f l y f i s h i n g . p l |
2025.09.21 |
 |
| | | | | |
| | | | |
FORUM WĘDKARSTWA
MUCHOWEGO
|
|
|
 |
Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę.
: : nadesłane przez
Krzysztof Dmyszewicz (postów: 9496) dnia 2008-09-08 13:39:01 z *.chello.pl |
|
Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę.
Rozważając o problemach gospodarowania łowiskami w naszym kraju, nie sposób pominąć Polskiego Związku Wędkarskiego. Prawie w każdym z nas jest coś ze społecznika i konsumenta jednocześnie. Gdy słyszymy o podwyżkach za łowienie, wtedy przypominamy sobie, że jesteśmy członkami stowarzyszenia i na żadne podwyżki się nie godzimy. Innym razem myślimy w sowim sercu, że skoro płacimy, to możemy również wymagać posprzątanych łowisk, odpowiednio przeprowadzonych zarybień oraz ochrony przed kłusownictwem. Cała ta filozofia sprowadza się do dwulicowości, mamy oczekiwania jak konsument, a chcemy płacić jak członek organizacji społecznej. Oczekujemy jakości za wysokie licencje wędkarskie, ale chcemy niskich opłat za łowienie. Oczekujemy więc rzeczy wzajemnie sprzecznych. Większość z nas podświadomie uważa, że ktoś coś ma za nas zrobić. Wniosek taki wynika z tego, że do społecznej pracy nie ma zbyt wielu chętnych. Skoro tak się sprawy mają, to trzeba komuś zapłacić, by wykonał pracę, której oczekujemy… zaraz, zaraz… jakie znowu zapłacić? Przecież to oznacza podwyżkę opłat za wędkowanie. W ten prosty i zrozumiały dla każdego sposób tkwimy w martwym punkcie.
Mamy zatem wielką organizację, która doprowadza do destrukcji polskich łowisk, nie ze względu na ludzi, ale na złe wykorzystanie ich potencjału. Większość członków PZW blokuje wszelkie podwyżki na realizację celów statutowych, które przy ograniczonych środkach muszą być realizowane społecznie. Tymczasem większość członków PZW nie angażuje się również w pracę społeczną. Efektem tego jest fakt, że robota na łowisku nie jest wykonana ani siłami społecznymi ani siłami komercyjnymi. Na większe opłaty nie ma zgody, a na pracę społeczną nie ma chęci. I w ten oto prosty sposób wody nasze są zaniedbane. Decydujemy bowiem o cenie produktu który sami kupujemy, mając roszczeniowy stosunek do naszych kolegów, którzy za nas w małej grupce pracują bez naszej pomocy. Głosujemy za tym, by cena tego produktu była niższa niż koszty wytworzenia i domagamy się rybnych wód. Domagamy się sprzecznych rzeczy i nic nie wskazuje na to, że zamierzamy przestać.
Druga sprawa, że dochodzi bardzo często do słownych przepychanek między odpowiedzialnymi za odcinki specjalne, a wędkarzami. Jest to o tyle niezdrowe, że pracownicy OS są często jednocześnie kolegami tych, którzy mają o wysokość licencji pretensje. Atmosfera robi się przez to niezdrowa, ponieważ po jednej stronie są koszty funkcjonowania takiego łowiska, a po drugiej roszczeniowe podejście kolegów do gospodarza, który traktowany jest nie jak gospodarz tylko jak kolega. Właśnie dlatego, że przyzwyczailiśmy się być jednocześnie członkami i klientami, w szczególności tymi pierwszymi gdy chcą naszych pieniędzy, a tymi drugimi gdy oczekujemy że połowimy. Kompletna paranoja.
Widząc ceny licencji jednodniowych rzędu 50 – 70 zł, boimy się rozpadu PZW, ponieważ obawiamy się czy będzie nas stać na łowienie. Zwolennicy PZW wymieniają przykłady łowisk prywatnych, które znalazły się pod kreską. Zapominamy jednak o tym, że prywatnym gospodarzom jest o tyle trudno funkcjonować, że wędkarze wybierają znacznie tańszą alternatywę łowienia na wodach ogólnodostępnych Gdyby zaś wędkarze mieli do dyspozycji tylko łowiska gospodarzy prywatnych, wówczas chcąc połowić musieliby wybrać co najmniej jednego z nich. Propozycja by wszystkie wody stały się OS-ami pod egidą PZW jest również absurdalna, ponieważ grozi nam wysoka cena licencji monopolisty. Natomiast w wolnej konkurencji ceny na OS musiałby spaść i żaden gospodarz nie kajał by się publicznie przed półczłonkami-półklientami, tylko ceną i jakością musiałby wobec licznej konkurencji zawalczyć o wędkarza. Koszty byłyby prywatną sprawą jego przedsięwzięcia, a nie tematem dla intelektualistów na fora internetowe.
