|
Przedwiośnie. Stanąłem z Michałem nad Czarną Hańczą. Z obużeniem stwierdziłem, że brzegi zakola rzeki były uregulowane koparką, jak linijką ciągnięte. „To znowu ci idioci z RZGW!” wrzasnąłem z rozpaczy. Doszedł do nas młody muszkarz. „Trzeba by tu conajmniej coś zasiać, renaturyzacja potrwa lata” myślałem głośno. „Będzie szybciej. Miejscowy pastuch przegania tu 200 owiec, rodepczą nasyp” pocieszył mnie miejscowy. Zauważyłem, że uregulowany odcinek ogrodzony jest taśmą z folii. „Co to ma być?”. „Niby matecznik” odparł miejscowy. „Ale powyżej łowić można?” „Tak.” Woda była czysta, stan średni, zachęcający. Ruszyłem w kierunku rzeki. Ktoś ścisnął mnie na ramieniu. „ Kochany, czas wstawać. Dzisiaj urodziny Magdaleny”. Ze zdumieniem patrzałem w błękitne oczy mojej żony. Leżałem w łóżku, w domu, pod Berlinem. Faktycznie, dzisiaj są urodziny mojej córki. Jest 4. marca 2007 roku, siódma rano.
W najbliższym czasie muszę koniecznie wyskoczyć na ryby.
|