|
Dziekuje za probe pogodzenia dwoch skrajnych opini...nie chodzi przeciez nam tutaj piszac zeby sie obrzucac blotem tylko o konstruktywną polemikę...
Tak też traktuję udział w dyskusjach, używając sieci wyłącznie jako narzędzia komunikacji...
Proszę mi zatem wytłumaczyć fenomen czeskich rzek....Wezmy np taką Bielą Jesenicką...ktorą pozniej zwie sie u nas Biała Glucholazka...Mialem przyjemnosc lowic na niej 3 razy i ...czegos takiego mam wrazenie nie doswiadcze na zadnej rzece w Polsce...
(...)
Nie wiem naprawde...nie rozumiem tego fenomenu po tamtej stronie granicy...moze tam faktycznie jest mniejsza presja wedkarska...a moze po prostu wiecej zarybiają , bardziej dbają ,mniej klusują....
A jak wygląda ta rzeka po zmianie nazwy? Czyli po przepłynięciu przez granicę? Czy to problem wody czy sposobu jej użytkowania? I użytkujących? Czyli nie tylko korzystania, ale przede wszystkim dbania o nią!
Ten "fenomen" po drugiej stronie granicy (a może raczej "fenomen" po naszej stronie granicy, bo po "tamtej" jest i to od dawna chyba dość normalnie) moim zdaniem polega na tym, o czym pisałem w niedawnej dyskusji. Na połączeniu w jednym miejscu tego, co robią "od dołu" Koledzy z SPR, z tym, co robią "od góry" Koledzy w okręgu w Krośnie. "Po tamtej stronie granicy" to działa, podobnie jak w wielu krajach na świecie. A przecież wodami zajmuje się "taki sam" ogólnokrajowy związek wędkarski, tylko jakby członków ma innych. Mniej "fenomenalnych".
Lipienie...masa...no kosmiczne ilosci...Szakal napisal 40....Ja bylem z dwoma kumplami....Zlowilismy ich....300-400...nie przesadzam. Kazdy kto tam pojedzie zlowi stowke w pare godzin....ale ...i tu zaczyna sie problem zlowienie lipienia powyzej 30cm jest problematyczne. Padla teza że tego lipienia tam jest tyle ze....karłowacieje....ale to tylko dywagacje amatorow - ichtiologow.
Trudno odnieść się do indywidualnego przypadku tej rzeki, ale może posłużę się kilkoma analogiami, jakie nasuwają mi się na myśl.
Swego czasu, na Dunajcu, jesienią woda "gotowała się" od lipieni .... 25-28 cm. Wszyscy zacierali łapki na sukcesy w kolejnym sezonie, "zawzięcie" łowiąc i wypuszczając (a może wyrzucając) te niedorostki przez październik, listopad, grudzień.... W czerwcu narzekając, że "nie ma ryb".... Podobnie miały się sprawy przy dużej presji wędkarskiej na Sanie, kiedy ryby nie dorastały ponad wymiar, osiągały w dużej liczbie 28 cm, potem "znikały". Podobnie jak "znikały" po dwóch tygodniach od rozpoczęcia sezonu.... I to nie "ze starości" ....
Szkody powodowane bezrefleksyjnym, a przez to nieumiejętnym łowieniem ryb niedorosłych, nie musza być natychmiastowe. Śmiertelność "późna" po złowieniu ryby i jej nieumiejętnym czy niestarannym uwolnieniu jest mniej zauważalna, bardziej znaczna, a przez to bardziej niebezpieczna niż śmiertelność "wczesna" czy "bezpośrednia". Nie jest zbyt widoczna, bo jest "maskowana" przez żerowanie rybożerców w wodach. Osłabione ryby, zanim "spłyną" zostaną "zagospodarowane" przez czaple, wydry itp. Tak więc wędkarze uszkadzający ryby są "ekologiczni", bo "dokarmiają" inne organizmy. Bardzo szlachetnie, bo w wielu przypadkach za to płacą, finansując zarybienie.
Dlatego napisałem, że „nadmierna zachłanność nie popłaca”…
Józef Jeleński kiedyś zauważył, że lipień w Polsce rośnie zazwyczaj do 32 cm. Nie dlatego, żeby nie miał potencjału dalszego wzrostu, tylko dlatego, że "dostaje w łeb".
