|
Tylko sympatyk ryb, tyle że czytający i próbujący o tym myśleć może więcej niż średni statystycznie Polak.
Jeśli mam być szczery, to nie widzę rozwiązania istoty problemu, czyli postępującej degradacji środowiska. Jest coraz więcej ludzi i każdy chce żyć jak najwygodniej. Tego się nie da pogodzić z wymogami natury i naszymi oczekiwaniami. To, co próbujemy robić, jest tylko próbą leczenia objawów, a nie choroby. Nieliczne przypadki korzystnej dla nas ingerencji (np. budowa zapory na Sanie i stworzenie nowego siedliska dla ryb łososiowatych) nie mogą przesłonić istoty problemu. Jesteśmy w zdecydowanej mniejszości (ok. 20-30 tys. wędkarzy ryb łososiowatych) wobec pozostałych 38 mln Polaków, którym ´zwisają kalafiorem´ problemy rzek, a w ogóle środowiska. Dotyczy to także kłusownictwa.
Zbieram materiały do opracowania naukowego nt. wpływu działalności człowieka na środowisko naturalne (głównie wodne) od średniowiecza do początku XX w. Korzenie naszych problemów sięgają co najmniej XIII w., czyli od kiedy zaczęto zabudowę hydrotechniczną rzek. A kłusownictwo rybackie było już plagą za Kazmimierza Wielkiego, o czym już pisałem w innym miejscu.
|