| |
Sporo wprawnych wędkarzy łowilo na glajchy na moich oczach i nie mogę się zgodzić, że glajcha inaczej penetruje ostoje ryb niż np. larwa widelnicy, ciężka imitacja pijawki, jętki majowej, potężny domkowiec, które przecież można dociążyć dużą główką wolframową.
W dodatku dłuższy kij, dobry i długi przypon fluorocarbonowy i odpowiednia technika, to wszystko pozwala łowić w dołkach, ale na szczęście nie wszystkich.
Niestety nie można tego powiedzieć o lasce tyrolskiej, która pozwala dotrzeć dosłownie wszędzie i wybrać wszystko do nogi.
Jeżeli potępiać glajchy to należy tym objąć wszystko co duże i ciężkie, bo tylko tak moim zdaniem trzeba do tego problemu podejść.
Jestem pewien że nie w technikach połowu, używanych muchach, czy też innych kontrowersyjnych imitacjach leży zagrożenie dla naszych łowisk.
Przede wszystkim umysł wędkarza zarządza losem złowionej ryby.
Żadne zakazy i zakazy nie ograniczą eksterminacji ryb na ubogich zwykle łowiskach.
Oczywiście nie mam nic przeciwko łowiskom, gdzie się ograniczy asortyment przynęt - np. do używania haczyków do nr 10 i wyłącznie bezzadziorowych - to napewno przyniesie jakieś rezultaty.
Ktoś musi jeszcze ograniczyć morderczy instynkt zabierających wszystko i w każdych ilościach, by dokarmić całą klatkę schodową swego bloku.
Jak tego dokonać - to jest pytanie na które będzie niezwykle ciężko odpowiedzieć.
Przede wszystkim trzeba o tym dużo dyskutować.
Proponuję by zamieścić na stronie tekst Jurka Kowalskiego dotyczący wypuszczania złowionych ryb.
Jurek wręcz apelował o propagowanie problemu różnymi metodami, wyrażając zgodę na zamieszczanie w innych mediach.
|