|
Krzysztof, przedstawię tobie hipotezę na temat zarybień smoltem i wylęgiem, nie mówię że się z nią zgadzam lub nie, ale nie brak jej uzasadnienia. Zarybienie smoltem jest właściwie dla rzeki obojętne, hodowlane ryby obciążają ekosystem rzeki jako smolty przez 2-3tygodnie, po czym znikają z rzeki i stają sie łupem rybaków w morzu.
Zarybienie wylęgiem: brak odpowiedniej ilosci dopływów w dorzeczu sprawia że zarybiamy rybą hodowlaną często dopływy będące naturalnymi tarliskami. Pojemnosc dopływów jest ograniczona i wylęg dziki walczy o przetrwanie z wylęgiem hodowlanym. Suma sumarum ilosć produkcji narybku i smoltów dzikich pochodzących z tarła poprzez zarybienia jest ograniczana. Dramaty w rzece często rozgrywają sie wcześniej niż zauważymy białe plamy na głowach i ogonach tarlaków
Arturze,
A więc wysnułeś hipotezę, która mówi, że nasze trocie chorują z powodu zarybiania wylęgiem? Czy tak mam to rozumieć? Jeżeli tak, to w takim razie trzeba wykonać test, bo inni z kolei mówią, że to wszystko przez smolty na antybiotykach. A ja chcę znać prawdę w tym zakresie - zresztą kto by nie chciał.
Skoro wylęg dziki i hodowlany konkurują ze sobą w zasięgu ciągów tarłowych troci, to możeby tak zarybiać cieki powyżej elektrowni, poza zasięgiem tarlaków? Pytanie tylko, jakie szanse na przeżycie ma smolt który wyrósł w rzece powyżej elektrowni wodnej? Spływa sobie taka rybka do morza i ile ma procent szansy na przeżycie? Nie wiem jak wyglądają turbiny MEW, więc nie mam pojęcia jakiej wielkości ryby narażone są na uszkodzenia czy nawet śmieć.
Kolejne pytanie, to czy zarybia się wylęgiem dopływy Odry poniżej progu wodnego koło Brzegu Dolnego? Kiedyś pocztą pantoflową we Wrocławiu słyszałem nawet o zarybieniach w Widawie, która uchodzi do Odry powyżej tego progu.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|