|
Ja twierdze , ze zarybianie teczakiem to marnotrastwo srodkow ,ktore posiadamy w ograniczonej ilosci.(...)Najpierw zajmijmy sie naszymi rybami tam gdzie to ma przyszlosc i sens,a pozniej igrzyska.
Marcinie,
A może ograniczone środki, które posiadamy wynikają właśnie z braku dobrych łowisk "złów i zjedz tęczaka" ale "złów i wypuść potokowca i lipienia". Ludzi którzy biorą ryby można traktować dwojako:
- jako mięsiarzy, którzy czynią straty w rybostanie w łowiskach typu widzimisię urzędnika;
- jako potencjalnych klientów łowisk typu widzimisię gospodarza z możliwością zabrania ryby (tęczaka) ;
Warto jednak nie przemilczać następujących argumentów pana Józefa Jeleńsiego, cyt:
- Przeciętnie na Rabie udawało się uzyskiwać przeżywalność od wpuszczenia do złowienia 35 do 45%, czyli tęczak złowiony na grila kosztuje na Rabie 15 zł, łowi się ich od 0,9 do 1,2 dziennie na wędkarza, a licencja kosztuje 40 zł. Takich wędkarzy może być w roku 700 (najmniej) do 2800 (najwiecej) i przynoszą pieniądze, które można zainwestować w potokowce
- Na te młodociane formy narybku (wylęg, narybek letni i jesienny) trzeba łącznie wydać około 6 tysięcy złotych rocznie, czyli potrzeba 240 wędkarzy zjadających tęczaki rocznie. Każdy następny wędkarz zjadający tęczaka funduje dwóm innym wędkarzom dopłaty do ich potokowych.
Pisanie na forach o mięsiarzach to zaklinanie rzeczywistości i rzekłbym jeszcze - niewłaściwe obchodzenie się z klientem. Zamiast formować rzeczywistość rękami urzędników poprzez krępujące działalność zapisy prawne, lepiej jest wsłuchiwać się w głos klientów. Tego nikt lepiej nie zrobi jak gospodarz, któremu na klientach zależy z przyczyn oczywistych. Urzędnik państwowy może tylko gospodarzowi i klientom popsuć kilka sezonów wędkarskich.
Co więcej - trudno pisać o sukcesie łowisk pstrągowych w Polsce, gdzie finansowanie pochodzi z okręgu do którego wpływają pieniądze również od wędkarzy opłacających wody nizinne. Żaden to sukces gdy pomorskie okręgi mają trochę pieniędzy od spławikowców i z budżetu państwa, a w istocie wiele łowisk pstrągowych jest deficytowa.
Jest jeszcze żyła złota, pewna rynkowa nisza w wędkarstwie, która leży i nikt jej nie zauważa. Jednak bez tęczaka będzie trudno ją wykorzystać. Chodzi o stworzenie łowisk z tęczakiem na odcinkach rzek płynących na obrzeżach dużych aglomeracji miejskich. Byłby to po pierwsze poważny dochód okręgu, po drugie znakomite miejsce do promocji wędkarstwa muchowego (co do tajnych odcinków rzek pomorskich, raczej starym wygom na popularyzacji wędkarstwa nie zależy - wściekają się jak widzą innego muszkarza), a po trzecie byłby to ekran wyłapujący wędkarzy wyruszających z domu na ryby. Wielu wówczas jechałoby te 10 - 15 km na podmiejską rzeczkę zamiast 100 - 200 km na jakiś zapomniany odcinek dzikiej rzeki pstrągowej. Taki wędkarz mógłby z rybami wrócić do żony na obiad, zaś z takiej Drawy to się wraca na ogół po ciemku.
Takimi rzekami do rozwoju wędkarstwa muchowego, będące zapleczem rekreacyjnym dla wędkarzy muchowych mieszkających w dużych miastach mogły by być następujące rzeki:
- Widawa koło Świniar pod Wrocławiem na odcinku od młynówki do ujścia do Odry;
- Płonia w Szczecinie na Dąbiu;
Na pewno każde większe miasto ma swoją podmiejską rzeczkę z kleniami i jelcami, które odwiedza kilku muszkarzy w sezonie. Zorganizowanie tam łowisk tęczakowych to dobre miejsce do rozwoju wędkarstwa muchowego. A ilość wędkarzy muchowych musi się zwiększać, by w ślad za tym rozwijał się rynek i turystyka. Zawsze pewien odsetek populacji tych muszkarzy ze świeżego naboru będzie z czasem klientami bardziej urokliwych łowisk muchowych takich jak Łupawa, Raba, Wisła, San czy Dunajec. Ale niech się ludzie pocieszą trochę tymi tęczakami na podmiejskich rzeczkach, niech trochę sobie te ryby pojedzą, a później z większym budżetem będzie można realizować więcej planów i zamierzeń. Z gołą dupą i deficytowymi łowiskami tak się nie da, tak więc jak najwięcej wód musi na siebie zarabiać.
Serdecznie pozdrawiam
Krzysiek
|