|
Nie chce się wtrącać do dyskusji szanownych kolegów, ale tak mi się nasuneło pare uwag
Nie wiem skąd wzięło sie te 30 mln - tyle wynikałoby z pomnożenia składki maksymalnej (52 zł) przez liczbę członków PZW (600 000). Tylko składkę członkowską "pełną" wnosi część członków PZW. Jest wielu uprawnionych do ulg (młodzież, emeryci),stąd nie sądzę żeby składka "efektywna" przekraczała 30 zł, a więc "pula" jest pewnie prawie o połowę niższa.
Rzeczywiście, tyle kosztuje nas utrzymanie naszego stowarzyszenia i nic w tym dziwnego. To dalej tylko 30 zł rocznie na członka - 2,5 zł miesięcznie. Z tych pieniędzy prawie połowa zostaje "blisko nas" tj. w kołach (45%). Drugie tyle równie blisko - w Okręgach. 10% "zużywa" ZG.
Te 10% to 2-3 mln. Dość spora kwota w zestawieniu z budżetem takiego Krosna czy Nowego Sącza. To fakt. Wszystko inne to pobożne życzenia dotyczące celowości istnienia ZG.
Osoby, które traktują stowarzyszenie mało dojrzale, ograniczając udczestniczenie w nim do jednorazowego spotkania ze skarbnikiem, mogą postrzegać to jako niepotrzebne obciążenie. Mają problem.
To PZW ma problem. Problem jest przyjęcie złego modelu organizacji, zakładającego aktywny udział zrzeszonych członków. Jak pokazuje praktyka 99% ogranicza się do konsumpcji i w tej materii nie wiele się zmieni. O wiele prościej zmnienić model organizacji o czym wiele osób już pisało.
Zebyś mnie dobrze zrozumiał - jestem jak 99%, ograniczam się do konsumpcji. Łowienie traktuje jako rozrywkę, podobnie jak narty czy surfing. Nie mam czasu na pracę na rzecz konkretnego łowiska, wolę zapłacić i niech ktoś wykona ją za mnie. Więcej - ja chce płacić i otrzymywać produkt na zaspokającym moje oczekiwania poziomie. Nie chcę na rybach myśleć o kłusownikach, meliorantach, ściekach, kormoranach czy zastanawiać się po jaką cholerę jechałem tutaj 500 km.. Chce miło spędzić czas nad wodą, a wieczorem przy piwie pogadać z kolegami na co brały, pokręcić wspólnie muchy i dobrze się bawić. Niestety obecny model nie przewiduje takiej opcji (z małym, 5 kilometrowym wyjątkiem), dlatego pewnie jak wielu z nas coraz częściej szukam takich możliwości za granicą. Chce mieć wybór.
Jadąc na narty zakładam, że właściciel wyciągu dobrze przygotuje stok.. Jeśli nie, po prostu wybieram inny - głosuje nogami. W przypadku PZW wszędzie trzeba ubijać śnieg samemu. Nie ma żadnego wyboru. Wszędzie jest tak samo beznadziejnie. To jest istotny problem.
Chciałbyś żeby o dzierżawę wód występowały gminy i prowadziły gospodarkę własnymi siłami (siłami zatrudnionych pracowników). Otóż dziś Okrręg zatrudnia ichtiologa i ma pod opieką iwele obwodów rybackich, będących na terenie wielu gmin. Tak samo zatrudnia jednego dyrektora, księgową, kilku pracowników. Powielenie tego na wiele gmin chyba musiałoby odbić się na kosztach uprawiania wędkarstwa, nieprawdaż? Tak przynajmniej wynikałoby z rachunku ekonomicznego. No chyba, że liczysz na dopłaty z budżetu gmin. Ale wtedy dlaczego nie dopłacać do narciarstwa, tenisa i innych zajęć rekreacyjnych. Taką gospodarkę opartą na dopłacaniu mieliśmy już. Pa!!
Mieliśmy też gospodarkę centralnie sterowaną. Nie wypaliła. Na rynku mamy dzięsiątki tysięcy mniejszych i większych firm, każda zatrudnia dyrektora, księgową i kilku pracowników.. Analogicznie można by pomyśleć, że centralnie sterowane miały by się dużo lepiej - jak pokazuje praktyka to utopia Konkurencja jest motorem gospodarki rynkowej Może warto się zastanowić dlaczego nigdzie na świecie nie ma 600 tysięcznej organizacji wędkarskiej?
pozdrowienia,
Michał
|