|
Panie Leszku, ja rozumię Pańską frustrację przebywając na wodach górskich, sam tego często doświadczam ale pewnych spraw się nie przeskoczy za naszego życia. Nawiązując do Pańskiej wypowiedzi, żeby nie było niedomówień – jak dla mnie to San może być górski i po samo ujście Wisły (tylko po co? przecież przepisy uwzględniają ochronę łososiowatych, dodatkowo można je doprecyzować). Prawie wyłącznie łowię na muszkę i nie tylko łososiowate jednak śmieszą mnie trochę takie często sztuczne podziały na wodę górską i nizinną. Co do zasobności Sanu w łososiowate poniżej Sanoka to gratuluję Panu satysfakcji z połowów. Tylko niech Pan zgadnie (nawiązująć do Pańskiej wypowiedzi) dlaczego np. corocznie Koło w Dynowie organizuje „Puchar Galicji” na wpuszczanej rybie lub z dopuszczoną biała rybą. Oczywiście pstrągi i lipienie z tego co słyszę to są i w Przemyślu, tylko niech Pan sobie odpowie ile z tych ryb jest w szeroko rozumianym „zasięgu” muszkarza. Wracając do tematu ochrony (może to bezpośrednio nie wynikało z kontekstu mojej wcześniejszej wypowiedzi) chodziło mi głównie o San w granicach administracyjnych powiatu sanockiego w górę, aż do Zwierzynia. Jeśli chodzi o ochronę na innych akwenach to proszę mi odpowiedzieć jak wg Pana sprawnie prowadzić ochronę w obecnych realiach Polski bez powiązania tego np. z zyskami wynikającymi z gospodarowania na wspomnianych akwenach? Wielu się zastanawiało i jak na razie niewiele z tego wynika. Myślę, że dopuki się nie zmieni mentalność np. autochtonów w gumofilcach to na takich rzekach, które Pan wymienił każdy pstrąg czy lipień niezależnie od długości między oczami a ogonem będzie stanowił atrakcyjny łup. Nie wspomnę już o zmieniających się warunkach przyrodniczych, bo na to nie mamy wpływu. O sporcie się nie wypowiadam bo sam w nim w jakiejś części jestem zaangażowany, co nie znaczy że wszystko mi się w nim podoba (puki co jeszcze mnie kręci :)). Ja temat kończę i pozdrawiam.
|