poczułem potrzebę wywrócenia stolika. Podciąłem włosy i pociąłem je na kilku milimetrowe kawałeczki, następnie na haczyk nawinąłem taśmę ołowianą, taką poniszczoną. Całość przewinąłem nicią, pokryłem klejem i obsypałem włosiem, do tego główka z czarnego szelaku i mucha gotowa. To, co wyszło, nie było piękne, ale przypominało chruściki z jednego z moich łowisk. Szybko tę moją muchę sprawdziłem i okazała się skuteczna, nie był to jakiś killer, ale ryby ją polubiły. Tak naprawdę ¾ sukcesu to umiejętna prezentacja, jednak ta mucha była „kropką nad i”, podobnie jak wiele innych, jednak czas wykonania i niski koszt przebijał pozostałe.
W ff cenię sobie wolność i dowolność działania, dlatego reżim katalogowych wzorów traktuję z szacunkiem, ale nie z uległością. Zdecydowanie bliżej mi do fff, czyli fly free fishing.

Pozdrawiam.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [0] 24.12 21:55
 
A ja zaczynałem przygody z muchówką właściwie od nimfy - larwy żyjącej w domkach, charakterystycznej
dla strefy przybrzeżnej (zapis z książki A. Stańczykowskiej: "Zwierzęta bezkręgowe naszych wód" ), którą
po jakże prostym wykonaniu, dosłownie w ciągu minuty - zastosowałem po raz pierwszy na sanowym
łowisku poniżej Grodziska z X wieku w Hoczwi - charakterystyczne wodne przełamanie z wody w miarę
spokojnej w coraz silniejsze prądy. Co to było wówczas za łowienie (początek lat 80 tych) to się w głowie
nie mieści!. Głównie lipienie żerujące rocznikami - im niżej tym większe sztuki, wliczając w to również
potokowce, które z chwilą "przełączenia" na jedną turbinę - dziesiątkami, jakby były w amoku...
przedostawały się z płaniowej wody właśnie Vis a' Vis dawnego Grodziska na wodę o bardziej
dynamicznym charakterze. Widziałem to bardzo dobrze właśnie na "przełamaniu", zupełnie zresztą
przypadkowo. Po przenocowaniu w schronisku PTSM w Hoczwi (Szkoła Podstawowa), pobrawszy
uprzednio klucze od kolegi Andrzeja (to on po raz pierwszy uczył mnie poprawnie wiązać suche muchy) -
udawałem się na łowisku....i tak w kółko Macieju przez jakiś czas. Pozdrawiam!.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [8] 29.12 22:58
 

Przez ostatnie prawie 20 lat przeszło przez moje ręce kilkanaście tysięcy much. Zwykłych i
tzw. Wg Ciebie zawodniczych.
Miałem przyjemność poznać i mieć dużą część much mistrzów muszkarstwa ale pierwsze
słyszę aby były muchy wg takiego podziału jak piszesz. Mogę się zgodzić co do jednego:
zawodnicy wymyślali różne modele, wynikające z doświadczeń czy eksperymentów z
materiałami ale nic więcej.
Jeśli powiem, że miałem w ręce muchy robione przez flytierow - zawodników, mistrzów i
niczym się nie różniły to nie skłamię. Wielokrotnie stałem koło nich jak je robili i żadnych
sztuczek nie robili. Łowiłem na nie wielokrotnie z powodzeniem lub bez.
Mitologizowanie i dodawanie ideologii trochę niepotrzebne.
Do dnia dzisiejszego mam wiele tych mistrzowskich u siebie i są w Galerii Muchowej.




