|
Po tym artykule, przeczytanym oczywiście z wypiekami na twarzy, postanowiliśmy w grupie kumpli,
młodych muszkarzy, że musimy tam pojechać w czasie wakacji. I tak w lipcu 1985 roku, po 6 czy 7
godzinnej podróży autobusem PKS pojawiliśmy się w Lesku. Czekał nas dłuuugi marsz z wędkami i
wszelakimi tobołami do Łączek, ale pierwszy kontakt z Sanem nastąpił już na moście w Huzelach. W
czasie przygotowań i podróży każdy z nas jakoś sobie wyobrażał tę "mistrzowską" rzekę ale to co
zobaczyliśmy rozczarowało chyba każdego. Był to czas letniej niżówki, podczas której San z mostu
wyglądał jak wielka, płytka i pusta (na pozór) płań. My, chłopaki znad rzek Beskidu i Podhala, nie
mogliśmy zrozumieć jak można było rozegrać Mistrzostwa Świata na wodzie gdzie najszybsze bystrze
jest wolniejsze od najwolniejszej płani na Dunajcu, a w wodzie do kolan nie widać nawet śladu ryby. Z
nieukrywaną kpiną i rozczarowanien pytaliśmy siebie: "Mistrzostwa Świata? Tu, na tych pustych
płyciznach?"
By lepiej się im przyjrzeć zeszliśmy za mostem na łączkę, gdzie było rozbitych kilka namiotów i akurat
z jednego z nich wyszedł wędkarz. Facet ubrał czarne, gumowe wodery, wziął w garść muchówkę
opartą o tropik, zapiął koszyk, zapalił faję i ruszył w kierunku rzeki. Dalej akcja była już naprawdę
krótka, gościu w 6 rzutach suchą muchą złowił 5 lipieni po czym spokojnie wrócił do namiotu. To była
pierwsza lekcja, których San dał nam wiele w tamtych latach.
|