f l y f i s h i n g . p l 2024.03.29
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
Bieżące informacje
Pstrąg i Lipień nr 42
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.

Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.
Wiadomości z łowiska
Mała Wisła 1
2020-10-14
test
Wiadomości z łowiska
San Zwierzyń-Hoczewka
2013-07-12
Warunki bardzo dobre
Wiadomości z łowiska
OS Dunajec
2014-08-12
warunki dobre ale nie idealne
Wiadomości z łowiska
Łowisko Pstrągowe Raba
2020-10-31
Dobrze to już było...
Nasze wzory
Heavy stonefly nymph
Wzory much
W katalogu FF
IMGW
Stan wód
Niezbędny każdemu wędkarzowi "na rozjazdach"
 
Flyfishing.pl
Reportaże:
Pstrągowy weekend

autor: Zdzisław Czekała,, opublikowane 2009-07-13

Majowe, sobotnie późne popołudnie , zajeżdżamy na San, woda lekko podbrudzona i podniesiona, to bardzo dobrze, pstrągi powinny być mniej ostrożne i bardziej ochoczo atakować przynętę.
 
Szybko montuję dziesięcio-stopówkę w szóstej klasie, w ten weekend żadnych eksperymentów, po prostu solidny sprzęt na, mam nadzieję, solidne ryby. Jest dobrze po siedemnastej jak jestem gotowy do wędkowania, idę w górę rzeki, zaczynam łowienie od progu powyżej płani pod skocznią. Mino popołudniowej pory, zaczynam od streamerów, może to niezbyt dobry pomysł, ale przy podniesionej i mętnawej wodzie, wydaje mi się, że może to przynieść dobre efekty, może coś dużego skoczy do większej przynęty, a i ja osobiście wolę streamera od nimfy. Rzucam pod brzeg i powoli, ale w rożnym tempie ściągam przynętę, jest pierwsze pobicie, ale się nie wpina, po chwili jest pierwszy trzydziestaczek, powinno być dobrze. Cały czas schodzę z nurtem i dokładnie obławiam jak największe partie wody. Przynosi to efekt w postaci kilku pstrążków i jednego czterdziestaka. Dochodzę do pierwszego bardzo głębokiego dołka, dokładny rzut pod zwisające konary, kilka krótkich pociągnięć linki, czuję tępe przytrzymanie, zacinam i ... niestety czuję jak streamer tępo wychodzi z pyska, a rozdrażniona bestia wzbija z ogromnym łomotem fontanny wody, po chwili tafla rzeki uspokaja się, skrywając w sowich nurtach pięknego pstrąga. Trudno, przynajmniej jeden zlokalizowany na jutro. Schodzę coraz niżej kontynuując łowienie streamerem, udaje mi się złowić jeszcze kilka maluszków, ze dwa około 35 cm. Brania powoli ustają, pochmurna pogoda, zachodni wysoki brzeg z dużą ilością drzew i krzaków, i późna pora powodują, że w wodzie zapadają szybko ciemności, a prowadzona głęboko ciemna przynęta staje się prawie niewidoczna, choć na powierzchni raz za razem ryby zbierają owady, ale nie decyduję się na zmianę przynęty, większość zbiórek wygląda na lipieniowe, a to jeszcze nie jego pora. Robi się coraz ciemniej, szybko schodzę do obozowiska, ognisko, kiełbaska, chwila wieczornego relaksu i do spania. Niedziela wczesny poranek, budzę się instynktownie, świat jest jednak piękny, poranna mgła zasnuwa rzekę i okoliczne wzgórza, nad horyzontem powoli zza gór przebija się słońce, szum rzeki, śpiew ptaków i skaczące pstrągi. Szybka poranna toaleta, kawa, montuję zestaw, dzisiaj dalej solidny sprzęt, ale będę łowił daleką nimfą na pływającej lince, w nocy woda przysiadła i oczyściła się. Przeprawiam się na drugą