Dla wędkarzy łowiących na muchę , czy też metodą muchową, zawsze "ta mucha" -
była, jest i będzie tym
swoistym magnesem, do którego będą ciągnąć rzesze łowiących. Oczywiście z przyczyn w
szerokim
pojęciu "technicznych" inaczej będzie rozumiane łowienie ryb, a co za tym idzie
wykonywanie much, np.
przed określonymi zawodami, a inaczej w rozumieniu rekreacyjnym. Szczegóły w obydwu
przypadkach są
b. istotne, tzn. ogólnie wiemy na co łowić, ale w szczegółach, jeśli chodzi właśnie o zawody
możemy się
różnić, i to znacznie. Mało tego - może być zupełnie źle!. Niejednokrotnie te materiałowe
zamienniki o
których kolega wspominał "spalały na panewce" kolokwialnie rzecz ujmując, właśnie w
trakcie zawodów,
gdzie "droga na skróty" nie przynosiła pożądanych efektów. Kwintesencją łowiącego na
muchę (w
szerokim rozumieniu) powinno być: przede wszystkim poznanie wody - poprzez uważną
obserwację,
przeanalizowanie na co możemy liczyć, a następnie dobór muchy, metody połowu, sprzętu
itd. Czyli
klasyka, nic nowego. Tworzenie coś nowego, nowych wzorców much (będzie mucha to i
ryba powinna się
znaleźć - oby tak było!) uważam za zasadne albowiem poszerza te nasze...filozoficzne
horyzonty
myślowe. Żyj Wodo!.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [7] 31.12 22:43
 
Spłyciłeś kolego temat, no ale niech Ci będzie. Startowałem drzewiej kilkadziesiąt razy na różnorakich
zawodach dyscypliny muchowej, no powiedzmy ~20 lat temu, sporo widziałem, sporo słyszałem i sporo się
wówczas nauczyłem, właśnie od mistrzów tego łowienia. Poważnie myślący zawodnik, chcący zrobić
dobry wynik na zawodach musiał najpierw dokładnie sprawdzić 'co w trawie piszczy", a następnie po
głębokim namyśle....usiadłszy do stołu - wykonać określoną partię sztucznych much i sprawdzić ją
następnie jak się sprawuje w wodzie, zależnie od miejsca - stanowiska gdzie będzie łowił (obojętnie czy
będą to suche muchy, mokre, czy też streamery). Istnieje w polskim słownictwie taka nazwa jak
słowotwórstwo - także te moje dywagacje na ten temat zinterpretuj to z tej strony. Pozdrawiam! i życzę
owocnego i udatnego 2025r.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [6] 01.01 23:29
 
Nie uważam abym coś spłycił. Bardziej bym oczekiwał odpowiedzi czym różni się mucha
zawodnicza w szczegółach od muchy niezawodniczej bo to mnie naprawdę zaintrygowało.
W Twoich wywodach słowotwórczych tego nie znajduje niestety😎
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [5] 02.01 12:41
 
Aby dokładnie spenetrować przestrzeń wodną, w szczególności dryft larw owadów np. w Dunajcu (w tym
czasie kiedy startowałem na zawodach, np. na Romaniszynie - (tutaj był zawsze problem z wodą, jej
stanem ale to na marginesie), sporo ekip zawodniczych "sprawdzało wodę.....przy pomocy siatki rozpiętej
na dwu żerdziach o gęstych oczkach. Miało to istotne znaczenie w kontekście łowienia na danym
stanowisku (na innym stanowisku mogło płynąć zupełnie co innego). Po wyjęciu z wody tego "ustrojstwa"
(nie raz plynąłem (okąpałem się), nie utrzymawszy równowagi w dość silnym nurcie. Było wówczas widać
jak na dłoni - co płynie, w jakich przekrojach, jaka ilość "materiału" do przerobienia, tzn. do wykonania w
imadełku już w pokojowym zaciszu....Siadał wówczas zaufany kolega hehe i kręcił te muchy, mając
"gotowca" - pierwowzór w wodzie na talerzyku, a że robił to naprawdę b. dobrze stąd ta nazwa - muchy
zawodnicze. Także nie ilość kolego decydowała o ew. wyniku na zawodach, ale wspomniana przeze mnie
wielokrotnie jakość wykonania określonych much, (oczywiście na pierwszy plan wliczając w to
umiejętności wędkarskie)...Pozdrawiam!, życząc równocześnie ciekawych rozwiązań i przemyśleń przy
wykonywaniu różnorakich wzorów sztucznych much, w Nowym Roku.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [4] 02.01 14:23
 
