|
"Czy to znaczy, że:
„- zarybienia nie maja wpływu na lokalne populacje,
- zarybienia nic nie dają bo zostaja tylko miejscowe ryby? „
Często badania genetyczne nie dają tak jasnych odpowiedzi jak by się spodziewał gospodarz łowiska. Często też prowadzą do powstania jeszcze większej ilości pytań i wątpliwości.
Myślę, że i w tym przypadku nie ma jednoznacznej odpowiedzi i na pewno nie może mieć ona ogólnego charakteru. Mamy to do czynienia z tak wielką ilością czynnków środowiskowych , wzajemnych interakcji pomiędzy materią ożywioną i nieożywioną, że nie sposób wszystkiego przewidzieć. Jeżeli nie sposób wszytkego przewidzieć to trzeba działać ostrożnie - „Primum non nocere” (łatwo powiedzieć!)
To oznacza, że zarybienia mogą nie mieć (za każdym razem rozpatrujemy indywidualny przypadek) takiego wpływu na lokalne populacje jak spodziewamy się ze „stechiometrycznych” wyliczeń. Ale mogą tez mieć… Jak się nie sprawdzi to się nie będzie wiedziało.
„- gatunki są na tyle "plastyczne", że sie dostosowuja łapiąc miejscowe cechy? „
Gatunki mogą być plastyczne w sensie budowy ciała czy ubarwienia to jest dostosowywanie do środowiska które przecież samo się zmienia i jest też w naturalny sposób zmienianie przez organizmy zajmujące w dogodnych warunkach nowe siedliska. W tym sensie łososiowate mogą być plastyczne. Mogą okazać się też na tyle plastyczne że będą unikać miejscoych drapieżników, korzystać z miejscowego pożywienia i substratu tarłowego a nawet przerzucić się z March Browna na jętki CDC na haczykach 20. W sensie „genetycznym” może dojść do wymieszania populacji w jakimś stopniu, wcale lub nawet do wyparcia populacji miejscowej jeżeli była zbyt mała w stosunku do nowej a nowa znalazła dogodne warunki do bytowania. Co ciekawe ryby nie muszą się wcale mieszać. Nie pamiętam autora, ale przypominam sobie, że czytałem kiedyś coś na temat współbytowania w rzece dwóch stad (chyba chodziło właśnie o lipienia), które wyciarały się w róznych terminach a pochodziły prawdopodobnie z zarybień i z „natury”. Zresztą takie rzeczy prawdopodobnie spotyklamy i na naszych podwórkach, kwestia umiejętności obserwacji natury (Serdecznie Pozdrawiam Właściciela obwodu na Rabie ). Markery genetyczne są tak wybierane, aby nie miał na nie wpływu dobór naturalny (mówimy, że są neutralne) nie będzie więc na wynik badań miało jak długo przodkowie badanego osobnika przebywali w danym miejscu, czy zmienili ilość kropek i są bardziej wysmukli, ale skąd pochodzili.
- lipienie z pd-wsch to zupełnie coś innego niż z reszty naszej pięknej ojczyzny
Chodzi tu o mitochondrialne DNA, którego zróżnicowanie wskazuje nie tyle cechy lokalnych populacji co obszarów. W naturze ma na nie wpływ np. kierunek zasiedlania obszaru przez przodków dzisiejszych populacji w czasie ustępowania lodowców (8-12000 lat temu). Mówiąc pd-wsch Polska miałem na mysli San, ale również Poprad. Może więc i Dunajec. Możliwe też, że to lipienie z Wahu lub „skąd popadło” mają cechy tych z pn Alp.
Moje badania odnosiły sie do populacji z całej Polski i miały charakter ogólny. Myślę jednak, że jest uzasadnione wykonanie badań bardziej szczegółowych dla samej pd-wsch Polski. Myślę tu zarówno o wodach o dużej jak i małej presji, zarybianych intensywnie i nie – to dałoby pełny obraz sytuacji. Nie jest to jednak temat na rozmowę na forum, ani na telefon.
Osobiście cieszy mnie fakt, że pomimo presji (nie tylko wędkarskiej) są jeszcze osoby, które zdają sobie sprawę że działają na wodach otwartych i starają się zachować naturalną bioróżnorodność choć w małych enklawach, tak aby można było kiedyś z większym zasobem wiedzy i portfela mądrze ją spożytkować.
Pozdrawiam Serdecznie,
Łukasz Jurczyk
|