|
Miałem odpuścić tą dyskusję ale biorąc pod uwagę niektóre ……
Szczególnie do Marcinsa. Przeczytaj jeszcze raz mój post i zastanów się nad swoja wypowiedzią, jej częścią, dotyczącą przypadku, który opisałem, ponieważ w odniesieniu do niego to jak strzał kulą w płot. Ja mówię o konkretnym zjawisku pazerności i głupoty, które mogło a na pewno może w przyszłości w przypadku braku obecnie jakiejkolwiek przez nas reakcji i „kontroli” spowodować skażenie środowiska i związane z tym konkretne straty, ale o tym na koniec. Ty piszesz o środku chwastobójczym o nazwie roundup. Krytykować dla krytyki? Nawet mając w temacie tego środka jakieś doświadczenie, bez zaobserwowanych widocznych np. groźnych skutków, w postaci śniętych ryb, nie znaczy, że środek ten obojętny jest dla środowiska, o czym świadczy chociażby zapis zakazu stosowania go w pobliżu ujęć wody i nie tylko. Czytając o działalności firmy Monsanto sceptycznie podchodziłbym do głoszonych przez nią prawd i badań. I o roun dupie tyle.
A o opisanej sytuacji powiem tak: „biznesmen” nie używał roundup-u, lecz jak wspomniałem inny środek, który nie jest obojętny dla ryb a z którym miałem już styczność. Chociaż skutki działania, jeśli chodzi o chwasty podobne. Butla z tym specyfikiem stała samopas na krawędzi betonowej skarpy, narażona na dostęp osób postronnych przez co istniało niebezpieczeństwo dostania się skondensowanej substancji bezpośrednio do wody. Ponadto zjawiskiem nagannym i niedopuszczalnym jest brak orientacji w tak prostych sprawach jak: świadomośc, jaki środek w danej chwili stosuje jego pracownik powiem więcej, jaki sam zakupił i jaki ten środek ma wpływ na środowisko. To tak jak zabawa dziecka zapałkami w stogu siana.
W trakcie przesłuchania policjantów wyszło na jaw, że umowa dotyczy mechanicznego, ręcznego jak zwał tak zwał usunięcia zielonych i zeschłych części roślin z betonowych skarp i szczelin dylatacyjnych. Za to wykonawca z naszych podatków miał pobrać adekwatne wynagrodzenie. Mając do czynienia z pracami przy użyciu kosy ręcznej lub mechanicznej vs chemia wiadomo o co chodzi. Lepiej wziąć kasę za wykoszenie i wychakanie a spryskać w tym przypadku szkodliwą chemią.
Czy to robienie dymu czy faktyczny pożar oceni instytucja do tego celu powołana, a o finale sprawy mogę powiadomić kolegów na forum. I tyle o tym zdarzeniu.
A teraz o bagatelizowaniu.
Dotyczy zabiegu obecnie bardzo często stosowanego nawadniania pól. W czasie którego, przez zalewanie pompy używając pojemnika po środku ochrony roślin gdzie sam producent przestrzega i podkreśla jego wysoką toksyczność dla organizmów wodnych, były sołtys pewnej wioski (w społeczności wiejskiej wydaje mi się, że są to ludzie nie z pierwszej łapanki) wytruł w tym roku na pewnym odcinku małej rzeczki prawie całą partią łososi i troci którą została zarybiona. Czy on nie zdawał sobie sprawy co robi .
Zdawał, ale jaki baniak miał pod ręką z wygody użył. Nie będę za dużo rozpisywał się o tym przypadku: np. dlaczego WIOŚ nie przyjechał, dlaczego brak zbadanych próbek wody bo to cała historia. Jednak rolnik odpowie przed sądem, a za co? Za brak pozwolenia wodnoprawnego co udało mi się ustalić i zasygnalizować jako jeden z punktów tej sprawy , zawiadamiając o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Już wiem, że za to tylko będzie odpowiadał. Ktoś powie o mnie wariat i co z tego, dobrze, ale sprawa stała się znana w okolicznych nadrzecznych wioskach ku przestrodze drugich. Myślisz że przyczepiłbym sie do braku pozwolenia gdyby nie ta chemia w postaci baniaków z resztkami tego środka pozostawionymi metr od wody
I aż tyle o uczuleniu na głupotę i chciwość ludzką.
Ja nie widzę innej możliwości w istniejących realiach walki z takimi zachowaniami, a są one nagminne. Znasz lepszą, podpowiedz, ale nie oceniaj nawet nie próbując się wcześniej dowiedzieć lub zrozumieć, co tak naprawde się stało lub co piszący na ten temat miał na myśli. Nie ma nic gorszego niż generalizowanie problemów.
|