|
Żeczywiście może użyłem złego terminu. Nie chodzi tu o manipulacje pojedynczymi genami ale całymi genomami. Wg ustawt GMO to organizm inny niż organizm człowieka, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób nie zachodzący w warunkach naturalnych wskutek krzyżowania lub naturalnej rekombinacji. Ta definicja jest tak ogólna że w zasadzie można pod nią podpiąć również manipulacje genomowe.
Wg Ustawy o GMO:
Art. 4. Za techniki prowadzące do otrzymania GMO nie uważa się, w rozumieniu ustawy:
1) zapłodnienia in vitro,
2) procesów naturalnych, a w szczególności koniugacji, transdukcji i transformacji,
3) klonowania komórek somatycznych i rozrodczych,
4) technik związanych z tradycyjną genetyką, a w szczególności mutagenezy i poliploidyzacji, jeżeli w ramach tych technik nie wykorzystuje się GMO jako biorców lub organizmów rodzicielskich,
5) konstruowania i użytkowania komórek somatycznych zwierzęcych, w tym hybryd, fuzji komórek, w tym fuzji protoplastów, z których to komórek mogą być regenerowane pełne układy biologiczne, jeżeli w ramach tych technik nie wykorzystuje się GMO jako biorców lub organizmów rodzicielskich,
jeżeli nie obejmują one wykorzystywania cząstek rekombinowanego DNA lub GMO.
Chcę jednak chcę zwrócić uwagę na to, że organizm żywy stanowi pełnowartościowy element biocenozy nie tylko jako ogniwo łańcucha pokarmowego, ale również nosiciel informacji genetycznej, którą ma przekazać dalszym pokoleniom.
Czy dobrym pomysłem jest manipulacja genomowa np. po to aby się "obcy gatunek" nie rozmnażał - teoretycznie jest bezpieczna, czas pokaże na ile.
A kto mówi o "pełnowartościowym elemencie biocenozy"? Każde zarybnianie to jakiś "ersatz". Chodzi o to, żeby był jak najbardziej rozsądny i efektywny, czyli racjonalny.
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|