|
Artur, takie ochłodzenie przy braku dużych wahnięć poziomu wody by nam tutaj w górach nic nie zaszkodziło. Pewnie i wam na północy może rozwój opóźnić, ale nie zniszczyć. Mnie raczej chodzi o zwrócenie uwagi publiczności na własne frustracje i stresy, bowiem ja, który w tarło naturalne wierzy do tego stopnia, żem sobie inkubator na własnym podwórku za własne petrodolary wystawił i co roku miał do pomocy studentów na praktykach, które te najdziksze z dzikich pstrągów roznosili po maleńkich dopływach, nagle Bogu dziękuję, że mam gdzie te dzikusy umieścić i karmić jak jaki hodowlany narybek w oczekiwaniu na pogodę. O tempora, o mores. I gdzie i po co te nasze wymiary ochronne? Co nam z tarła poza podwórkiem u mnie czy poza wylęgarnią? Praprzyczynę wyłuszczył Krzysztof D. powyżej, a lekarstwa nie widać oprócz pieniędzy prywatnych i z dotacji europejskich na takie projekty jakie realizujesz ty, kilku innych na północy i jakie mamy zamiar robić tu na południu. Zakrawa na drwinę, że wolimy wierzyć w sztuczne zarybienia, bo nie chcemy pozbawić się ryb, a nie widzimy, że nawet zarybiając maskujemy tylko ich organiczny brak wywodzący się z braku możliwości rozmnażania się i ogólnie możliwości przeżycia ryb w rzece. I jakby nie zastanawiamy się ile jeszcze zostało nam do zrobienia aby rzeki odzyskały swoją podmiotowość i przestrzeń.
Krzysztof, proszę nie odpowiadaj na ten post, inkubator widziałeś, wiesz ile przy nim ciężkiej pracy i jaki może być (lub nie ) z tego efekt. Inkubator sprawy nie załatwi, ale zgromadzenie odpowiedniej ilości funduszy, dla realizacji projektów odtworzenia rzek - może tak. Daj ludziom się zwieść, niech nie wiedzą, że wszystkiemu winien socjalizm, i daj im się "podprowadzić" takim wariatom jak ja i Artur, żeby się złożyli na jakąś kasę na choćby przykładowe projekty rehabilitacyjne. A jak nam nie wyjdzie, to zawsze będziesz mógł mówić: znów ich "ogołocili"...
|