|
Rzeczywiście, tyle kosztuje nas utrzymanie naszego stowarzyszenia i nic w tym dziwnego. To dalej tylko 30 zł rocznie na członka - 2,5 zł miesięcznie. Z tych pieniędzy prawie połowa zostaje "blisko nas" tj. w kołach (45%). Drugie tyle równie blisko - w Okręgach. 10% "zużywa" ZG.
Te 10% to 2-3 mln. Dość spora kwota w zestawieniu z budżetem takiego Krosna czy Nowego Sącza. To fakt. Wszystko inne to pobożne życzenia dotyczące celowości istnienia ZG.
Michale,
Wiem doskonale z jakich pozycji występujesz. Natomiast jednym z celów mojej "ublicystyki zaangażowanej" jest skłonienie ludzi inteligentnych i wykształconych do przerwania kręgu udawania i nazywanie rzeczy po imieniu oraz do brania odpowiedzialności za swoje decyzje. O tym poniżej.
Jeżeli zgadzasz się z moimi obliczeniami to 10% od 18 mln to 1,8 mln, a więc poza przedziałem 2-3 mln. Tyle to kosztuje. Zarządzanie "holdingiem", który ma 49 podmiotów (okręgów) i kilka dodatkowych, gospodarczych, niesie za sobą koszty. W wydatkach ZG mieści się budżet GKS-u czyli sport międzynarodowy. Również przynależność PZW do międzynarodowych organizacji. Także dizłania na szczeblu ogólnokrajowym. Koszty badań naukowych finansowanych przez ZG. I wiele innych funkcji.
Zgadzam się, że funkcje ZG mogą i powinny byc wykonywane lepiej, bardziej skutecznie, a środki wydatkowane bardziej efekktwnie, przynajmniej w zakresie komunikacji, kształtowania opinii wewnątrz i w otoczeniu wędkarstwa, w sprawach gospodarczych.
Osoby, które traktują stowarzyszenie mało dojrzale, ograniczając udczestniczenie w nim do jednorazowego spotkania ze skarbnikiem, mogą postrzegać to jako niepotrzebne obciążenie. Mają problem.
To PZW ma problem. Problem jest przyjęcie złego modelu organizacji, zakładającego aktywny udział zrzeszonych członków. Jak pokazuje praktyka 99% ogranicza się do konsumpcji i w tej materii nie wiele się zmieni. O wiele prościej zmnienić model organizacji o czym wiele osób już pisało.
Rzeczywiście, PZW ma problem, Ale PZW jako 600 000 członków. Członków, którzy uczestniczą w większości w grze pozorów, udając, że są członkami stowarzyszenia. Sami stwarzaja pozory bycia członkiem cynicznie wykorzystując to dla własnej korzyści, bo to "się opłaca" dzięki niższym składkom, a zgłaszają rozliczne pretensje do tych, którym sie chce, tkórzy wykazują normalną aktywność członkowską. Nic dziwnego, że takie słabe rzesze członków wyłaniaja spośród siebie słabe organa przedstawicielskie stowarzyszenia. Nie da się wykluczyć, że niektórzy członkowie tych organów przedstawicielskich wykorzystują słabość elektoratu, manipulując nim łatwo w celu osiągnięcia własnych korzyści,. Ale skoro takie działanie pochwwalają członkowie ...
Dodatkowo organa kontrolne organiozacji muszą miec za soba siłe opinii publicznej wewnątrz organizacji. Inaczej mogą być albo totalitarne, destrukcyjne, albo pozostawa na usługach "władzy". Wybór organów kontrolnych też musi być rozważny żeby znaleźli się w nich reprezentanci opinii publicznej, a nie kontrolowanych. Kontrolowanie samego siebie daje dużo możliwości "wybaczania".
Niektórzy tęsknią do rozwiązania problemów przez siły "zewnętrzne". jak, nie przymierzając, Polacy oczekujący, że Unia Europejska załatwi za nas problemy korupcji, nadużyć itp. Unia "załatwiła" za nas problem czystości mleka. Top żaden powód do dumy,. To tylko dowód na to, że sami nie byliśmy w stanie. Bo... traktujemy sporawy, a przez to siebie samych, bez należytej powagi i rzetelności.
Nie można zmienić formuły stowarzyszenia bo taka jest jego istota, w dodatku zapisana w Ustawie Prawo o stowarzyszeniach. Z definicji jest to organizacja o charakterze niezaroblkowym, której działalność oparta jest o pracę członków. Do załatwiania niektórych spraw stowarzyszenie może zatrudniać pracowników.
