| |
Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej
Jeżeli widzisz i masz pomysł jak poprawić taki, a nie inny stan rzeczy i Twoje propozycje okażą się rozsądne, to służę pomocą.
Obaj oceniamy liczebność ryb w Dunajcu zgoła odmiennie i wolno nam. "Dużo" "dobrze" "źle" to pojęcia względne. "Jest prowda, tys prowda i g... prowda" - że pozwolę sobie zacytować ks. Tischnera. Dlatego też nie próbuję z Tobą polemizować.
Czy ryba zmieniła obyczaje? Dawniej była na nią zdecydowanie mniejsza presja, była mniej skłuta i może bez to mniej ostrożna. Łowię kilkaśnaście lat, mój tato i jego koledzy łowili za nim ja się urodziłem i zdarzało się im "wracać o kiju", więc może jednak "nie zawsze brała"? Może to pamięć wszystko ubrwia? Gdy byłem w wojsku to kląłem na nie jak szewc - dziś z rozrzewnieniem wspominam tamte czasy
Nie "ołowiankę" obwiniałbym o niską liczebność ryb w naszych wodach - jak ktoś powiedział "to nie przynąta łowi tylko wędkarz". Przyczyn jest wiele, nie będę ich tu wszystkich wymieniał. Zwrócę uwagę na jedną - jako dziecię łowiłem pstrągi w Potoku Bystry, bedący dopływem Rogoźnika /ten z kolei jest dolywem Czarnego Dunajca/ - był to prawie strumyk, trochę trzaba się było natrudzić, ale można było złowić kpl. pstrągów czyli 5 sztuk. Dziś tam ryb nie ma i bynajmniej nie dlatego, że ja je wyłowiłem - przyjechali spychaczami rozepchali koryto, zniszczyli kryjówki, tarliska. Do tego obniżył się poziom wody w tymże potoku a ja zamiast w ciszy i spokoju muszkować w kameralnych warunkach jadę na "dużą rzekę". Ilu jest takich jak ja?
Czy przy prawidłowej gospodarce na rzecze, ale o tak olbrzymiej presji można zrobić tak żeby ryba "zawsze brała"? Odpowiadam - nie. Albo będziemy łowić wszyscy /płacąc małe składki, z których jeszcze mniej "idzie" na zarybainie/ i jeden będzie miał efekty lepsze drugi gorsze, albo muszkowanie stanie się hobby dla zamożnych.
Pozdrawiam Zbyszek
|