|
wstępem do zlikwidowania kłusownictwa powinno być przypilnowanie ryb, a nie pozostawienie rzeki bezrybnej na wszelki wypadek.
To prawda oczywista. Ciekawe ile razy w okresie październik-grudzień ktokolwiek zagląda powyżej Słupska po 18-tej?
Poza tym, kłusownik rybkę musi mieć zgromadzoną, żeby się mu opłaciło kłusować. Przed jazem, przed zaporą to on ma profit - porozganiana ryba w dorzeczu nie jest łatwa ani do namierzenia, ani do zyskownego wykłusowania. Mnie się marzy zawodowe wędkarstwo i amatorskie, sporadyczne kłusownictwo.Przepuszczanie przez przepławki ryb temu służy, więc realizuje moje marzenia...
Ależ nikt nie kwestionuje zasadności istnienia przepławki w Słupsku tyle, że z tym gromadzeniem to jest tak, że zgrupowana w centrum miasta jest chyba (?) jednak bezpieczniejsza niż na dzikich polach powyżej Słupska.
A troć, siłą rzeczy i tak gromadzi się w głębszych miejscach, zwłaszcza w czasie jesiennej niżówki w niewielkiej górnej Słupii a "filce" już wiedzą jak ją stamtąd wyharatać. Dlatego też, chwilowo, mamy amatorskie wędkarstwo i zawodowe kłusownictwo.
|