stronę rzeki, wydeptaną ścieżką maszeruję w górę Sanu, dzisiaj zacznę łowy od „Jamy Głowacicowej”. Zakładam jako kierunkową zwykłą brązkę ze złotą główką, na skoczka jasną plecionkę. Podaję przynęty w górę na długiej lince i sprowadzam na siebie, po kilku rzutach branie, zacięcie i ... wygląda mi to na dużego lipienie, po chwili w podbieraku ląduję piękny „kardynał”, w pół godziny łowię jeszcze trzy duże lipienie i ani jednego pstrąga, wszystko na brązkę, a więc niestety to nie ta przynęta, lipienie mają jeszcze czas. Zmiana kompletu nimf, na skoczku ląduje kiełżyk, a na kierunku jętka z tułowiem z bażanta, pakunkiem w kolorze czerwonego wina i z perłową pochewką. Brania lipieni ustają, ale i brań pstrążków brak, zmieniam sposób prowadzenia nimf i zaczynam schodzić w dół rzeki, teraz podaję nimfy w poprzek rzeki i sprowadzam je na lekkim „żagielku”, zaczyna to przynosić efekty, zapinam kilka maluchów, kilka brań bez kontaktu, wreszcie coś większego, nie jest to wielki kaban, ale około czterdziestu Sanowych centymetrów też ładnie daje popalić na szybszej wodzie. Ciągle schodzę w dół i obławiam dokładnie nimfami wszystkie wloty, dołki, przyśpieszenia, dokładnie penetruję kryjówki za dużymi kamieniami, od czasu do czasu zapinam kropka większość do trzydziestu centymetrów, trafiają się i ze dwa powyżej. W końcu dochodzę do głębszego dołka pod prawym brzegiem rzeki, bardzo dokładnie go obławiam nimfami, ale bez najmniejszego efektu, w końcu pozwalam nimfą spłynąć na samą końcówkę głęboczka, gdzie woda zdecydowanie przyśpiesza, prawie na samym końcu, niemal na wyprostowanej lince, delikatne trącenie, zacinam, eksplozja wody, wędką wstrząsają gwałtowne szarpnięcia, potok to raz młynkuje z siłą walca, to wyskakuje metrową świecą ponad lustro wody, wstrząsając łbem, próbując pozbyć się przynęty. Powoli, powoli się uspokaja i tylko ekstremalnie wygięta wędka i mocne odjazdy świadczą o wielkiej mocy na końcu przyponu, jeszcze kilka gwałtownych odjazdów, kilka szarpnięć i po kilkunastu minutach walki, piękny ponad piędziesięcio-centymetrowy potok ląduje w podbieraku. Chwila na uwolnienie ryby od natrętnego kiełża, na rozluźnienie lekko bolącej ręki i wracam do gry. Dalej kontynuuje łowienie pod brzegiem, dalej nimfa na długiej lince, ale jakoś bez większego efektu, jakiś maluszek, jakieś skubnięcie, nic konkretnego. Zaczynam schodzić szybciej w kierunku biwaku, jeszcze tylko ostatni niepozorny dołek, którego praktycznie nie widać, ale ja wiem, że jest i, że jest na pewno zamieszkały, tylko przez kogo. Podaje nimfy w górę, pod wiszące gałęzie, lekko powyżej dołka, ledwo udało mi się naprężyć zestaw, a tu potężne szarpnięcie niemal wyrwało mi wędkę z ręki, zdążyłem tylko przytrzymać linkę i lekko zaciąć, ale to wystarczyło, by potężny, około sześdziesięcio-centymetrowy kaban wystrzelił w powietrze jak z procy, prawie zaczepiając o konary zwisające nad wodą, po czym ryba zaczyna pruć pod prąd z mocą lokomotywy, kilka razy wystrzeliwując w powietrze. Po wyciągnięciu kilkunastu metrów linku udaje mi się ją zatrzymać, ale profesor kropkowaniec nagle zmienia kierunek i zaczyna spływać w moim kierunku, ledwo, lesdwo udaje mi się wybierać linkę, utrzymując kolosa na kiju, w końcu ryba odbija na środek rzeki, próbuje kilka razy mocnych odjazdów, czując bezcelowość swoich zabiegów zmienia taktykę i wraca pod brzeg próbując wbić się pod korzenie nadbrzeżnych krzewów, na szczęście jest już osłabiona i udaje mi się ją zatrzymać za każdym razem, kiedy kierowała się do brzegu. Zaczynam podprowadzać ją coraz bliżej siebie, jeszcze kilka, kilkumetrowych odjazdów i pięknie wybarwiony potokowiec, po dwudziestu kilku minutach walki, ląduje w podbieraku. Szybkie zdjęcie i kropek niemal wyrywa mi się z ręki szybko odpływając w nurt rzeki, a ja robię sobie przerwę, na kawę i mały zasłużony odpoczynek, ręka jednak trochę boli po holu takiej wspaniałej ryby. Popijam kawkę, obserwuję skaczące od czasu do czasu małe pstrążki i zastanawiam się co dalej, jak, gdzie i na co, postanawiam jeszcze raz podejść na „Jamę Głowacicową”, wiem, że tam padły dwa tygodnie temu cztery duże potoki, może i mi się poszczęści. Komu w drogę temu ... jeszcze przeprawiam się przez rzekę, woda oczyściła się już całkowicie i jeszcze troszeczkę opadła. Na drugim brzegu ruszam drogą w górę, dochodzę na wysokość „Jamy Głowacicowej”, okazuje się, że nie jestem sam, na szczęście wędkarze łowią od przeciwległego brzegu, i nie będziemy sobie przeszkadzać. Zaczynam obławiać jamę, nimfy na średniej długości lince, podawane do góry, kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt rzutów i najmniejszego brania, no tak, być może w czystej i niższej wodzie, kiełżyk nie jest już zabierany przez nurt i ryba na nim po prostu nie żeruje. Decyduję się założyć na kierunek „zajączka” ze złotą główką i na skoczka małą cienką brązkę z kremowym kołnierzykiem i z malutką złotą główką. Powoli schodzę w dół rzeki, kilka nie zaciętych puknięć, jeden spad i totalna cisza, czy to łowię poniżej progu, czy w dołku, czy za kamieniem, czy podaję nimfy w górę rzeki, czy w jej poprzek, czy całkiem dół, efekt jest ten sam, czyli żaden. Przeszedłem już około stu pięćdziesięciu metrów rzeki i w zasadzie zero, totalne zero. W końcu dochodzę do starego, zwalonego przez bobry drzewa, poniżej którego zaczyna sie lekko pogłębiać i zwalniać prąd rzeki. Zmieniam nimfy, na kierunkową zakładam jasno zieloną plecionkę z brązowym kołnierzykiem i srebrną główką, na skoczka brązkę z niebiesko opalizującym fleshem i złotą główką. Podaję nowy zestaw lekko pod wystający konar drzewa i sprowadzam w dół na lekkim „żagielku”, w połowie spływu zdecydowane przytrzymanie, zacięcie i na kiju czuć duży opór, ryba szamocze się na wędce mącąc spokój na sennej rzece, szybko schodzi jednak w pobliże dna i tam dalej walczy zawzięcie, próbując wbić się w jakąś kępę trawy, na szczęście udaje mi się nie dopuścić do tego i po kilkunastu minutach, dużo spokojniejszej walki, z kilkoma krótkimi odjazdami, następny ponad pięćdziesięcio-centymetrowy kaban ląduje w podbieraku. Jest już dobrze po południu, znikły chmury, a z nieba leje się żar, jestem ubrany troszeczkę za grubo i robi mi się niesamowicie gorąco, odpuszczam dalsze łowienie i schodzę szybko do auta, zmieniam ubieranie na dużo lżejsze, w między czasie z góry schodzi znajomy p. Marcin, a drugi znajomy, Krzysztof dojeżdża autem. A więc chwila na dłuższy