| |
Spróbuję obronić swoje zdanie odnośnie pkt. 1,2 i 6.
Ad. 1
Wymiar ochronny jest potrzebny, aby wędkarze przestrzegający regulaminu łowiska nie wyczyścili go doszczętnie z ryb zgodnie z prawem. Tak według mnie jest w tej chwili, gdy wymiar wynosi 30, czy nawet 25 cm. Nie zapewnia to istnienia sensownej populacji poniżej wymiaru ochronnego, a to, że ryby są wszędzie w Polsce cięte równiutko z wymiarem, a nawet nieco niżej, to chyba widać w każdej praktycznie rzece. 40 cm dla pstrąga i lipienia wydaje się sensowne, bowiem gwarantuje istnienie sensownej populacji ryb poniżej tego wymiaru uciszając jednocześnie głosy tych, którzy chcieliby zabrać i zjeść jakąś rybę. Możliwe, że z czasem możnaby podnieść na niektórych łowiskach wymiar potokowca do 45-50 cm, ale to dopiero po odbudowie populacji. Jestem bowiem przekonany, że w większości przypadków polskie rzeki tworzą warunki do bytowania pstrągów powyżej 50 cm i lipieni powyżej 40 cm.
Ad. 2
Ograniczenie liczby zabranych z łowiska ryb ma sens. W tej chwili wędkarze łowią bardzo skutecznie. Jeżeli dołączymy do tego często spotykany brak etyki, to jedyną sposobem, aby coś jeszcze pływało w rzekach przy takiej presji wędkarskiej pozostają zapisy regulaminowe. Takowe bowiem można próbować przynajmniej egzekwować. Uważam, że zabieranie trzech ryb dziennie może na dowolnej rzece doprowadzić do kompletnego jej wyrybienia, jeśli jakaś ekipa zapragnie nagle dokładniej jej się przyjrzeć. Jednocześnie zapis taki umożliwia wędkarzowi, który ma ochotę zabrać sensownej wielkości trofeum na kolację zabranie ryby, bez olbrzymiej szkody dla rzeki. Dużych ryb bowiem w rzece nie ma zazwyczaj zbyt wiele, ani też nie łowi się ich codziennie i na zawołanie.
Ad. 6
Żadne wysiłki w zakresie ochrony ryb nie przyniosą rezultatów, jeśli większość wody w rzece będzie zabierana przez tuczarnie pstrąga tęczowego, jak to się dzieje w 90-95% przypadków na Pomorzu. Bez wody w rzece bowiem ryb w niej nie będzie. Jeśli dodamy do tego degradację rzeki ściekami z hodowli, choroby ryb, przegrzanie wody i inne czynniki, które są skutkiem istnienia i wadliwego działania tuczarni tęczaków, to otrzymamy obraz, który spotykamy na Wdzie, Łupawie, Łebie. Gościcinie, Bolszewce i mnóstwie innych rzek i rzeczek. W tej chwili trudno dopatrzyć się choćby jednego nieprzegrodzonego cieku, na którym nie byłoby tuczarni ryb. To jakiś obłęd. Tak przynajmniej sytuacja wygląda na Pomorzu. Z tego, co widzę jednak jeżdżąc po Polsce, w innych rejonach kraju nie jest lepiej.
|