|
Tak sobie wczoraj z kolegą pojechalismy na lipienie z rana, a na bolenie wieczorem. Muchowo - spinningowy misz masz.
I tak stwierdzilismy, że ryb na prawdę ubywa 'w oczach". Jeszcze z lipieniami mimo braku duzych, tragedii nie było, tym bardziej że muchujemy dopiero 2 lata. Ale spinningowe połowy to coraz większy bezsens, bo ryby są zjedzone. Ot, wysiadamy z auta, pakuje się grunciarz. Na pytanie o wyniki odpowiada " eeee, bez rewelacji, jakiś leszczyk 45cm, sandaczyk 45cm i kilkanaście płoci - ale do słoika coś będzie....". Rybacy ani kłusownicy nie wyłowili nam boleni, których łowilismy po kilka dziennie jeszcze 2-3 lata temu. One też są zjedzone, bo w occie pewnie każdy badziew smakuje do wódki tym chamom co je zabierają.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, ze to wędkarze dobijają teraz wody. Jest tragedia, bo my- 2 bezczelne typy uważające się za dobrych wędkarzy - coraz mniej łowimy mimo ciągłego doskonalenia obserwacji przyrody, wody, mimo lepszego sprzętu.
Kolega, redaktor, rozmawia z wieloma swoimi znajomymi z gazet i nie tylko. Nikt nie łowi ryb, byli zawodnicy nie łowią, a zdjęcia do gazet robi się za granicą.
A z tymi spacerami z wędką, siedzeniem na kamieniu, o negacji wędkowania "do bólu" (?) i wedkowaniu "intelektualnym" - to wyslijcie te pomysły do gazet wędkarskich. Oni tam ryczą z "wędkujących internautów" i ten tekścik będzie dla nich wspaniałym prezentem. Posikają się ze śmiechu. Ja rozumiem podziwianie przyrody, bo lubię fajną przyrodę, ale śmieszy mnie leczenie jakiś kompleksów wędkarskich przez wymyslanie, że łowienie ryb jest dla mięśniaków idiotów, a wędkarz to mysliciel-spacerowicz-działacz społeczny.
Jak nie ma ryb, to mistrz świata nie połowi i nie macie co się zastanawiać. Wielu z was jest z pewnością wspaniałymi skutecznymi, etycznymi wędkarzami. Tylko ryby wam zjedzono. Żal tyłek ściska, ale najlepiej jechać za granice.
|