W jednym z angielskich opracowań mam cytat z pochodzący ze starej księgi "De piscatione", mówiący ni mniej ni więcej, że "ryb ubywa, bo łowiący się mnożą...."
Swego czasu złowienie "kompletu", czyli wówczas pięciu, przyzwoitych lipieni w Sanie nie nastręczało trudności. Wystarczyło wejść do wody i rzucić muchy kilka razy wokół siebie, nie robiąc kroku. Ale to były czasy, które wspominałem w odpowiedzi do Pawła Bugajskiego, kiedy wejście do wody wiązało się z przepędzeniem stada (nie stadka) lipieni z pierwszej rynny przy brzegu do następnej (gdzie już było "gęsto").
Chciałbym tez przywołać doświadczenie z Norwegii, gdzie organizując Mistrzostwa Świata FIPS-Mouche, mieliśmy niemałe problemy z przekonaniem do rozegrania ich w C&R, bo w tych wodach zawody wędkarskie służyły wyłowieniu małych ryb, których był nadmiar. Warunki do tarła były doskonałe, ale wody dość ubogie, więc liczna populacja karłowaciała. O zarybieniach nikt nie słyszał, a działania wędkarzy dla dobra populacji ryb (a także dla własnego) polegały na przerzedzaniu populacji. Lokalne zawody kończyły się usunięciem z wody pstrągów, które wypełniały wielką, dwukołową taczkę budowlaną (wheelbarrow).
Odnośnie "karłowacenia" - warto byłoby sprawdzić wiek tych ryb, które "nie rosły dalej". Czy "karłowaciały", a wtedy ryby małe byłyby stare, czy też były to ryby młode i kończyły na patelni czy w żołądkach czapli, wydr…., a rosły dalej najwyżej w opowieściach wędkarzy.
Wracajac jednak do problemu - nie wydaje mi sie ze lowienie tych ryb w ich 2-3 roklu zycia i przerzucanie ich setkami wplywa jakos ujemnie na ich populacje. No i co ja mialem tam zrobic po 10tym...20tym 25-30cm lipieniu...zejsc z rzeki?
Mając na uwadze powyższe, jak i dane z szeroko dostępnych opracowań dotyczących śmiertelności ryb poddanych C&R, zwłaszcza w specyficznych warunkach łowienia czy tez przy niedostatecznie starannym stosowaniu zasad C&R, sądzę, że to "przerzucanie" może mieć bardzo duże znaczenie. Może mieć znaczenie wręcz ogromne. Zwłaszcza dla ryb, które nie były w wodzie rodzime, a wymagają aklimatyzacji, albo były rodzime, a zostały reintrodukowane, co wymaga czasu i cierpliwości, bądź były rodzime, a sama zmiana warunków ich bytowania wywołuje taki stres dla populacji (żywieniowy, reprodukcyjny, habitatowy), że jest ona "na krawędzi". Eksploatacja może wtedy przyczyniać się dramatycznie do powodzenia całego przedsięwzięcia, stanowić czynnik przyczyniający się do degradacji, a nawet o niej decydujący. Czynnik, na który, jako wędkarze, mamy wpływ. Ale tylko pod warunkiem dobrej współpracy.
Co do rad... W Czechach jest bardzo dobre piwo.... przyjemne knajpki .... tanie a dobre jedzenie ....
Łowienie ryb małych "setkami" wskazuje na dobór właściwej metody i sprawność wędkarza. Natomiast wskazuje też na to, że łowi w miejscu gdzie trudno o większe ryby, albo w czasie, w którym ryby duże nie żerują. Wskazuje też na „pójście na łatwiznę”. Pozostaje zmiana miejsca lub pory połowu. Ewentualnie znalezienie miejsca, w którym widać ryby, a dzięki temu można zauważyć te, które chce się złowić i selektywne polowanie specyficznie na nie. Zazwyczaj można znaleźć takie "akwarium". A to jeszcze dodaje emocji "tropicielskich" wyprawie wędkarskiej... I niekoniecznie wymaga "zejścia z rzeki". Natomiast wskazuje na umiejętne korzystanie z jej zasobów, nie tylko polegające na eksploatacji, ale i na trosce o przyszłość warunków do wędkowania.
Zachęcam do sięgnięcia do artykułu na NaMuche.pl,który nie traci na aktualności.
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|