|
Wręcz było na odwrót, w średniowieczu najpierw nie było żadnych ograniczeń w pozyskiwaniu ryb,
pojawiły się one później wraz z rozpowszechnieniem prawa rybołówstwa, (kościół był pierwszym
beneficjentem).
W dawnym prawie polskim był zapis De fluvii aut rivuli fluxu
(Vol. leg I. pag. 3 - statusty wiślickie )
https://pl.wikipedia.org/wiki/Volumina_Legum
który potwierdza ówczesne rozumienie wolności łowienia, która brzmiała tak:
Woda strumieniem cieknąca ma być spólna i wolna każdemu do łowienia ryb
/ i do żeglowania / a wolno rybitwom brzegu używać.
(fragment prawa sakiego stosowanego w ówczesnej Polsce przez sądy)
Można więc powiedzieć, że wraz z czasem sutuacja prawna "przeciętnego obywatela" się pogarsza.
Największe ograniczenia prawne jeśli chodzi o dostęp do wód dla "przeciętnego obywatela" to
obowiązywały w po powstaniu związku wędkarskiego w 1940 r, raz, że nie można było łowić z racji
bycia obywatelem, to jeszcze trzeba było zapisać się do związku aby dostać zezwolenie, a potem
jeszcze zdać egzamin. Za wszystko oczywiście kasa.
W najczarniejszych czasach średniowiecza zwykle na własne potrzeby można było łowić, bez
pytania się o zgodę, a jeśli już chciało się łowić na zajętej wodzie to wystarczyło zezwolenie
Pozdr Maciej
|