|
Ja wypowiadalem sie w kontexcie wypowiedzi J.K. czyli prod. mat. do zarybiania stoisk rybnych. Oczywiscie moglem nie zrozumiec intencji.
Rzeczywiście, tak mogło być ...
W końcu wpuszczenie ktroczków karpia do stawu hodowlanego to też "zarybienie", a te kroczki to "materiał zarybieniowy" ... wymagający wczesniej "wyprodukowania" ... Jeśli hodowcy zajmują się działaniami środowiskowymi, toi trudno spodziewać sie, że wyzbędą się swojego "skrzywienia zawodowego" ... i że będą traktować rzekę i morze inaczej niż "trochę większy staw" ...
Rozmawiałem z wieloma ludźmi wywodzącymi sie spośród hodowców i ich głownym zainteresowaniem było "wykorzystanie zasobów pokarmowych środowiska do zwiększenia masy wpuszczonych ryb" ... co, o zgrozo, orgraniczało się do oceny wzrostu pojedynczych osobników, bez zważania na ich liczebność ... rozważania dotyczace warunków środowiskowych, przeżywalności, zmiennosci genetycznej, reprodukcji, sprawności reprodukcyjnej, efektywności zarybień (róznorakiej) itp.itd. były lekceważone i uznawane za niewazne ... podstawą myślenia był zawsze "hodowlany obrót" .... zarybienie - odłów ... kto by się tam zajmował naturalnym tarłem, warunkami fdo jego odbywania, skoro więcej i sprawniej można "wyprodukować" i wpuścic, niech rośnie ... jak w stawie ... a jesli nei wyrośnie, to ... jest "dziura rocznikowa" i trzeba ... wpuścić więcej ... a to oznacza większy efekt ekonomioczny hodowli narybku ...
Najlepiej ten system funkcjonuje w warunkach braku mierzenia efektywności, czyli okreslania "racjonalności gospodarowania" wielkością nakładów, a nie efektów ... w czym uczestniczą gremialnie .... sami wędkarze, upominając się o nakłady, a nie o efekty, odrzucając działania na rzecz mierzenia efektów ....
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|