Wiesz, napisałeś elaborat bardzo piękny, wkleiłeś do tego dryft i siatkę, ale co to ma
wspólnego pytam po raz kolejny z kuchami zawodniczymi.
Ja zawsze grzebię po kamieniami w wodzie, patrzę, wyciągam co tam żyje, potem patrzę w
pudełko i dobieram. Jeszcze zdjęcia robie.
Nie jestem zawodnikiem a dobrać w większości umiem i łowię.
Więc po raz kolejny, jeśli możesz już bez opowieści długiej, napisać co to muchy
zawodnicze.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [3] 02.01 14:46
 
Sens tworzenia pojęcia "muchy zawodniczej" istniałby jedynie wtedy
gdyby jej wytworzenie wymagało znacząco większej ilości czasu lub
użycia znacznie droższych materiałów niż w przypadku zwykłej
konstrukcji. A tak nie jest.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [0] 02.01 16:37
 
Dlatego to były jednostkowe egzemplarze, wykonane przez 'biegłego" w tym kolegę, na użytek sensu
stricte wewnętrzny. To wszystko było uwarunkowane "brzegowymi" warunkami połowowymi, z wyraźnym
naciskiem na połów w stosunkowo czystej wodzie, gdzie szczegóły miały bardzo istotne znaczenie. Jakich
kolega użył wówczas materiałów to nie wiem (czy były trudno dostępne czy nie), wiem tylko tyle, że w
konkretnych warunkach były skuteczne, a moje nie były... i tyle w tej materii.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [1] 02.01 20:45
 
"Sens tworzenia pojęcia "muchy zawodniczej" istniałby jedynie wtedy gdyby jej wytworzenie wymagało
znacząco większej ilości czasu lub użycia znacznie droższych materiałów niż w przypadku zwykłej
konstrukcji."

________

Słabiutka logika pojęcia tworzenia.

Mucha zawodnicza- mucha zrobiona strikte pod zawody, pod daną chwilę,dane stanowisko, dane warunki
wodne, pogodowe, itp. Proste. Poprościej nie da się tego wytłumaczyć. Przykład? Więcej ołowiu, cięższa
główka, krótsze (lub odgryzione) skrzydełka, jeżynka i inne "udoskonalenia". Nic nie musi być drogiego mimo
że hobby fly fishing było elitarną formą wędkarstwa. Mimo tego że zawodnicy to też często ludzie wyposażeni
w najlepszy światowy sprzęt (czyt. drogi).
Mucha zawodnicza to mucha zrobiona "at hot". Każdy kto zrobi taką muchę podczas połowu czy tuż po, też
może sobie takie muchy tak nazwać. Ja tak mam po każdym łowieniu. Zrobiony streamer po chwilowej pracy w
wodzie już wiem jak ma (lub chciałbym) być poprawiony. Jak chciałbym aby "chodził". Jak i jaka nimfa ma być
zrobiona, dobrane kolory, dodatki wabiące, obciążona lub zmienione jej wymiary. Zaraz tuż lub już w trakcie
łowienia. To są muchy zawodnicze. Nie robione hurtowo jak dla kadry na zawody, nie do sklepu, nie do
pudełka (kolejnego bo w starych już sie one nie mieszczą), a mucha zrobiona pod konkretną chwilę. Dzisiaj,
jutro, na kolejne (za chwilę) wyjście na wodę.
 
  Odp: Coś na zimowe czytanie, Kuba Chruszczewski [0] 02.01 21:00
 
Dajcie już spokój a tymi muchami bo coraz większe pierdoły
wypisujecie, Szanowni Koledzy.
 
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus