|
Panowie...a czy ktos z Was orpocz wspomnianych powyzej roznych aspektow zwiazanych z pojmowaniem no kill ,C&R utrzymywaniem populacji na odpowiednim poziomie (zwal jak zwal) nie ma po prostu zwyczajnego KACA??? Kaca po zabiciu ryby... I nie ważne czy to jest piekny dziki potokowiec ,lipien czy wpuszczony pare dni temu tęczak! Nie jestem pewien czy z tym się trzeba urodzić, czy też nabywa się tego w miare jak postępuje nasza wędkarska ewolucja,postrzeganie naszej ofiary...ktora jednocześnie jest naszym...zbawieniem. Bo czyz nie po to czesto jezdzimy na ryby? Po swojego rodzaju zbawienie?...Wybawienie ,urwanie sie z choinki,z szarego swiata ,z obowiazkow, z nudnej pracy ,od upierdliwego...otoczenia? Jadę...i oczekuję spotkania z rybą, oczekuję emocji, ktore są jak lekarstwo. Jestem jej dlużnikiem...i za to mam jej dać w łeb??? Za te chwile frajdy...za ten dzwięk hamulca, za telegraf zrobiony ze szczytówki ,za przyjemny cięzar w podbieraku, za wspaniale ubarwienie ??? Myśle, że każdy z Was kto przeżył emocjonujący hol i a potem pozwolił rybie odpłynąć i odpowadzał ją wzrokiem z usmiechem na ustach wie o czym mówie...
pzdr
M
O
|