|
Tak Cygant , masz rację. Toznany scenariusz podczas zarybień. Czekają goście od rańca na rybę. Licencje kupione, kije oparte o samochody, ale nie łowią . Czekają. A jak się już doczekają to pytanie nr. 1
- CO TAK PÓŹNO !!!!!!?
Pytanie nr.2
- CO TAK MAŁO !!!!!!? TYLKO 10 SZT . W MIEJSCÓWKĘ ?
Rzadko kiedy któryś ruszy się do pomocy , jeśli już to tylko po to, żeby wrzucić ryby sobie pod nogami.
I ruszają do dzieła , niejednokrotnie z komentarzem : TOŻ TO CH….. A NIE ZARYBIENIE. !!!!
Stała grupa ludzi, powtarzające się ciągle te same gęby , świetnie zorientowani , w którym dniu , o której godzinie, ile kilogramów.
Ale żeby brać udział w zarybieniu ,tzn. ważyć, załadować, rozwieźć po
po rzece. O , co to to nie. Szkoda czasu.
Jest też parę ciekawych postaci , speców, które usilnie dbają o to by ryby
zbyt wiele czasu w wodzie nie spędziły , bo i po co. Ci są ruchliwi, po
drugiej rybie szybko zmieniają miejsce. Między czasie resetują sobie pamięć
więc zaczynają od zera i tak kilka razy w ciągu dnia. Również znani.
Niektórzy już mają ksywki np. docent, krawacik, kapeluch. Taka RASA.
Pozdr.
|