| |
Robercie, jest rzeczą oczywistą konieczność ograniczenia presji przez limitowanie wydawanych zezwoleń oraz ustalenie właściwych dla stanu łowiska reguł rządzących korzystaniem z rybostanu.
Jestem też pewien, że Jurek Kowalski nie jest zwolennikiem wypuszczanie wszystkich wymiarowych ryb bez wyjątku, szczególnie na rybnych łowiskach.
Czym innym jest uwolnienie pieknej samicy lipienia na dolnym Dunajcu, a czym innym
w rzece Dee.
Stan łowiska w jakim się znajduje, kładzie różny ciężar na to zachowanie.
Wędkarz korzystający codziennie z łowiska z pewnością nie delektuje się smakiem rybki nazajutrz po skonsumowaniu kompletu.
Zabiera następne komplety (daj Boże nie nadkomplety czy też niewymiarowe) z atawistycznych pobudek - przynoszenia "upolowanego" trofeum, dokumentującego w jego mniemaniu świetność "myśliwego".
Dlatego tak bardzo potrzebni są wędkarze na codzień uwalniający ryby, bo te zachowania po zapoznaniu się z ich "smakiem" dają większą satysfakcję niż nieprzydatne nieraz rybie trupy.
Te postawy także nie mogą się przerodzić w skrajność, by osoba zabierająca pstrąga na kolację została napiętnowana.
Przykładając swój szablon postrzegania zawodów międzynarodowych i ich uczestników, nawet nie dotykasz ich powierzchni.
Tam ludzie z całego Świata czy też Europy spotykają się przy okazji rywalizacji, wymieniają poglądy dotyczące także korzystania człowieka z zasobów wodnych.
Służą temu sympozja opracowane przez wybitnych naukowców, a dotyczące tych problemów.
Trudno nie urzekać się przyrodą dotykając jej bez mała - treningi, długie piesze wędrówki po bezdrożnych terenach leśnych wzdłuż rzek i potoków to normalka.
Na okolo 120 godzin - 15 to rywalizacja w której raczej trudno o kontemplacje, ale czasy dla widzących na wszystkie inne uroki wędkarstwa wystarcza.
Nie zacietrzewiałbym się w swoim pojmowaniu problemu, a raczej proponuję posłuchać głębszego sensu wypowiedzi innych, bo i w Twoich jest sporo sensu.
Pozdrawiam.
Stanisław Guzdek
|