|
Reasumując : chodzi o ujednolicenie praw nabytych zarówno do wody umownie zwanej "główną', jak i
ciekach przyległych do niej z tytułu dzierżawy, czy też własności, na prawie niemieckim. Dot. to wód
zarówno płynących, jak i stojących (np. przyklasztorne stawy), które od wieków były własnością mnichów
klasztornych do chwili ich kasacji w okresie zaborów, np. w zaborze austriackim. Również ciekawą kwestią
jest prawo dostępu do wody już po okresie uwłaszczeniowym. Chłop, już wolny od czynności pańszczyź
nianych (różnie się to kształtowało), obojętnie czy to był Polak czy Rusin mógł korzystać z brzegów
rzecznych tylko i wyłącznie dla swoich, gospodarczych celów, np. pojenie bydła. Jeżeli woda płynąca była
spławna, to jedynie mógł pracować, tzn. mógł korzystać z wody np. jako Burłak w Rosji Carskiej - ciężko
pracujący pracownik rzeczny, przy ręcznym transportowaniu np. barek rzecznych, z punktu A do punktu B.
To co skłusował, to w wolnej chwili niezwłocznie spożył, gotując sobie zupę "Uchę" na ognisku.
Rozwadowski w swoim poradniku pisze podobnie o tych milionach naddniestrzańskich karasi itd..., nie
wchodząc w przyczyny problemu. Niemcy to cyklicznie ujednolicali na swoją modłę właśnie poprzez
przytoczone przez kolegę odpowiednie przepisy i rozporządzenia, a myśmy byli "za murzynami" w tej
materii z głównej racji - utraty naszej suwerenności.
|