Zebyś mnie dobrze zrozumiał - jestem jak 99%, ograniczam się do konsumpcji. Łowienie traktuje jako rozrywkę, podobnie jak narty czy surfing. Nie mam czasu na pracę na rzecz konkretnego łowiska, wolę zapłacić i niech ktoś wykona ją za mnie. Więcej - ja chce płacić i otrzymywać produkt na zaspokającym moje oczekiwania poziomie. Nie chcę na rybach myśleć o kłusownikach, meliorantach, ściekach, kormoranach czy zastanawiać się po jaką cholerę jechałem tutaj 500 km.. Chce miło spędzić czas nad wodą, a wieczorem przy piwie pogadać z kolegami na co brały, pokręcić wspólnie muchy i dobrze się bawić. Niestety obecny model nie przewiduje takiej opcji (z małym, 5 kilometrowym wyjątkiem), dlatego pewnie jak wielu z nas coraz częściej szukam takich możliwości za granicą. Chce mieć wybór.
Jadąc na narty zakładam, że właściciel wyciągu dobrze przygotuje stok.. Jeśli nie, po prostu wybieram inny - głosuje nogami. W przypadku PZW wszędzie trzeba ubijać śnieg samemu. Nie ma żadnego wyboru. Wszędzie jest tak samo beznadziejnie. To jest istotny problem.
Ależ masz wybór. Możesz, jeżeli formuła stowarzyszeniowa nie odpowiada Ci, lub nie masz czasu na uczestniczenie w niej (w co nie wierzę, znając nieco Twoje zaangażowanie i Twoje działania - jak już wielokrotnie pisałem - praca na rzecz wędkarstwa nie musi oznaczać koniecznie chodzenia nad rzekę, łapania kłusowników czy wpuszczania albo odławiania ryb. Może nia być publikowanie na łamach portalu internetowego ), tworzenie PR dla wędkarstwa, kształtowanie postaw wędkarzy. To często o wiele wiecej niz akcja zarybieniowa, bo z tego może się narodzić dziesięcć takich akcji, w dodatku gdobrze przeprowadzonych) pozostawać poza PZW, nie wnosić składek, które w swej istocie są "zaczynem" dla działań tylko opłacać licencje dzienne czy sezonowe jako niezrzeszony, wtedy z zewnątrz zgłaszać pretensje do właściciela (SP), że dzierżawca (PZW) źle działa. Pozostając wewnątrz stajesz się współodpowiedzialny, chcesz czy nie chcesz. Pozostając wewnątrz jesteś wzawany do naprawiania tego co źle funkcjonuje.
Mieliśmy też gospodarkę centralnie sterowaną. Nie wypaliła. Na rynku mamy dzięsiątki tysięcy mniejszych i większych firm, każda zatrudnia dyrektora, księgową i kilku pracowników.. Analogicznie można by pomyśleć, że centralnie sterowane miały by się dużo lepiej - jak pokazuje praktyka to utopia Konkurencja jest motorem gospodarki rynkowej Może warto się zastanowić dlaczego nigdzie na świecie nie ma 600 tysięcznej organizacji wędkarskiej?
Mamy też globalizację. Spółki i organizacje łączą się w większe o zasięgu regionalnym lub ogólnoświatowym. To też syndrom czasów. W PZW, jak zapewne wiesz, nie ma gospodarki centralnie sterowanej. Gospodarowaniem zajmują się poszczególne Okręgi, które jako Uprawnieni do rybactwa mają wykonywać załozęnia zawarte w Operatach. Mogą też ustalać własne zasady gospodarowania i korzystania z łowisk. Mogą wchodzić we współpracę z innymi podmiotami. Że rzadko z tego korzystają? Cóż, to problem jaki ma PZW, my wszyscy w PZW. Dałeś przykład łowiska na Sanie - ono powstało decyzją aktywnych wędkarzy z ZO w Krośnie. Jest prowadzone przez aktywnych wedkarzy w tymże Okręgu. To PZW skorzystał z przysługujących mu praw. PZW jako zgromadzenie członków Okręgu w Krośnie.
Ostatnio byłem na sympozjum nad Słupią. To też wędkarze, biorący "swoje sprawy w swoje ręce". Współpracujacy z Parkiem Krajobrazowym, z innymi stowarzyszeniami, z WFOŚiGW, z RZGW, z elektrowniami, z GEF, z samorządami lokalnymi nad Słupią.
Tio właśnie PZW. W najczystszej postaci. Godne powielania w każdym zakątku Polski. Można w tym uczestniczyć lub nie. W różnej formie. Zapraszam
Pozdrawiam serdecznie
Jurek Kowalski
|