Rozmawiając z ideowymi obrońcami PZW można odnieść wrażenie, że najlepsze ciągle przed nami. To bardzo miłosierni z pewnością ludzie, skoro dają szansę ciągle tym samym rozwiązaniom, od wielu lat nie widząc poprawy. Ideowców mało kiedy obchodzi empiryczny wynik badań, ich interesują wciąż założenia i teorie oderwane całkowicie od rzeczywistości. One przecież powinny działać i sam fakt, że teoretycznie tak powinno być ma sprawiać by nadal tracić czas i czekać cudu, który sam z siebie nigdy nie nadejdzie. Ideowców nie interesuje fakt, że to nigdy nie działało, ich interesuje fakt, że to potencjalnie może zadziałać i tu i tam czasami działa, a to że przeważnie nie działa, wynika tylko z tego, że Polacy są… źli, nieodpowiedzialni i niewychowani. O tym, że nasze społeczeństwo jest takie jakie jest możemy sobie pogadać codziennie i nic z tego nie wyniknie. O tym, że za mało ludzi angażuje się w pracę społeczną, że nie mamy masowego SSR możemy sobie jeszcze pogadać przez kolejne trzydzieści lat i nic to nie zmieni. Czy to, że przeklniesz robaczkarza, który śmieci nad pstrągową wodą i bierze wiaderko krótkich pstrągów do domu cokolwiek zmieni? Jedyna rzecz w naszym PZW pozytywna dla ideowców jest taka, że ludzie ci mogą się swoimi dziełami publicznie pochwalić i poczuć lepiej od niedojrzałej obywatelsko szarej masy. Tylko co z tego wynika? Satysfakcja i poczucie wyższości, przemieszane z goryczą i poczuciem słabości? Czy to są emocje od których się uzależniliśmy? Nasze wody giną, są pozostawione samopas i nikt nie będzie ani pamiętał, ani chciał mówić o wielkich czynach społecznych gdy większość wód krainy pstrąga i lipienia szlag trafi. Nasze społeczeństwo jest jakie jest, będzie śmiecić, kłusować i wyjadać ryby. Nic na to nie poradzimy ułamkiem promila ludzi z naszej organizacji chętnych do pracy społecznej w łowisku. Trzeba to wreszcie zrozumieć raz na zawsze, że praca społeczna nie działa.
Większość ludzi idąc nad wodę ma podejście konsumenta. Idzie, płaci i wymaga. Dlaczego więc ludzie z podejściem konsumenta mają płacić jak członkowie organizacji społecznej? Ktoś pewnie powie, że przecież oni też są członkami organizacji społecznej. No dobrze, na papierze wszyscy jesteśmy członkami PZW. W praktyce czynnikiem wyróżniającym członka PZW jako społecznika może być tylko ilość roboczogodzin odpracowanych w łowisku. Myślę jednak, że ludzie nigdy nie będą mieli na to czasu i po pracy będą chcieli jednak się zrelaksować i połowić. W praktyce bowiem, przygniatająca większość wędkarzy ma naturę klienta, a nie społecznika. I napisanie kolejnego zdania o tym, że źli wędkarze się nie poczuwają do realizacji zadań statutowych jest jak walenie grochem o ścianę. To nie są wcale źli ludzie, to są ludzie normalni, którzy po tygodniu pracy chcą odpocząć na łonie przyrody z wędką w ręku. Przez ten tydzień większość z nich będzie wracać po pracy do domu, a nie będzie jechało prywatnym samochodem pilnować tarliska. I trzeba to zrozumieć, zaakceptować i przyjąć w końcu do wiadomości To są fakty, a moim skromnym zdaniem właśnie od nich należy rozpocząć rozmyślanie o przyszłości wędkarstwa w Polsce.
Skoro musimy liczyć się z faktami – trzeba odpowiednio do tych realiów porozmawiać o wędkarstwie. A zatem przyjmujemy za fakty, obserwacje z kilkudziesięciu lat funkcjonowania PZW, że:
- praca społeczna nie była w stanie zapewnić należytej ochrony łowisk przed kłusownictwem, zaśmieceniem i melioracją;
- większość wędkarzy ma podejście płacę i wymagam;
To są zatem fakty, z którymi oczywiście zaślepieni ideowcy mogą się nie zgadzać, narażając nasze wody na kolejne kilkadziesiąt lat eksperymentu prac społecznych. Naprawdę nawet Thomas Edison chyba dałby sobie spokój z taką ilością nieudanych prób, tym bardziej, że my te próby wykonjemy ciągle w ten sam sposób.
Nie dajcie sobie wmówić, że cena licencji musi kosztować tyle ile na OS Sanu czy Dunajca. W warunkach wolnej konkurencji cena ta będzie musiała spaść. A monopoliści zawsze jakieś bajki lubią opowiadać o swoich kosztach. Wiadomo, że nie będzie ani tak niskich cen jak teraz na łowiskach ogólnodostępnych, ani tak wysokich jak teraz na OS. Jednak jeżeli chcemy odpocząć po pracy na łowisku, które było przez tydzień naszej nieobecności pilnowane przed kłusownikami, jeżeli nie chcemy bawić się w harcerzyków z SSR goniących kłusowników po krzakach z narażeniem swojego zdrowia – jeżeli chcemy zapłacić nieduże pieniądze za licencje musimy pomyśleć o prywatnych gospodarzach łowisk. Zasłużeni ludzie z doświadczeniem zdobytym w PZW na pewno w warunkach rynkowych sobie poradzą i nie będą się musieli swoimi wpływami z nikim dzielić. Wszystkich działaczy informuję, że jestem przyjacielem ludzi, a jednocześnie przeciwnikiem systemu. Wierzę, że najlepszych z was stać na samodzielne prowadzenie łowisk.
Mam zatem pytanie do pracowników Odcinków Specjalnych, dyrektorów okręgów i działaczy PZW, szefów Towarzystw i Przyjaciół Rzek – kiedy planujcie się odłączyć i w podobnym zespole uwłaszczyć się na wspólnych i zarazem niczyich wodach PZW, tak by były one waszym źródłem utrzymania i naszymi wspaniałymi łowiskami? Zadajcie sobie to pytanie w sercu i jeszcze raz przemyślcie sobie, to co napisałem powyżej w argumentacji. Mamy społeczne PZW i powstają społeczne Towarzystwa… to jest panowie droga do nikąd. Podobnie jak w PZW, również najaktywniejsi członkowie Towarzystw narzekają na brak rąk do społecznej pracy. Albo będziecie się temu dziwić do usranej śmierci, albo zbierzcie ekipę i załóżcie wędkarski biznes Zatrudniajcie ichtiologów i strażników, życzę wam wszystkim powodzenia. Pierwszy krok jest najważniejszy, trzeba zdać sobie sprawę s tego, że praca społeczna nie wypala i jest absurdem. Była absurdem jako fundament PZW i będzie takim samym absurdem u was w Towarzystwach. Jak śpiewał Kazik Staszewski: „To bardzo boli, ale wyrwij się z mentalnej niewoli.” Czas najwyższy przestać wierzyć w bajki, pracę społeczną i świętego Mikołaja.
Oczywiście namawiając to tego zerwania ze starą mentalnością wszystkich członków PZW i członków towarzystw, pamiętam o waszych zasługach i pracy włożonej w nasze wspólne do tej pory łowiska, powtarzając z szacunkiem o was Koledzy wiersz Adama Asnyka:
Lecz nie deptajcie przeszłości ołtarzy, choć sami chcecie doskonalsze wznieść.
Na nich się jeszcze święty płomień żarzy, im więc winniście miłość i cześć.
Wyrażam wielki szacunek do wykonanej dotychczas pracy społecznej, czując wielką sympatię do ludzi, którzy włożyli wiele serca w nasze łowiska – często nie słysząc nawet dziękuję za wykonaną pracę. Chciałbym wam wszystkim publicznie podziękować i z całej mocy namówić na przejęcie łowisk. O waszych zasługach nigdy nie zapomnę, lecz o błędach systemu czasami przypomnę.
Z wyrazami szacunku i sympatii
Krzysztof Dmyszewicz
|
|
[Powrót do
Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem] |
|
|
|
|
Nadawca
|
Data |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [0]
|
|
08.09 13:40 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [1]
|
|
08.09 14:41 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [0]
|
|
08.09 15:09 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [1]
|
|
08.09 15:14 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [0]
|
|
08.09 15:19 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [0]
|
|
08.09 20:26 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [3]
|
|
08.09 20:39 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [2]
|
|
08.09 22:17 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [1]
|
|
09.09 20:49 |
|
Odp: Lekcje historii są po to, by czerpać z nich naukę. [0]
|
|
09.09 21:47 |
|
|
|
|
|
|
Copyright
© flyfishing.pl 2002
wykonanie |
|
|