|
A ja już myślałem, że to lepiej jest jak jest "ab ovo". Czyli od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci. A tu okazuje się, że ojciec Rydzyk nie ma racji, przynajmniej w stosunku do troci: trzeba rybkę wyhodować w stawach, złowić w morzu a na końcu wykłusować w rzece. Ale teraz na poważnie: wstępem do zlikwidowania kłusownictwa powinno być przypilnowanie ryb, a nie pozostawienie rzeki bezrybnej na wszelki wypadek. A może się mylę?
Poza tym, kłusownik rybkę musi mieć zgromadzoną, żeby się mu opłaciło kłusować. Przed jazem, przed zaporą to on ma profit - porozganiana ryba w dorzeczu nie jest łatwa ani do namierzenia, ani do zyskownego wykłusowania. Mnie się marzy zawodowe wędkarstwo i amatorskie, sporadyczne kłusownictwo.Przepuszczanie przez przepławki ryb temu służy, więc realizuje moje marzenia...
|