| |
Łowienie nie na nimfę, to nie są moje pobożne życzenia. Sam łowię ostatnio głównie innymi metodami muchowymi. Po prostu do nimfy czuję coraz większy wstręt i nie widzę w niej wielkiej finezji. Pstrągów nie ma za dużo, ale jeśli się nie łowi za dużo na streamera, mokrą, czy suchą muchę, to jak można twierdzić, że to są lub nie są dobre metody? Co do spinningu wiosną, to trochę prawda, ale nie do końca - muchą łowię zazwyczaj już od marca, a pierwszego w tym roku pstrąga na muchę złowiłem już w styczniu. Każdy chce poczuć ryby na kiju, ale nie to jest w wędkarstwie najważniejsze. Czasem lepiej ryby nie złowić, niż złowić ją w kiepskim i nie przynoszącym przyjemności stylu.
Ludzi łowiących wyłącznie na dolną nimfę jest całkiem sporo tylko, czy na tym polega muszkarstwo? Nie powiem, żebym nie tęsknił do czasów, kiedy nieco inaczej uczono łowić adeptów muszkarstwa. Sam przez pierwszy rok łowiłem głównie na nimfę, na szczęście w porę się spostrzegłem i zacząłem uczyć łowienia na muchę, jednak złych nawyków oduczałem się jeszcze przez kolejne 4-5 lat łowienia.
>>A tak w ogóle to przeważnie spotykam Cię z nimfą...
To dlatego, że nie łowisz tam, gdzie nie łowię na nimfę, bo łowisz nimfą i dlatego spotykamy się nad rzęką niezbyt często.
Myślę, że nie rozstrzygniemy dyskusji, czy dolna nimfa jest dobra i finezyjna, czy nie. To bowiem zależy od indywidualnego podejścia. To co napisałem jest wyłącznie moim osobistym odczuciem w temacie i niewielką sugestią, że wyjście z zaklętego kręgu dolnych nimfiarzy powoduje otwarcie horyzontu na wielość i różnorodność możliwości połowu na muchę w wodach górskich i nizinnych. Myślę Witku, że przeszedłeś już dostatecznie długą drogę w muszkarstwie, żeby przekonać się, że w niektórych sytuacjach próby połowu na dolną nimfę są po prostu śmieszne.
|
