|
Panie Jerzy
Wczytałem się w dyskusję jaka Panowie prowadzą i pozwoliłem sobie zabrać w niej głos. Mam odczucie, że dyskusja stała się mocno teoretyczna mam nadzieje, że mój głos osoby młodej, być może naiwnej pozwoli jednak powrócić w obszary raczej przyziemne.
W swoich rozważaniach stawia Pan tezę (przynajmniej takie odnoszę wrażenie, przepraszam jeśli błędne), że głównym czynnikiem, który można elastycznie regulować i którego zmiana z pożytkiem wpłynie na kondycje (rybność) naszych wód jest dostęp do łowisk, czyli innymi słowy świadome sterowanie presją na łowiskach (tak jak ma to miejsce w mniejszej skali na OS).
Posługując się podstawową wiedza matematyczna otrzymujemy:
ilość wędkarzy /ilość łowisk = presja ;
presja < … (i tu pada jakaś wartość tabelaryczna – pewnie ktoś już to zna, obliczył jeśli nie to podczas pisania doktoratu proszę pamiętać o mojej skromnej osobie ) i w ten sposób otrzymujemy złoty środek na rybność naszych rzek i jezior.
Zaznaczam, że oczywiście jest to duże uproszczenie służące tylko do celów dalszej dyskusji.
Układ idealny kiedy wędkarstwo nie jest tak popularne, ba załóżmy, że to „my” mamy ten przywilej i monopol na „przyuczanie” do tego hobby. Ale co w przypadku kiedy:
a) ilość łowisk jest stała.
b) ilość wędkarzy także jest stała ale na bardzo wysokim poziomie?
W jaki sposób wtedy dozować presje na łowiskach?
Czy my (PZW, okręgi, koła itp.) mamy prawo (celowo używam tak mocnego słowa) pokusić się o drastyczne ograniczenie dostępu wędkarzy do wód – jeśli tak to na podstawie jakiego klucza? Pieniądze, staż, pochodzenie, losowania, przydziały etc. – nie chciał by mój głos był odebrany jak ironia. Jeśli znamy przyczynę, sprawa jest prosta – rachu ciachu i po strachu. Padną pomysły – „podnieśmy opłaty, zmniejszymy presje, wszak nie każdy musi być wędkarzem” ale jak można odbierać ludziom coś co jest częścią ich życia. Czy w każdym z Nas, choć na chwile nie zrodzi się obawa, że mogę znaleźć się w tej grupie, której jednak na opłacenie składek stać nie będzie? A jeśli tak to czy skutek nie będzie odwrotny – tzn i kiesa będzie pusta i sporo kłusowników przybędzie?
Może egzaminy jak na prawo jazdy – wykupiony kurs, egzamin państwowy, za złamanie regulaminów łowiska i punkty karne i utrata karty lub kurs poprawkowy?
Moim zdaniem nikt nie weźmie na swoje barki przeprowadzenia tak gwałtownych reform w naszym związku / kraju wiec cóż nam zostaje C&R i przede wszystkim edukowanie młodego pokolenia wędkarzy.
Pozdrawiam
Łukasz Graczyk
|