| |
Też jestem żoną muszkarza. Nie jest tak żle. Wiadomo, że drugą połowę bierze się z całym dobrodziejstwem inwentarza. A wędkarstwo, w dodatku muchowe, to piękna pasja. Zgadzam się z Fremenen (a właściwie z jego żoną) - też swojego ukochanego wykopuję na ryby, gdy robi się zbyt marudny. Potem tryska entuzjazmem i łatwiej go przekonać do pewnych niemiłych czynności. Obowiązkami staramy się dzielić. Także dziećmi zajmujemy się wspólnie. Czasem razem wyjeżdżamy (rybne rzeki są w naprawdę przepięknych okolicach). Męża - muszkarza nie uważam za uciążliwość a raczej za zaletę. W dodatku ma fantastycznych kolegów "po kiju". Pozdrawiam wszystkich krewnych i znajomych królika
kama
żona Orvisa
|