|
Też jestem za, ale nie w tym kierunku, bo to tylko półśrodek na krótką metę, do następnego roku i wysokiej temperatury. W tym wypadku należy myśleć o obniżeniu temperatury, lub też stworzeniu warunków do przetrwania ryb w tak wysokich temperaturach. Brak głebszych dołków w korycie i dużych kamieni, wokół których woda wyżłobiłaby rynny, a także cienia wzdłuż brzegów, to jest problem do rozwiązania. Zarybienie nic nie da, chyba że komercyjnym tęczakiem na krótki czas, do jego wyłowienia. Tutaj potrzeba rozwiązań innych, ale nie wiem jakie kompetencje w tej sprawie posiada p. Jeleński. Najbliższa powódź przyniesie tylko niewielkie zmiany na korzyść łowiska. Nawieziona ziemia ponownie wyrówna koryto rzeki. Takich powodzi jak ostatnia potrzeba będzie kilka. Jak "kanalarze" skończą niszczenie Raby, to ona sama się odrodzi, oby tylko jej nie przeszkadzać. Gospodarz też ją wspomaga sadząc roślinność i to jest pozytywne, że nie rezygnuje z wspomagania natury. Dlatego przychylam się do akcji ale w kierunku wspmagania natury, zarybienie natomiast dla obecnych warunków dla łososiowatych pozostawić dla tęczowych. W tej temperaturze poradzą sobie głównie dzikie ryby, genetycznie przystosowane do panujących "okoliczności przyrody" na Rabie. Spójrzmy na lipienie, myślę że padły głównie te, które były w zasięgu kąpiących się plażowiczów, mącących wodę. Tak samo musiało być z potokami, bo tęczaki nie przeżyły zarybienia po podróży. Inwestycje są potrzebne jak narazie w rzekę, a nie w zarybienie - ale to moja subiektywna ocena (chyba że w tęczaka dla klientów łowiska - czyli nas samych).
Pozdrawiam
R.B.
|