| |
tak się składa, że od kiedy ustanowione zostało "ujęcie wody pitnej dla miasta Gdńska", nikt nie odprowadza ścieków do Raduni. Konkretnie - restauracja jest podłączona do kolektora ściekowego, budki na targowisku - jako zabudowa tymczasowa - nie posiadają przyłaczy wody, ani też jakichkolwiek instalacji kanalizacyjnych. Jeśli masz na myśli tzw. "burzówkę" jaka trafiała do rzeki z parkingu na rondzie przed restauracją, trafiająca rurą do rzeki w miejscu wlewu Reknicy, albo drugą - 100m niżej, odprowadzającą wodę ze studzienek z ulicy szkolnej , to zlikwidowane zostały w 2000 roku. Nie mówię , że jest cudownie i nie bronię za wszelka cenę tego co się dzieje w związku z pracami przy elektrowni w Bielkowie, albo co jest planowane w samym środku miejscowości. Dla kontrastu powiem , że pozostawiony "samopas", niszczejący jaz na rzece Reknicy jest w trakcie przebudowy na elektrownię wodną. Wreszcie stanie się barierą do pokonania, bo otrzymał przepławkę. Właściciel inwestycji zarybił rzekę na poczet wyciętych kilkunastu drzew i wzmocnionych brzegów, powyżej zapory - więc i takie działania, mogą mieć korzystne oblicze.
Jak doskonale wiesz, problem tego odcinka leży gdzie indziej. Opuszczony i zapomniany kawałek dawnego, naturalnego koryta rzeki Raduni jest nośnikiem tylko i wyłacznie wody trafiającej z Reknicy. Woda z Raduni, po pokonaniu trzech, kilkudziesieciohektarowych zbiorników zaporowych, zwieńczonych elektrowniami wodnymi, a połączonych kanałami, trafia ponadkilometrowej długości, wielką rurą do jeziora w Goszynie. Omija w ten sposób odcinek wody, o którym mówimy. Od czasu powstania kompleksu elektrowni, wybudowanych w okresie niemieckiego władania tymi ziemiami, powstały problemy. Wycięte drzewa w rejonie elektrowni wodnej w Bielkowie to konsekwencja długoletniego pozostawienia samemu sobie stanu rzeczy. Jeśli zauważyłeś drzewa, to i musiał wpaść w oko, pomiędzy nimi znajdująca się ruina po byłym młynie, mająca próg o wysokości ponad 1,5 m. Od zawsze stanowiła ona barierę dla migracji ryb, a kolejnym krokiem będzie usunięcie tej przeszkody.
Ciekawym faktem jest, że po zabraniu spod opieki koła PZW w Kolbudach, na rzecz gdańskiego koła - nie zarybiono nigdy tego odcinka. Nikt nie pokwapił się nawet posprzątać tej wody.
Miło, że są jeszcze osoby, które pamiętaja o tym kawałku opuszczonej wody. Napewno obecność wędkarzy, hamuje dość powszechne kłusownictwo na tym odcinku. A szkodą byłoby wielką, gdyby liczące już śladowe ilości sztuk, stado pstrąga potokowego, miało wignąć do końca.
Kolbudy jak dotąd są wsią, nie miastem i tak niech pozostanie jak najdłużej.
pozdrawiam - Arek
|