odpoczynek, siedzimy, gawędzimy, oczywiście o rybach, o wędkowaniu, o wędkarskich przygodach, czas ucieka niepostrzeżenie. Pora na dzisiejsze ostatki, miałem zejść poniżej „Eldorado” i „Średniej Wsi”, ale Krzysztof nie wierzył, że dzisiaj połowiłem takie piękne potoki i to na wolnych głębokich dołkach, więc idziemy znowu do góry, może coś się jeszcze uda złowić rozsądnego. Rozpoczynamy łowienie od progu poniżej „Jamy Głowacicowej”, zgodnie z życzeniem Krzysztofa schodzę jako pierwszy, na lince dalej nimfy. Jest już dość późno, pora raczej nie pstrągowa, ale coś trzeba robić, a lipienia nie wolno łowić. Powoli schodzimy w dół Krzysiek zapina klika niedużych pstrągów, ja przez dłuższy czas nie mam brania, nagle na wyjściu z jednego z dołków mocne szarpnięcie, przycinam, kocioł w wodzie, kilka gwałtownych młynków i pstrąg odpada z wędki, ten wygrał potyczkę. Schodzę powoli niżej, obławiam dokładnie najgłębsza jamę na tym odcinku, ustawiam się tak aby podać nimfy jak najbliżej brzegu, a nie jest to łatwe bo dość gęsto rosną tam drzewa i zwisające gałęzie bardzo utrudniają precyzyjne rzuty. Udaje mi się znaleźć małą przerwę wśród gałęzi, i choć świecące prosto w oczy słońce dość znacznie utrudnia ocenę dystansu, to przy odrobinie szczęścia udaje mi się podać nimfy idealnie, linka układa się niemal równiutko, dzięki czemu udaje mi się zareagować właściwie na branie, które nastąpiło prawie natychmiast po wpadnięciu nimf do wody. Znowu duży pstrąg, znowu znajome, tępe targnięcia wędką i mocne zdecydowane odjazdy, ryba nie daje się wyholować z dołka, na każde moje wybranie kilku metrów linki, odpowiada odjazdem z powrotem do swojej jamy, zmieniam taktykę nie forsuję mocnego holu, ale delikatnie powolutku odciągam potoka od brzegu, manewr ten udaje mi się wyśmienicie, „uśpiony” kropek nawet nie zauważa jak znajduje się na otwartej wodzie, jeszcze kilka targnięć wędką, kilka dłuższych i krótszych odjazdów, powoli kończy następną walkę. Gratulacje od Krzyśka, pamiątkowa fotka, i piękny pięćdziesiątak wraca do wody. Na dzisiaj koniec, zmęczony, ale bardzo, bardzo zadowolony, wracam powoli do auta. Dzień piękny i udany, rzeka ponownie wynagrodziła pięknymi i dorodnymi okazami ryb, dziękuję. Czas wracać, za tydzień wrócę, może w inne miejsce, może będą inne, piękne ryby, może inne ciekawe przygody, czas pokaże.

<< PowrótOceń artykuł >>

Autor Komentarz
Cezary Tyczyński
Bardzo fajnie się czytało.. życze dalszych sukcesów i w końcu połamania wędki :)


http://wedkarzu.dyskutuj.com
pstrag555
Bardzo przyjemny w odbiorze , dobrze napisany artykuł... Dzięki takim tekstom , można choć przez chwilę , otrzeć się o przygodę... Pozdrawiam...

Galeria zdjęć
Słowacja 2023
Email:
Haslo:
Zaloguj automatycznie
przy kazdej wizycie:
Zaloz konto
Gorące dyskusje
Na Forum
Wilki, bobry -
nawiązanie do
poprzedniej dyskusji

Witam. Warto
posłuchać https://yo
utu.be/RRYn-ioQraY?s
i=TzsZkBAvtWVOLhGv P
ozdrawiam.
Propozycje na naszywkę Forum FF

 [tally] 7

 [tally] 5

 [tally] 10

 [tally] 12

 [tally] 81

 [tally] 10

 [tally] 1

 [tally] 4

 [tally] 19

 [tally] 8

 [tally] 19

 [tally] 93

 [tally] 24

 [tally] 6

 [tally] 7
głosów: 306 więcej >>
Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus